Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień był tylko na niby, akcja na serio

Artur Matyszczyk
Obyśmy taki obrazek, zapracowanych ogniowców przy Konkatedrze, widywali tylko przy okazji ćwiczeń strażackich.
Obyśmy taki obrazek, zapracowanych ogniowców przy Konkatedrze, widywali tylko przy okazji ćwiczeń strażackich. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Wadliwa instalacja powoduje pożar dachu, na wieży konkatedry uwięzieni są dwaj poszkodowani - to scenariusz środowej akcji ratunkowej strażaków.

- O rany, wy mi tu narobicie bałaganu - ze skwaszoną miną wyszedł z plebani ks. proboszcz parafii pw. św. Jadwigi Włodzimierz Lange. Jaki był powód jego niezadowolenia? Dokładnie o 10.00 pod świątynię podjechały dwa wozy strażackie. Jeden, z mechaniczną drabiną, wyglądał jak wóz bojowy. W jednej chwili z ogromnych aut wybiegli mundurowi. Dwóch w maskach gazowych. Gdy jedni w mig rozwinęli węża gaśniczego, inni montowali stanowisko na szczycie drabiny. Tak, aby jak najszybciej i najbezpieczniej sprowadzić na dół poszkodowanych z płonącej wieży Konkatedry.

Scenariusz jak z filmu katastroficznego

- Wadliwa instalacja elektryczna powoduje pożar dachu. Dwie osoby są uwięzione w płonącej wieży. Teraz my musimy ugasić ogień i uratować poszkodowanych. To cały scenariusz akcji - zdradza w tym wypadku sam scenarzysta st. kpt. Maksymilian Koperski.

Dym z wieży faktycznie pojawił się tuż przed przyjazdem ogniowców. Całość akcji, jak z filmu katastroficznego, robiła piorunujące wrażenie. Piorunujące i... przekonywujące. - Jedźcie do Konkatedry. Pali się! - zaalarmowało nas natychmiast kilku Czytelników.
Uspokajaliśmy, że to na szczęście tylko ćwiczenia. Próba, dzięki której nasi strażacy będą w przyszłości przygotowani na wypadek rzeczywistego pożaru kościoła. - W ostatnim czasie w Polsce zdarzyły się spłonięcia zabytkowych świątyń. Dlatego uznałem, że musimy być odpowiednio wyszkoleni do akcji na takich obiektach. A są one specyficzne i trudne - wyjaśnia komendant powiatowej straży pożarnej w Zielonej Górze Waldemar Michałowski.

Nie chcieli, żeby kierowcy ułatwili im zadanie

Z czego wypływa trudność? Zabytki stawiano dawno temu. Projektanci nie myśleli wówczas o drodze przeciwpożarowej. Na dodatek są to budynki z reguły bardzo wysokie. - To szczególne utrudnienie - dodaje Michałowski. - Akcje musimy wykonywać na wysokości.

Co ciekawe, strażacy nie nagłaśniali specjalnie swoich działań. Wszystko po to, żeby kierowcy nie ułatwili im dojazdu do kościoła. - Chcieliśmy, żeby akcja odbyła się w codziennych warunkach. Z utrudnionym dojazdem, wąskimi uliczkami, pomiędzy zaparkowanymi autami - tłumaczyli ogniowcy.

Jak zwykle w takich przypadkach akcji towarzyszyli przedstawiciele wydziału zarządzania kryzysowego. - Nasza obecność, to obowiązek. Jesteśmy gotowi do spełnienia każdej zachcianki strażaków. Odpowiadamy za logistykę wokół ich działań. Ewakuację ludności, mienia czy pomoc poszkodowanym - tłumaczy naczelnik wydziału Leszek Olasek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska