Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ochraniacze zamiast pończoch czyli dlaczego kobiety lubią futbol?

Paula Herba 68 32 48 825 [email protected]
Jako wierni kibice jesteśmy z Liverpoolem zarówno po zwycięstwie, jak też porażce. Tym razem nasi ulubieńcy triumfowali!
Jako wierni kibice jesteśmy z Liverpoolem zarówno po zwycięstwie, jak też porażce. Tym razem nasi ulubieńcy triumfowali! archiwum Pauli Herba
Dlaczego Liverpool? Dlaczego jako kobieta mam czelność interesować się futbolem? Jak śmiem obracać się w męskim świecie? Wybrałam taki klub, nie inny, bo mi się podoba. A na widok Fernando Torresa wyję z zachwytu!

- Torres? El Niño? On już nie gra w Liverpoolu! Jest zdrajcą, odszedł do Chelsea! - wklejam przezornie potencjalny cytat, pierwszą myśl Czytelnika, celowo pomijam ,,głupią babę'' i ,,ignorantkę''. Odszedł, i owszem. Ale to właśnie dzięki niemu pokochałam Liverpool, zainteresowałam się piłką i zaczęłam o niej pisać.

Futbolowo głupia jak but

Moje początki były trudne, przezabawne, pełne hiszpańskich namiętności i uniesień. Nie wiedziałam, co to spalony, ale w wycinaniu zdjęć piłkarzy z ,,Bravo Sport'' byłam mistrzynią. Nie oglądałam zbyt wielu meczów, ale plotki o prywatnym życiu zawodników - nieszczęśników serwowałam sobie o każdej porze dnia. Tak miały się moje piłkarskie sprawki, kiedy kończyłam edukację w gimnazjum. Byłam głupia jak but. Nawet nie jak korek. Zdecydowanie nie zasługiwałam na to miano.

Przygoda z futbolem, z Liverpoolem, jeszcze bardziej laicka rozpoczęła się jednak wcześniej. W podstawówce, gdy byłam głupia jak sandałek albo gumowy klapek, oglądnęłam pewien mecz w towarzystwie kolegów na szkolnej wycieczce. Było to spotkanie Liverpoolu i Milanu w finale Ligi Mistrzów, w 2005 r. Nie wiedziałam wtedy, która linia wyznacza granicę boiska, nie mówiąc o polu karnym czy ,,piątce''. Byłam pewna jednego - włosy Milana Barosa błyszczały na granatowo w świetle stadionowych lamp.

Rosyjski rollercoaster

Mecz mnie wciągnął. Liverpool przegrywał po pierwszej połowie, w bramce The Reds stał Jerzy Dudek. Wszyscy wiemy, co się działo później. Ja, mimo że bliska omdlenia z powodu uroków pewnego Czecha, w drugiej części spotkania doświadczyłam niesamowitych emocji. Wierzyłam w Czerwonych, modliłam się o jeszcze jednego gola, tylko jednego! Płakałam, krzyczałam. Z wypiekami na twarzy śledziłam ruchy rąk Stevena Gerrarda, najwspanialszego kapitana, zagrzewającego kibiców do wiary, walki i głośnego, charyzmatycznego dopingu.

Karne po dogrywce były dla nerwów jak zabójcza mieszanka. Grałam w rosyjską ruletkę na gigantycznym rollercoasterze - mniej więcej tak się czułam. Liverpool nie zawiódł. Wygrał i oczarował mnie. Obraz unoszącego puchar Gerarda, tańczące na wietrze czerwone i błyszczące confetti, wreszcie uśmiechy na twarzach piłkarzy i trenera Rafaela Beniteza. Zapamiętałam wszystko i to odmieniło moje życie.

Fernando Boski Torres

Długi czas ociągałam się z potraktowaniem tego na poważnie. Nadal nie miałam większego pojęcia o piłce. Zrozumienie spalonego potraktowałam jak spektakularne osiągnięcie i gigantyczny sukces. To było dużo jak na dziewczynę. Wtedy nie miałam większych ambicji. Moją energię pochłaniały typowo kobiece zajęcia.

Następnie, wraz z otwarciem Euro 2008, wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kibicowałam Hiszpanii, bo od dawna uwielbiałam ten kraj. W kadrze grało wówczas wielu piłkarzy Liverpoolu, w tym także mój były idol, niegdyś i piłkarski autorytet - Fernando Torres. Zauroczyłam się popularnym ,,Dzieciakiem''. Zaczęłam się intensywniej uczyć hiszpańskiego, tematem piłki zajęłam się na poważnie, zgłosiłam się nawet do internetowego portalu, poświęconego w całości angielskiemu futbolowi. I pisałam własne teksty: najpierw o lidze angielskiej, później też o Lidze Mistrzów.

Nabrałam motywacji, bo miałam wzór. Idealizowany przeze mnie Hiszpan inspirował do działania. Sprawił, że odkryłam swoją pasję i postanowiłam się jej poświęcić. Później Fernando odszedł z Liverpoolu, zdradził klub, zawiódł mnie i fanów na całym świecie. Razem z nim drużynę zostawiło wielu kibiców. Ja zostałam.

Moje rajstopki i ochraniacze

Noszę sobie teraz mentalne ochroniacze. Zawsze, gdy oglądam mecz i piszę na poważnie o najlepszych ligach Europy. To, że odróżniam pończochy od rajstop, nie czyni ze mnie gorszego eksperta. To, że interesuję się piłką, nie oznacza zaś przymusu całkowitego wyzbycia się kobiecości.

Noszę mentalne rajstopki, pończochy i cudowne kiecki. Zawsze, gdy mam ochotę prawdziwie kobiecym okiem spojrzeć na futbol. Widzę wtedy nie wymyślną taktykę, a wygoloną klatę. Nie świetną technikę, a dobrze ułożoną fryzurę. Nie zdarza się to zbyt często, bo moją pasję traktuję poważnie, ale przyznaję. Nałożony na piłkarzy zakaz zdejmowania koszulek jest dla mnie błogosławieństwem. Bo pozwala w stu procentach skupić się na meczu.

Od pełnego zainteresowania spotkaniem może mnie odciągnąć jedynie odważniak, który postanowi zaryzykować żółtą kartkę i ukazać się swoim fankom w pełnej krasie. Och, my nieszczęśnice, my kobiety! Jakże kochamy futbol! Na poważnie i z nutką pięknej klaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska