Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Ona żyła jak osoba chora - mówi Eva Minge o Elżbiecie B.

red.
07.10.2015. zielona gora urzad marszalkowski  konferencja prasowa vii lubuski kongres kobiet nz projektantka mody projektant ewa minge  fot. mariusz kapala / gazeta lubuska
07.10.2015. zielona gora urzad marszalkowski konferencja prasowa vii lubuski kongres kobiet nz projektantka mody projektant ewa minge fot. mariusz kapala / gazeta lubuska Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
- Jeżeli to jest choroba duszy i głowy to Ela jest nad przepaścią. Pozostawienie jej może być tak samo śmiertelne jak nowotwór - mówi Eva Minge o Elżbiecie B.

W poniedziałek opublikowaliśmy informację na temat 27-letniej Elżbiety B. z Zielonej Góry. 22 września dziewczyna zgłosiła się do zielonogórskiego szpitala domagając się zabiegu. tego samego dnia jeden z lekarzy złożył na posterunku policji zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Elżbietę B. Jego zdaniem dokumentacja, z którą kobieta zgłosiła się do szpitala, była sfałszowana.

Przeczytaj też: Prokuratura prowadzi postępowanie w sprawie Elżbiety B. Kobieta sfałszowała dokumenty?

11 października Elżbieta B. została wezwana przez policję na przesłuchanie. – Dziewczyna przyznała się do zarzutu podrabiania dokumentacji medycznej – mówi podinsp. Małgorzata Barska, rzecznik zielonogórskie policji. – 27-latka usłyszała trzy zarzuty z art. 270 o fałszowaniu dokumentów. Oskarżona tłumaczyła się, że jest chora i sfałszowała dokumenty, żeby uniknąć długich kolejek w szpitalu – opisuje podinsp. M. Barska. Za postawione zarzuty kobiecie może grozić nawet 5 lat więzienia.

Po publikacji pierwszego materiału na temat dziewczyny otrzymaliśmy w redakcji maile, telefony i zgłoszenia na portalu facebook od ludzi, którzy znają Elżbietę B. Ich opinie na temat jej choroby nie są jednoznaczne. Niektórzy pisali wprost, że wykorzystywała ich dobre serce. Wciąż zbieramy głosy.

We wtorek, 28 listopada, specjalnie dla nas głos zabrała Eva Minge, pomysłodawczyni i założycielka Fundacji Black Butterflies, która prowadzi w Zielonej Górze placówkę pomocy ciężko chorym „Dom Życia”. Do niej również Elżbieta B. zgłosiła się o pomoc.

- Kontakt z Elą nawiązaliśmy na samym początku funkcjonowania naszego „Domu Życia”. Trafiła do nas przez osobę trzecią, która poinformowała nas, że ma znajomą w bardzo ciężkim stanie, właściwie nieuleczalnie chorą, której jako wspólnota chrześcijańska organizują urodziny. Poznanie mnie miało być prezentem urodzinowym. Zaoferowałam, że chętnie zaangażuje się szerzej. Ela zaczęła więc przychodzić do naszej fundacji na zajęcia. Wsparliśmy jej wniosek o zmianę mieszkania, bo tam były schody, a ona chodziła o kulach albo jeździła na wózku. Regularnie Elę odwiedzałam, bo dla mnie moi podopieczni są jak rodzina.

