Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olek zebrał 79 kilo jednogroszówek

Mateusz Feder 507 050 587 [email protected]
- Najwięcej w jednym dniu uzbierałem około dwa złote - wspomina Olek
- Najwięcej w jednym dniu uzbierałem około dwa złote - wspomina Olek Mateusz Feder
- Kiedyś wracałem do domu i znalazłem jeden grosz. Później kolejne. I kolejne - opowiada Olek Nienaski z Dobiegniewa. I tak przez ponad dziewięć lat. Dziś ma prawie 79 kilo jednogroszówek! Ale nie pytajcie, ile ich tam jest...

Wiesława Przydelska swojego wnuka nazywa tylko Aleksander. Żaden tam Olo czy Olek. Tak jest pięknie i dostojnie. W końcu to już milioner, a raczej... groszowiec. Ma tych monet, ile dusza zapragnie. Starszej daty i niedawno wybite. Szare, pożółkłe... Przed nami dwa worki i porządny gliniany gar. Co jest w środku? Tak, tak, jednogroszówki.

- No, niech pan weźmie i wysypie - bierze mnie pod włos babcia Olka. Chwytam i za pierwszym razem nie daję rady. Policzki poczerwieniały z wysiłku. Pomaga mi Olek. Z gara leci i leci. Końca nie widać. Mały stolik robi się miedziany. To dopiero początek. Jeśli wysypalibyśmy kolejne worki, zbierać można by było małą koparką. - Trochę tego jest - uśmiecha się chłopak. - Trochę? - pytam. Przecież tu są tysiące jednogroszówek!

Na koło wystarczy

Rok 2002. Zwykły dzień. Olek wraca do domu. Na ulicy znajduje jednogroszówkę. I tak się zaczęło. - Pokazałem babci, a ona powiedziała, że jak uzbieram ich bardzo dużo, to sobie kupię wymarzony samochód - opowiada. - Tak zbierał, wrzucał najpierw do skarbonki, później do glinianego garnka - uśmiechnięta pani Wiesława patrzy na wnuka. Mijały dni, miesiące, lata...

Gdy chłopak miał 11 lat, napisaliśmy o jego pasji. Wtedy też padła obietnica: jak Olek skończy 18 lat, znów o nim coś skrobniemy. A on deklarował, że zerwie z miedzianym hobby. My słowa dotrzymaliśmy, Olek niekoniecznie. - Już mnie to nie bawi, ale czasem, jak gdzieś jest ta jednogroszówka, to wrzucam - przyznaje.

Osiem lat temu też byliśmy w tym samym domu. I też na tym samym stoliku rozsypaliśmy monety. Ale lata robią swoje. Dziś trudno to wszystko porachować. - Kiedyś siedliśmy i zaczęliśmy liczyć, ale po krótkim czasie zrezygnowaliśmy, bo to chyba niemożliwe - śmieje się babcia. Po chwili przynosi do pokoju tradycyjną wagę dziesiętną i bierzemy byka za rogi. We dwoje targamy na nią jeden worek. Wskazówka pokazuje 25 kg. Kolejny - 28 kg. A w glinianym garnku ponad 24 kg. I jeszcze 2 kg monet zwiniętych w rulonik. Razem prawie 79 kg! Na chłopski rozum rachujemy, dzielimy, dodajemy i wychodzi nam, że może to być około 500 zł. - To na koło do samochodu już starczy - Olek mruga okiem. Ale samochód już ma.

Syzyf się nie podejmie

Chłopak uczy się na cukiernika. Teraz ma praktyki w Dobiegniewie. Piecze babki, serniki... Gdy pytam, jak zbierał te monety, odpowiada: - Normalnie. I rozwija historię: - W sklepie prosiłem zawsze, by resztę wydawali mi w jednogroszówkach, co, niestety, sklepowe niechętnie robiły. Wymieniałem pieniądze, ktoś mi dał i tak się tyle uzbierało - mówi. Babcia prowadzi sklep i też pomagała wnukowi. - Przynosiłam, co tylko miałam - wspomina.

Teraz i Olek, i pani Wiesława mają do zgryzienia twardy orzech, a raczej jednogroszówkę. Usłyszeli, że państwo chce te monety wycofać. I zaczęli działać. W banku powiedzieli im, że i owszem, przyjmą, ale pieniądze muszą być... w rulonikach, np. po 50 gr. Uwierzcie mi, nawet Syzyf by się tego nie podjął. I pojawił się kolejny pomysł. Samochód wnuk ma, koła nie potrzebuje, więc razem z babcią chcą oddać jednogroszówki do domu dziecka. - Taki dobry uczynek. Może wiele pieniędzy to nie jest, ale zawsze coś - przyznaje pani Wiesława. - Tam już chyba sobie to wszystko policzą - kobieta szuka w moich oczach wsparcia. - Nooo, chyba tak - pocieszam, choć wiara nikła.

Olek kolekcjonował też stare monety, znaczki pocztowe, ale w groszówkach był najwytrwalszy. Zbieramy z babcią te pieniądze z małego stolika do glinianego garnka. Silne nerwy trzeba jednak mieć, bo nie ma to jak konkretna gotówka. Ale ta łatwo przychodzi, łatwo odchodzi. A te ostatnie grosze trzeba ciułać. Grosz do grosza i potem nawet nie chce się tego liczyć. W końcu tyle ich jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska