Budynek po byłym przedszkolu gmina chciała sprzedać już w kwietniu. Po dwóch nierozstrzygniętych przetargach ogłoszono tzw. rokowania. Obiekt wyceniono na 230 tys. zł, a w ogłoszeniu napisano, że jest on wolny od wszelkich obciążeń i zobowiązań.
Omal trupem nie padli
- Zdziwiłem się, bo wiedziałem, że w budynku mieszkają jacyś ludzie. Burmistrz zapewnił mnie jednak, że tylko do końca czerwca - mówi Kazimierz Witek, właściciel hotelu ,,Dom nad rzeką'' i firmy budowlanej Koliber. Gdy okazało się, że wygrał rokowania, chciał jak najszybciej załatwić formalności. - Wpłaciłem 235 tys. zł na konto gminy. Nazajutrz usłyszałem od notariusza, że nie można podpisać aktu własności, bo gmina nie dopełniła formalności. Podpisano więc ze mną umowę użyczenia, żebym w ogóle mógł korzystać z budynku. Gdy zjawiłem się z ekipą remontową, omal trupem nie padłem, bo spotkałem lokatorów - opowiada K. Witek. Zszokowana jest także mieszkająca tam rodzina.
- O wszystkim dowiedziałam się przypadkowo. W piątek byłam w Zakładzie Gospodarki Komunalnej, bo od dawna walczymy o inne mieszkanie. Tam usłyszałam, że do końca miesiąca mamy opuścić lokal. Gdy wróciłam, robotnicy wymieniali zamki - mówi zdenerwowana kobieta (prosi o niepodawanie danych).
Wada formalna
We wtorek rano chcieliśmy porozmawiać o tej sprawie z rzecznikiem burmistrza Małgorzatą Kubiec. Odmówiła i poprosiła o pytania na piś-mie. Z jej odpowiedzi wynika, że obecność lokatorów nie jest obciążeniem nieruchomości. - To jedynie wada formalna, aktualnie usuwana. Umowa najmu lokalu zostanie wkrótce rozwiązana - twierdzi
M. Kubiec. Przyznaje, że gmina nie może podpisać umowy notarialnej z K. Witkiem, bo w księgach wieczystych jest błąd. Zaprzecza jednak, by burmistrz Arkadiusz Piotrowski rozmawiał z przedsiębiorcą o lokatorach. Spytaliśmy też, kto za to wszystko odpowiada. - Odpowiedzialni są pracownicy referatu rozwoju gospodarczego. Dostali karę dyscyplinarną - napisała rzeczniczka.
Poczeka, aż się wyprowadzą
Tymczasem od kilku dni trzyosobowa rodzina siedzi na walizkach.
- W poniedziałek urzędnicy zrobili więcej niż przez cały rok. Wreszcie potraktowali nas po ludzku. Dostaliśmy inne mieszkanie, ale wymaga ono kapitalnego remontu. Nie wiem, czy zdążymy - mówi kobieta. - Urzędnicy wzięli się do roboty, bo powiedziałem, że poinformuję o tej aferze prasę - twierdzi K. Witek. Obiecuje, że nie zacznie poważnego remontu, dopóki lokatorzy się nie wyprowadzą. - Szkoda mi tych ludzi. Musiałbym odłączyć im wodę. Budynek wymaga jednak wielu prac i chcę zacząć je jak najwcześniej - tłumaczy. Na razie nie zdradza, po co kupił obiekt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?