Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od biologicznych rodziców dostają medaliki, obrazki, przytulanki. Potem żegnają się na zawsze. Trafiają do adopcji i rodzą się na nowo

Ilona Burkowska
Ilona Burkowska
Te dzieci przechodzą traumę już na początku życia. Czasami, zanim trafią do rodziców adopcyjnych, kilka razy zmieniają miejsce pobytu.
Te dzieci przechodzą traumę już na początku życia. Czasami, zanim trafią do rodziców adopcyjnych, kilka razy zmieniają miejsce pobytu. 123 rf
Filmowych historii tu nie ma, bo adopcja jest trudnym procesem. Ale wspaniałym. Bo daje dziecku mamę i tatę. A rodzicom daje to, na co tak bardzo czekali: dziecięcy śmiech, plamy na obrusie, zabawki w łazience. Adopcja tworzy rodzinę... Rozmawialiśmy z parami, które czekają na swoje wymarzone dzieci. I z mamą, która dzięki adopcji wreszcie ma syna. Najwspanialszego na świecie...

Natalia i Krzysztof. Piękni, młodzi, weseli. Mieszkają 100 km od Zielonej Góry. Pracują. Mają dom, pasje i poukładane życie. O biologiczne dziecko starali się przez 5 lat. Przerobili wizyty u lekarzy w całej Polsce, inseminację, in vitro. Próby, wielka nadzieja, a potem wielkie rozczarowanie.

Na jednej z wizyt lekarz delikatnie zasugerował im, że jest także inna droga do rodzicielstwa. Adopcja dziecka. Wysłuchali, przemyśleli. Nie rozmawiali o tym. Każde samo biło się z myślami.
To Natalia zaczęła rozmowę. - Powiedziała na głos to, o czym ja myślałem - mówi Krzysztof.
O swojej decyzji powiedzieli wszystkim: znajomym, rodzinie, a nawet pracodawcy.
- Stawiamy na jawność adopcji. Dla dobra naszego dziecka - zaznaczają. Otoczenie jest ich wielkim wsparciem. To wiele dla nich znaczy.

Natalia i Krzysztof są pod opieką ośrodka adopcyjnego w Zielonej Górze. Uczestniczą w kursach na rodziców adopcyjnych, które są dla nich ogromnym źródłem wiedzy. Szkolenia te uczą ich, patrzeć na świat z perspektywy dziecka. Uważają, że szkolenia te są bardzo potrzebne, pomagają w stawianiu pierwszych kroków w rodzicielstwie adopcyjnym. To ich nadzieja na to, że w ten sposób stworzą rodzinę.

Czy się boją? Tak. Każdy rodzic się boi. To strach przed nieznanym i nowym. Tak, jak z naturalnym rodzicielstwem. Też człowiek nie wie, jak to będzie. Nie ma wpływu płeć dziecka.
- Dla nas płeć nie ma znaczenia. Najważniejsze to umieć zaakceptować dziecko z jego historią. Nasz maluch będzie ją miał i my się właśnie tego uczymy - mówią. Chcemy być dla tego dziecka, chcemy dać mu siebie, chcemy zapewnić mu bezpieczeństwo. Ono rodzi się w naszych sercach.

Magda i Piotr. Ona ma piękne kręcone włosy. On - rozbrajający uśmiech i poczucie humoru. Małżeństwem są od ośmiu lat. A znają się, jak żartują, pół życia.

Też uczestniczą w kursach na rodziców adopcyjnych. O dziecku marzą od zawsze. Po dwóch latach niepowodzeń zaczęły się wycieczki po lekarzach. I sześć długich lat walki o biologiczne dziecko: - Przeszliśmy wszystko czym dysponuje współczesna medycyna. W końcu powiedzieliśmy sobie, że stop, że koniec. Że już wystarczy naszego zdrowia. I podjęliśmy decyzję o adopcji.
Było trudno? Trochę. Przecież chcieli mieć własnego malucha. Ale temat adopcji nie jest im zupełnie obcy. Można mieć fajną rodzinę, nawet jeśli nie łączą jej więzy krwi. Nie geny, a miłość tworzą rodzinę.

- Nie boimy się. W naszych rodzinach są adoptowane dzieci. Oboje wychowywaliśmy się z adoptowanym kuzynostwem - mówią.
Teraz są w trakcie procedury adopcyjnej w ośrodku w Zielonej Górze. To kursy, spotkania, lektury, porady ekspertów. Dla nich to tak, jakby byli w ciąży. Przygotowują się na spotkanie ze swoim dzieckiem.
Nie ma w nich strachu. To bardziej ciekawość i radość ze spełniającego się właśnie marzenia o dziecku.
- Jakie będzie? Nasze. Wystarczy - mówi Magda.

