Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obcy wzięli naszą ziemię

Henryka Bednarska
Rolnikom ze Starych Dzieduszyc: Zygmuntowi Wilkowi (od lewej), Kazimierzowi Staniewskiemu i Józefowi Sucheckiemu żal, że ziemia, którą mogliby uprawiać, zarosła chaszczami i marnieje
Rolnikom ze Starych Dzieduszyc: Zygmuntowi Wilkowi (od lewej), Kazimierzowi Staniewskiemu i Józefowi Sucheckiemu żal, że ziemia, którą mogliby uprawiać, zarosła chaszczami i marnieje fot. Katarzyna Chądzyńska
Obcy wykupili albo dzierżawią jedną czwartą witnickich gruntów. - Są jak wrzód. Ich ziemia leży odłogiem - złości się radny Zygmunt Wilk.

Rolnikom ze Starych Dzieduszyc żal patrzeć, że ziemia tak marnieje. I o to mają największe pretensje do obcych. - Tyle hektarów leży odłogiem! Trzy lata trzeba, żeby to obrobić na pole - mówi Józef Suchecki, stojąc w gęstwinie chaszczy. Jego syn Arkadiusz od razu kupiłby 20 ha ziemi. Nawet na 100 ha zdecydowałby się Grzegorz Miśkiewicz. - Mam kombajn, ciągniki, ale nie ma jak się rozwinąć. To też moja wina, za późno zacząłem się starać o ziemię. Ale coś jest nie tak, skoro mają ją ludzie z Warszawy, przez lata jej nie uprawiają, a ja się duszę - tłumaczy. W gminie Witnica poza pojedynczymi hektarami nie ma już ziemi do kupienia.

Cena ziemi razy dziesięć
Na 12 tys. ha użytków rolnych jedna czwarta należy do ludzi spoza gminy. Większość ziemi dzierżawią: albo od Parku Narodowego Ujście Warty, albo od Agencji Nieruchomości Rolnych. Dzierżawią, lepiej lub gorzej uprawiają i biorą unijne dopłaty, średnio 760 zł za hektar. Ponad 1 tys. ha obcy kupili na przetargach ogłaszanych przez agencję. - Cztery, pięć lat temu startowałem w przetargu. Przebił mnie człowiek ze Szczecina. Jak się nie ma miedzi, to się siedzi - mówi sołtys Kamienia Wielkiego Stanisław Laskowski. Tak setki hektarów poszły w ręce mieszkańców Warszawy, Poznania, Gliwic. Zdaniem sołtysa Laskowskiego oni już wtedy wiedzieli, że ziemia będzie drożała. Wiedzieli, o co walczą.

Ceny ziemi znacząco zaczęły rosnąć dwa lata temu. - Jeszcze w zeszłym roku w przetargach sprzedawaliśmy hektar średnio po 4,6 tys. zł, teraz już po 7 tys. zł - mówi Elżbieta Piekarczyk z gorzowskiego oddziału ANR. Na wolnym rynku jest jeszcze drożej. W 2000 r. mieszkaniec Poznania za blisko 100 ha w Kamieniu Wielkim zapłacił agencji 250 tys. zł. W październiku zeszłego roku sprzedał ziemię za 2 mln zł. W grudniu 230 ha w Mościczkach kupiła firma Ekoplant z Kątów Wrocławskich. - Prowadzimy gospodarstwo ekologiczne zgodnie z wymogami Unii - tylko tyle zdradza prezes zarządu Wojciech Winkel. Liczy na zysk za kilka lat i - co naturalne - zamierza korzystać z dopłat. Nie chciał zdradzić, za ile kupili ziemię. Nam się udało dowiedzieć, że za prawie 2,5 mln zł. Siedem lat temu agencja sprzedała ją poznaniakowi za 371 tys. zł.

Są jak wrzód

Do tych, co uprawiają pola, rolnicy z Witnicy nie mają pretensji. Ale złoszczą się, gdy widzą, że ziemia to tylko lokata kapitału. - Warszawiacy są jak wrzód. Ich ziemia leży odłogiem, a nasi nie mają pola - mówi radny Zygmunt Wilk, sam rolnik na kilkuset hektarach.

Zapewnia, że sam nie potrzebuje ani ara. Buntuje się, bo chce pomóc innym. Jego sąsiad Kazimierz Staniewski nie może zrozumieć, jak to jest, że ziemię kupują ludzie niezwiązani z rolnictwem, a rolnicy nie mogą. - Rolnicy byli za biedni. Warszawiacy mieli pieniądze i zwietrzyli interes - mówi burmistrz Witnicy Andrzej Zabłocki.

Pamięta wizytę dwóch panów w urzędzie, pokazuje wizytówkę jednego z nich - Michała Górskiego, wtedy zastępcy szefa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka. Działki czworo warszawiaków kupiło na przetargu w 2001 r. Podbili ceny i za 130 ha sadów zapłacili 424 tys. zł, zaś za 230 ha ziemi - 570 tys. zł (pierwszy wkład odpowiednio 85 tys. i 170 tys., resztę płacą w ratach po 24-26 tys. zł rocznie). Burmistrz wie, że wolny rynek rządzi się swoimi prawami. - Ale nie podoba mi się, że grunt leży odłogiem - przyznaje.

Przed wejściem Polski do Unii jeden z rolników wydzierżawił od warszawiaków 42 ha. Później chciał więcej. - Ale właściciele się nie zgodzili. Zmienili plany - mówi Stefan Czerwiński z Golenic, który na miejscu załatwia wszystko za właścicieli. Na 55 ha od trzech lat rosną świerki.

Posadzą las

Chcieliśmy zapytać właścicieli, co zrobią z resztą ziemi. Ponad dwa tygodnie temu spotkaliśmy się w Warszawie ze współwłaścicielką Aldoną Wnęk. Nie chciała mówić o planach. - Gdybym była wyłączną właścicielką, powiedziałabym. Ale to układ biznesowy, muszę zapytać kolegów - powiedziała. A pozostała trójka przebywa akurat na zagranicznych kontraktach. Po sześciu dniach usłyszeliśmy, że koledzy w ciągu dwóch, trzech dni na pytania odpowiedzą mailem.

Minął kolejny tydzień, mimo monitów, odpowiedź nie nadeszła. Z naszych informacji wynika, że ziemia warszawiaków będzie systematycznie zalesiana. W tym roku zasadzono już 20 ha, kolejna taka działka jest przygotowywana, na las w najbliższym czasie zostanie wykarczowany sad. Sadzenie lasów dotuje Unia: w pierwszym roku zwraca pieniądze za sadzonki, ogrodzenie, daje premię pielęgnacyjną i zalesieniową. Tę ostatnią wypłaca jeszcze przez 19 lat.

- Byłam tam trzy lata temu, podobała mi się niecka położona w lesie. To ładny teren turystyczny - twierdzi Aldona Wnęk. Przyznaje, że liczyli na wzrost cen ziemi, że może zarobią. Wiedzieli też o unijnych dopłatach. - Tylko nie wiedzieliśmy, czy wejdziemy do Unii - mówi. Czy to w porządku, że ktoś z Warszawy kupuje setki hektarów, sadzi las, a rolnicy nie mają ziemi na uprawy? Aldona Wnęk: - A czy to w porządku, że ktoś wykupuje mieszkania, a ludzie nie mają gdzie mieszkać? Na tym polega kapitalizm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska