OLIMPIA SULĘCIN - KRISPOL WRZEŚNIA 0:3 (18:25, 21:25, 26:28)
Olimpia: Maluchnik, Kordysz, Siwczyk, Turek, Naliwajko, Zimoń, Sas (libero) oraz Jurant, Tomczak, Wójcik i Paszkowski.
Patrząc na tabelę, faworytami wydawali się gospodarze z Sulęcina. Trener przyjezdnych Marian Kardas (kiedyś reprezentacyjny libero) dolewał oliwy do ognia: - Mam młody zespół, w klubie pojawiły się problemy ze sponsorem. To już nie ten sam Krispol, co kilka lat temu... - przekonywał szelmowsko.
Zobacz wideo: VERVA Warszawa pokonała 3:1 PGE Skrę Bełchatów. Grzegorz Łomacz zasłabł w trakcie meczu
W wykonaniu sulęcinian dobry tylko początek
Początek spotkania zdawał się potwierdzać przedmeczowe prognozy. Olimpia, która rozpoczęła mecz z rzadko do tej pory grającymi środkowymi Dawidem Siwczykiem i Łukaszem Zimoniem, szybko odskoczyła w pierwszym secie na 6:2. Odskoczyła i... stanęła. Wystarczyło kilka mocnych zagrywek najlepszego na boisku Łukasza Kalinowskiego i soczystych uderzeń z prawego skrzydła Mateusza Lindy, by goście objęli prowadzenie 19:14, a potem spokojnie wygrali tę partię do 18.
W drugim secie było odwrotnie: to sulęcinianie przegrywali początkowo 6:12, ale po skutecznym pościgu wyrównali na 16:16. W końcówce uzyskali nawet minimalną przewagę 19:18, by w kilku kolejnych akcjach... popsuć cztery serwisy i trzy razy uderzyć w blok rywali. To były prezenty, których Krispol nie mógł nie wykorzystać. Kardas i jego chłopcy cieszyli się chwilę później z triumfu do 21.
Zawalili końcówkę trzeciego seta
W ostatniej odsłonie trener miejscowych Tomasz Kowalski ciągle rotował składem. Na ławce usiedli: kapitan zespołu Maciej Kordysz, podstawowy rozgrywający Rafał Maluchnik i leworęczny atakujący Grzegorz Turek. Ich zmiennicy mieli wielką ochotę na odwrócenie losów pojedynku. Mimo początkowej przewagi Krispolu 12:9, szybko odrobili straty, a w końcówce uzyskali nawet trzypunktowe prowadzenie - 23:20!
Czy można przegrać seta, posiadając taką zaliczkę? Niestety, tak. W rozstrzygających akcjach graczom Olimpii zabrakło pewności w ataku, więc rozgrywający gości Marcin Krawiecki mógł spokojnie i precyzyjnie wystawiać kolegom piłkę w kontrach. Gospodarze mieli jeszcze setbola przy stanie 24:23, ale też go zmarnowali. W rozgrywce na przewagi przyjezdni dwa razy zablokowali Macieja Naliwajkę, zaś ostatnią, najdłuższą akcję meczu zakończył Mateusz Paszkowski... wpadając ciałem w siatkę.
Po niespełna 90 minutach gry komplet ligowych punktów pojechał do Wrześni.
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?