To nie jest sklep z zabawkami

W województwie są dwa ośrodki adopcyjne: w Zielonej Górze i Gorzowie Wielkopolskim. Pod koniec listopada, na konferencji w urzędzie marszałkowskim, promowały adopcję jako drogę do rodzicielstwa. Co roku w regionie około 40 dzieci zostaje adoptowanych. Około 100 rodzin zgłasza się do ośrodków, by adoptować. Przechodzą rozmowy kwalifikacyjne, wywiady adopcyjne w miejscu zamieszkania, badania psychologiczne, dowiadują się, z czym wiąże się adopcja.

Część rodzin rezygnuje. - Uświadamia sobie, że nie jest gotowa na tak wielką zmianę w życiu - mówi Julia Grabiec, szefowa ośrodka w Zielonej Górze.
- Bo w ośrodku adopcyjnym zderzają się ideały i marzenia przyszłych rodziców z rzeczywistością, która czasami daleka jest od marzeń - dodaje Magdalena Białowąs, szefowa ośrodka adopcyjnego w Gorzowie.
Trafiają do nich ludzie przed 30., którzy o dziecko starają się od dwóch lat i prawie 50-latkowie, którzy decydują się na adopcję po 20 latach walki o biologiczne potomstwo.

Są rodziny z Lubuskiego, ale też Dolnośląskiego, Wielkopolski. Są wśród nich prawnicy, lekarze, nauczyciele, robotnicy i sprzedawczynie. Ludzie bardzo zamożni i nie. Są też pary, które mają jedno biologiczne dziecko i decydują się na adopcję.
- Rodziny chcą dziecka jak najmłodszego i jak najzdrowszego. To zrozumiałe, każdy chce mieć dziecko, które gdy dorośnie, będzie samodzielne i poradzi sobie w życiu - opowiada M. Białowąs. Pamięta rodzinę, która adoptowała 3-letniego chłopczyka. To byli wspaniali ludzie, ale dziś przyznają, że ten pierwszy rok po adopcji to rok wyjęty z życiorysu. Chłopczyk był nerwowy. Nie akceptował ich rodziny, więc na jakiś czas zupełnie zerwali z nią kontakty.

Nie było różowo, ale przeszli przez to. Dziś tworzą kochającą się rodzinę i są w trakcie procedury adopcyjnej drugiego dziecka.
A jak się ktoś rozmyśli, po dwóch czy pięciu latach? Przyjdzie i powie, że już nie chce, że ma dość?
- Zdarza się. Ale to nie jest sklep z zabawkami. Dziecka nie można oddać - mówi Julia Grabiec.

Do adopcji nie trafiają dzieci z okładek

Mają za sobą trudną przeszłość. Są z rodzin dysfunkcyjnych, jak to się fachowo nazywa. Takich, w których był alkohol, przemoc, a nie było opieki. Dzieci, które w wieku 4 lat musiały dbać o młodsze rodzeństwo albo bić się ze starszym o kromkę chleba. Dzieci, które widziały rodzinne tragedie. Często chore, z problemami zdrowotnymi.

Te dzieci przechodzą traumę już na początku życia. Czasami, zanim trafią do rodziców adopcyjnych, kilka razy zmieniają miejsce pobytu. Od ośrodka, do ośrodka, od rodziny do rodziny. Nie mają poczucia przynależności, nie czują się bezpieczne.
- My musimy zrobić wszystko, by to bezpieczeństwo i miłość znalazły w nowej rodzinie, którą im damy, by zakończyły jeden etap i wkroczyły w drugi. Ale to nie dzieje się z dnia na dzień - wyjaśnia J. Grabiec.