Zajmuję osobami ciężko chorymi , między innymi na nowotwory od 30 lat i w związku z tym mam ogromne doświadczenie. Pewne rzeczy związane z chorobą Eli zaczęły mi się, potocznie mówiąc, szybko nie trzymać kupy. W jej dokumentacji medycznej również mi coś nie pasowało. Prawniczka Fundacji zaczęła ją przeglądać - i wątpliwości zaczęły narastać. Poprosiliśmy Elę, by dosłała nam resztę dokumentów, które dałyby całkowity obraz jej ciężkiej choroby, z jaką miała podobno żyć. Chciałam przesłać komplet do Centrum Onkologii w Bydgoszczy z którym współpracujemy . Zagwarantować diagnostykę i leczenie ,które wydawało się z dokumentów chaotyczne i nielogiczne .Jako Fundacja oficjalnie, na piśmie, wystąpiliśmy do miejsc, w których się leczyła, prosząc o udzielenie nam informacji. Odmówiły, zasłaniając się tajemnicą, ochroną danych osobowych lub nie zareagowały . Ela także nie dała nam żadnych dokumentów.
Osobiście zadzwoniłam też do Eli powiedzieć, że w moim odczuciu coś tu nie gra i że bardzo proszę, by się zastanowiła - że jeśli jest jakiś problem, to może wspólnie go rozwiążemy. Wtedy nasz kontakt się urwał. Dochodziły do mnie tylko nieprzychylne słowa o mojej Fundacji, które miała wypowiadać Ela i grono osób, które ją wspierały.

Teraz okazało się, że nasze podejrzenia dotyczące dokumentacji mogą być słuszne. Gdy sprawa zrobiła się głośna, ludzie zaczęli mówić, że Ela to oszustka. W mojej ocenie nie mamy do końca wiedzy, z kim mamy do czynienia: czy z osobą, która fałszowała dokumentację medyczną dla jakiś korzyści, czy może z osobą chorą? Bo przecież jeśli ktoś potrafi robić awanturę, że chce przyjąć chemię, choć jest mu niepotrzebna, to świadczy w mojej ocenie raczej o głębokiej chorobie.

Ludzie mają ogromne serca, ale mało doświadczenia w pomaganiu. Nie przychodzi im do głowy, że ktoś może uprawiać mistyfikację albo może również, najzwyczajniej na świecie, mieć chorobę psychiczną. W mojej świadomości dopuszczam myśl, że ktoś fałszuje dokumenty dla zysku czy z innych pobudek , ale nie chce mi się wierzyć, że zdrowa psychicznie osoba daje sobie wyciąć zdrowy pęcherz - dla spotkań ze znanymi ludźmi, wyjazdów na gale i paru wizyt w restauracji. To nie było tak, że jej schorzenie istniało tylko w dokumentacji medycznej. Ona żyła jak osoba chora. Widziałam u niej cewniki i inne rzeczy związane z chorobą. Dzwoniłam dla niej po pogotowie. Moja przyjaciółka ją rehabilitowała. Ela była też pod opieką hospicjum domowego. Powtarzam: nie chce mi się wierzyć, że osoba zdrowa psychicznie chce żyć takim życiem tylko po to, by ogrzać się w blasku gwiazd i zarobić w ten sposób .
Ta sprawa ma też drugie, dziwne dno. Ela miała przy sobie osoby, które były z nią praktycznie 24 godziny na dobę. I tu pojawia się pytanie: dlaczego one nie widziały, że coś nie gra, skoro ja to zauważyłam po dwóch miesiącach kontaktów z Elą? Może komuś zależało, komuś było na rękę, że jest tak, jak jest?

Ela do mnie napisała, przeprosiła i chciała porozmawiać. Rozmawiałyśmy wczoraj (w poniedziałek, 27 bm. - red.) przez telefon. Poprosiła mnie o pomoc. Z kolei ja poprosiłam ją, byśmy poczekały na wyniki działań policji i opinię lekarzy, czy są przesłanki, żeby zaczęła się leczyć psychicznie. Doradziłam też Eli, żeby się wyłączyła z Facebooka, nie komentowała na razie tej sprawy.
Jeżeli chcemy pomagać, to nie możemy żałować, że straciliśmy pieniądze czy czas. Jeśli ktoś nas oszuka, zajmie się nim wymiar sprawiedliwości. Myślę, że z ferowaniem wyroków warto poczekać na to, co ustali policja. Jeśli okaże się, że chora jest dusza Eli, będę przy niej. Z pomagania nie można się wycofać w połowie drogi . Jeżeli to jest choroba duszy i głowy to Ela jest nad przepaścią. Pozostawienie jej może być tak samo śmiertelne jak nowotwór.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska