Ponoć nigdy nie dostajemy na swoje barki więcej, niż jesteśmy w stanie unieść. Czasem trudno w to uwierzyć. Kiedy rozmawia się z młodym mężczyzną, któremu lekarze amputowali nogę albo chłopcem, który choruje większość swojego krótkiego życia, czy ze starszą kobietą, której złodziej grozi nożem w biały dzień, traci się wiarę w sprawiedliwość.
Ale zwykle, w tych trudnych chwilach pojawia się światełko nadziei. Mogą to być starzy znajomi, którzy podtrzymają cię na duchu, koledzy z klasy albo policjanci, którzy po prostu przy tobie posiedzą. Czasem nie trzeba wiele, żeby stać się dla kogoś aniołem.
Zielonogórzanin Damian Merda, o którym pisaliśmy już kilka razy, pogodził się już ze swoim losem. - Dopiero, kiedy spojrzałem śmierci w oczy, zacząłem doceniać życie - wspomina. Nie pyta już, dlaczego stracił nogę: - Może to wszystko ma jakiś cel.
Może ktoś pozna moją historię i bardziej pokocha życie. Po amputacji było jednak ciężko, bardzo ciężko. Damian przez kilka miesięcy nie wychodził z domu. - Wstydziłem się swojego kalectwa - wyznaje. Właśnie wtedy pojawili się starzy znajomi ze słowami otuchy.
Słowa to jednak za mało, Damian potrzebuje protezy. Dlatego zielonogórscy restauratorzy zorganizowali akcję "Jesz, pomagasz" i część swoich weekendowych zarobków przelali na konto Damiana. Potem był bal charytatywny i licytacja kraszanki.
Wojtek ma 12 lat i chodzi do szkoły podstawowej nr 22 w Zielonej Górze. Jego codzienność to leki, szpital i wyniszczająca choroba. Nie jest w stanie dłużej bronić się w pojedynkę. Czeka go przeszczep płuc. Skomplikowana operacja będzie kosztowała aż 720 tys. zł. To dużo, ale nikt nie załamywał rąk. Szkoda na to czasu. Trzeba działać.
Przez dwa dni nauczyciele, rodzice i uczniowie żyli przede wszystkim pomocą dla Wojtka (pisaliśmy m.in. w Magazynie). Jednak pani Aurelia twierdzi, że takie poruszenie to też nauka: - Dzieci poznają, co to wrażliwość i współczucie. To lekcja życia, której nie znajdzie się w żadnej książce.
Akcją dyrygowały wychowawczynie Wojtka, a prym wiedli koledzy z klasy. Dzieci pękały z dumy pokazując nam puszki z pieniędzmi. Każdy pomagał jak mógł. Jedni sprzedawali pączki, drudzy gry komputerowe, a jeszcze inni wystawiali przedstawienia. Do pomocy udało się zwerbować żużlowców, kaskadera i muzyków filharmonii.
Ale czasem, żeby komuś pomóc, wystarczy po prostu być. Tylko tyle i aż tyle zrobili dla pani Adeli dwaj policjanci: Sławomir Mystek i Paweł Cygański. Starsza kobieta została napadnięta w biały dzień. Napastnik wyrwał jej torebkę, przewrócił na ziemię i zaczął wymachiwać nożem. Wtedy pojawili się policjanci, którzy złapali bandziora. Na tym ich praca mogłaby się zakończyć. Ale tak się nie stało.
- Zostali ze mną do końca. Dbali o mnie jak... anioły. Tak. To są moje anioły - wyznaje pani Adela. Wzruszyli się nawet twardzi policjanci. - Minęliśmy się w drzwiach. Nigdy nie zapomnimy jej podziękowań. Powiedziała, że uratowaliśmy jej życie. To by poruszyło każdego - wspominają funkcjonariusze.
Możesz pomóc Damianowi wpłacając pieniądze na konto Fundacji Słoneczko: SBL Zakrzewo O. Złotów 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010. Z dopiskiem 142/M dla Damiana Merda.
Pomożesz Wojtkowi, wpłacając pieniądze na konto: Wojtek Nadachewicz, ul. Okrężna 8/2, 68-130 Przewóz, BGZ o/Zielona Góra nr 36 2030 0045 1130 0000 1034 5350. Z dopiskiem "dla Wojtusia"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?