I opowiada o... pogrzebie wspomnień. To taki rytuał ośrodków, przeprowadzany zawsze przed adopcją. Czasami dzieci, będąc już w rodzinie zastępczej, kontaktują się z biologiczną rodziną. Odwiedza je prawdziwa mama czy babcia. Kiedy są przygotowywane do adopcji, kontakt musi zostać zerwany. Adopcja jest pełna. Nowy dom, nowi rodzice.
- Dla dzieci to są przeżycia pełne traumy i bólu. Pożegnanie z biologiczną mamą musi się odbyć. Dziecko - oczywiście takie, które rozumie sytuację - musi wiedzieć, co się wokół niego dzieje. Od mam dostają pamiątki. Różne - medaliki, obrazki, książeczki, zdjęcia. Robimy w ośrodku takie pożegnanie z biologiczną rodziną. Potem jest żałoba. Trwa rok. Przez ten czas dzieci adaptują się do nowych warunków – mówi J. Grabiec.
A później mogą poznać nową rodzinę. Nie, nie rzucają się sobie w ramiona. - Filmowych historii tu nie ma, bo adopcja jest trudnym procesem. Ale wspaniałym. Bo daje dziecku mamę i tatę. A rodzicom daje to, na co tak bardzo czekali: dziecięcy śmiech, plamy na obrusie, zabawki w łazience. Adopcja tworzy rodzinę - mówi M. Białowąs.

Mamusiu, kocham cię

Ewelina właśnie zaprowadziła synka do przedszkola. Nawet nie ukrywa, że rezolutny trzylatek jest jej oczkiem w głowie. To nic, że go nie urodziła. Jest jej synem. Adoptowanym 1,5 roku temu. Decyzję o adopcji podjęli z mężem po czterech latach walki o własne dzieci. Zaczytywali się wtedy w poradnikach dotyczących adopcji. Szperali po forach internetowych.
Wybrali ośrodek adopcyjny w Zielonej Górze.
W grudniu - po roku rozmów, formalności, itp. - zadzwonili z ośrodka. - Pamiętam jak dziś: byłam w pracy, gdy odebrałam. Była radość, ale i niepokój. Zjawiliśmy się w Zielonej Górze. Dostaliśmy historię dziecka. Mieliśmy ją przeczytać i zdecydować. Przeczytaliśmy i… poczuliśmy, że to nasz synek!

Zdjęcia malucha nie dostali. Nasze ośrodki nie dają ich przyszłym rodzicom przed pierwszym spotkaniem.
A pierwsze spotkanie to wielki niepokój: - Pamiętam, że on się chował za swoją opiekunką. My z mężem, jak tylko na niego spojrzeliśmy, czuliśmy w sercu, że to ten chłopczyk. Staraliśmy się z nim pobawić. Powoli, spokojnie. Najpierw uśmiech, podanie zabawki, nieśmiałe słowa o autku za oknem. Potem siedzieliśmy na podłodze. Mały chował się za opiekunką. Powoli zaczął się przysuwać, aż usiadł mężowi na kolana. I tak już został.
Potem były kolejne spotkania i przyzwyczajanie synka do nowej rodziny. Pierwsze karmienie. Ubieranie. Czytanie bajek. Pierwszy spacer.

- Pierwszy na rękach, bo tak się czuł bezpiecznie - wspomina Ewelina. Potem były kolejne spacery. I mnóstwo słów. Też o samochodzie, którym kiedyś pojadą do domu, do jego pokoju, jego pieska i jego zabawek.
Eweliny i Tomek podarowali mu kocyk i papcie, by poczuł zapach ich domu. Po kilku tygodniach z tym samym kocykiem i paputkami synek pojechał do domu. Dom - po raz pierwszy usłyszał to słowo właśnie od nich. Biologicznych rodziców nie znał. Do rodziny zastępczej trafił prosto ze szpitala. W środę, 15 lutego, zaczęli nowe życie - jako rodzina.
- Baliśmy się, jak zachowa się w aucie, ale był spokojny, zainteresowany. Patrzył przez szybę, sprawdzał. Gdy przyjechaliśmy, pokazaliśmy podwórko, pieska, dom. Tłumaczyliśmy że tu ma pokoik, tu łóżeczko... - wspomina Ewelina.
Oficjalnie decyzją sądu rodzicami zostali w marcu.

Ewelina mówi, że są najszczęśliwszą rodziną na świecie.
Uwielbia, gdy synek biega po domu i krzyczy: „Mamusiu, tatusiu, kocham was!”.
Mama. Tata. Cudownie jest móc słyszeć te słowa.

- Wszyscy w naszej miejscowości wiedzą, że Mały jest adoptowany. Nigdy tego nie ukrywaliśmy. I wszyscy bardzo go pokochali. Jest uwielbiany i serdecznie witany przez sąsiadów i panie ekspedientki w sklepie. On da się lubić, uśmiechnie się, zagada, pomacha. Normalne, radosne dziecko. To była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć w życiu.

POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:

Radosław Barcz, koszykarz i trener UKS Chromik Żary, tuż przed świętami został po raz pierwszy ojcem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska