Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Operacji ciąg dalszy - "Al Kut. Ostatnia zmiana" (część XVII)

opr. (th)
Kto choć raz był na patrolu w mieście, ten wie, jaki bałagan panuje na irackich ulicach.
Kto choć raz był na patrolu w mieście, ten wie, jaki bałagan panuje na irackich ulicach. fot. 17. WBZ
Żołnierze z Międzyrzeckiej 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej napisali książkę o swojej misji w Iraku. Nie kupisz jej w żadnym sklepie, ale przeczytasz u nas. Dziś kolejna opowieść o operacjach bojowych z udziałem naszych żołnierzy.

2. pluton ochrony, zgodnie z wytycznymi przełożonych, realizował w dwumiesięcznych cyklach zadania, jako siły szybkiego reagowania QRF dla bazy Delta, ochronę bramy nr 1 oraz QRF powietrzny. To ostatnie zadanie sprowadzało się w zasadzie do utrzymywania piętnastominutowej gotowości w charakterze dyżurnego środka ogniowego do wszystkiego.

Poprzeczka plutonowi por. Arkadiusza Sieniawskiego została ustawiona wysoko. W dwa tygodnie po przejęciu dyżurów w ramach QRF dla bazy Delta, dostali zadanie udziału w operacji pod kryptonimem "Bridge to Heaven". W Al-Kut pojawił się ośmioosobowy zespół amerykańskich saperów, których głównym zadaniem było dokonanie inspekcji mostu drogowego łączącego dzielnice Jafarda i Falaheeya. Polacy mieli zapewnić im ochronę. Sztab zaplanował wcześniej kilka patroli dziennych i nocnych, aby rozpoznać obiekt przyszłego działania, drogi dojścia, odejścia, miejsca wytypowane na lądowiska dla Medevac.

Przyjemny warkot śmigłowca

Pluton był gotowy i czterema HMMWV przemieścił się na lądowisko, tzw. helipad, z którego odebrał Amerykanów. Razem przystąpili do pierwszego, łatwiejszego etapu, a mianowicie zabezpieczenia rozpoznania inżynieryjnego południowego brzegu Tygrysu w granicach perymetru bazy. Dopiero późnym popołudniem przeprowadzono odprawę do zadania głównego. Szef sekcji operacyjnej, mjr Michał Rohde, przedstawił zarys operacji, kalkulacje czasowe i życzył szczęścia. Amerykanami dowodziła pani porucznik, taki sam młody adept sztuk wojennych, jak dowódca polskiego plutonu. Po przeanalizowaniu map i zdjęć z okolic mostu, uzgodnili szczegóły i koncepcję realizacji ochrony, ustawienia ludzi w pojazdach, działania w sytuacjach awaryjnych, wykonania odejścia, oraz wezwania wsparcia.

8 lutego rozpoczęli swoje zadanie. Pojazdy zajęły pozycje na podejściach do mostu i na samym obiekcie. Amerykanie rozbiegli się na i pod mostem. Przystąpili do pomiarów, dłubań, wierceń. Powietrze niosło dźwięk silników rumuńskiego UAV, monitorującego rejon operacji. Miasto budziło się do życia, a żołnierze blokowali jedną z głównych dróg. Po kilkunastu minutach usłyszeli przyjemny warkot. Para szturmowych Mi-24 prowadzonych przez ppłk Sławomira Pałkę przystąpiła do osłony z powietrza. Widok własnych śmigieł, bo tak nazywane były przez żołnierzy helikoptery, zawsze budził pozytywne emocje. Po około godzinie praca została zakończona. Na ulicach spory ruch, z UAV poprzez TOC spływały informacje do wozu dowodzenia o przejezdnych drogach.

Mimo problemów związanych ze wzmożonym ruchem ulicznym, już po kilkunastu minutach patrol osiągnął bramę bazy Delta. Pierwsza poważna akcja za nimi. Pomiędzy 14 i 19 lutym 2007 r. 2. pluton ochrony wzmocniony drużyną z 3. plutonu oraz wozem dowodzenia z szefem TOC-u, kpt. Grzegorzem Kaliciakiem w ramach operacji pod kryptonimem "Black Eagle Watch", przemieścił się do Zurbatii, w rejon przejścia granicznego Iraku z Iranem. Celem było zabezpieczenie saperów amerykańskich, wykonujących prace inżynieryjne w rejonie przejścia granicznego. Zabrali masę sprzętu, od dodatkowej amunicji począwszy, przez łóżka polowe, na racjach żywnościowych kończąc. Niepokój wzbudzała bliskość granicy Iranu, państwa, które ingerowało i ingeruje w wewnętrzne sprawy Iraku.

Na trasie przejazdu towarzyszyły żołnierzom BGB szturmowe Mi-24. Po dotarciu na miejsce i krótkim rekonesansie przejścia uzgodnili z Amerykanami podział zadań. Od zmroku do świtu na 4 HMMWV ubezpieczali saperów. Na granicy dane im było przeżyć także pierwszą burzę piaskową i charakterystyczne dla tej pory roku krótkie, ale za to bardzo intensywne ulewy. Żołnierzy odwiedził także dowódca BGB, gen. bryg. Mirosław Różański. Za dnia odtwarzali zdolność do działania, by w nocy znów ochraniać i monitorować powierzony sektor. Po kilku dniach spędzonych z dala od swoich powrócili do bazy.

Śmieci na ulicach

Jednym z ciekawszych zadań, jakie wykonywali żołnierze podczas irackiej misji, były eskorty personalne, realizowane na rzecz dowódcy BGB, patroli sekcji współpracy cywilno-wojskowej CIMIC, oficerów łącznikowych PJCC i innych wyznaczonych osób. Podczas eskort kluczową rolę odgrywali: lider kolumny - zwykle chor. Marek Radłowski, oraz kierowcy - st. plut. Andrzej Nakonieczny, plut. Grzegorz Fagasiński, st. szer. Tomasz Klimek, st. szer. Grzegorz Bobkowski, którzy musieli wykazać się nie lada orientacją i umiejętnością podejmowania szybkich decyzji.

3 marca 2007 r. nagle postawiono siły szybkiego reagowania QRF na nogi. Mieli 15 minut na dotarcie z bazy do centrum miasta, a następnie do dowództwa 3. Brygady Piechoty Irackiej Armii. HMMWV przemknęły przez bramę, następnie nieprzyzwoicie przyspieszyły. Wszystko w normalnym miejskim ruchu. Kto choć raz był na patrolu w mieście, ten wie, jaki bałagan panuje na irackich ulicach. Kierowcy nie używali kierunkowskazów, na skrzyżowaniach szybszy był pierwszym. Ulice zastawione pojazdami, nisko zwisające przewody, walające się śmieci.

Na rzecz kierowcy pracowała cała załoga, informując o zauważonych pojazdach, pieszych, przeszkodach itp. Slalomem między pojazdami, pod prąd, pojechali do ronda przed największym mostem. Już po chwili oficer łącznikowy PJCC, ppłk Urbanek, mógł rozpoczynać swoją zmianę w siedzibie Prowincjonalnego Połączonego Centrum Reagowania Kryzysowego. Następnie patrol ruszył do 3. brygady. Dwupasmowa droga w kierunku na Bagdad to newralgiczna arteria Al-Kut. Prowadzący pojazd manewrami, które z boku wyglądać mogły jak przejazd nietrzeźwego kierowcy, zmuszał Irakijczyków do usunięcia się z drogi. Po kilkunastu minutach od wyjechania z bazy, dowódca BGB był już na miejscu. Wszyscy mogli odetchnąć z ulgą.

Niestety przygody w tym dniu się jeszcze nie skończyły. Generał Różański, lubiący niekonwencjonalne zagrania, zaraz po zakończonym spotkaniu z dowództwem 3. brygady i gubernatorem, wsiadł do cywilnego pojazdu gubernatora, wydając krótkie polecenie: - Za mną. Szybka reakcja i żołnierze już mknęli za dowódcą całą eskortą. Na prostym odcinku kolumna zaczęła się dzielić.
Taktyczny horror. Irackie pojazdy włączyły się pomiędzy chevroleta gubernatora, a lidera. Szybka decyzja, dziki manewr i pojazd plut. Nakoniecznego dołączył do naszej kolumny. Po minięciu największego ronda w mieście pojazdy przeformowały się, jadąc całą szerokością jezdni. Po wojskowemu taki manewr nazywa się "kątem w przód" i w tym wypadku skutecznie blokował dostęp do samochodu, w którym podróżował gen. Różański. W opinii dowódcy eskorty, było to ekstremum na pograniczu kolizji.
Jak się okazało, znowu trafili do PJCC. Po chwili najważniejszy wsiadł do wojskowego pojazdu. Dołączył także oficer PJCC. Spokojnie zjeżdżają już do Delty. Po akcji dzielą się wrażeniami: - Szkoda tylko, że dynamicznej jazdy uczy życie, a nie ośrodek w Polsce, asekuracyjnie przeszkalający kierowców na HMMWV.

Odprawa w akwarium

Po pierwszych przypadkach ostrzału rakietowo-moździerzowego bazy Delta, dowódca zdecydował o odpowiedzi. Pomiędzy 28 lutego a 2 marca polski QRF uczestniczył w kilku działaniach typu "cordon & search" (z ang. okrąż i przeszukaj). 2 marca wczesnym popołudniem dowódcy i osoby zaangażowane stawiły się na odprawie w sali zwanej "akwarium". Mjr Rohde wyjaśnił tajniki operacji.

Celem było przeszukanie wioski Faysaliyah położonej kilka kilometrów na południe od bazy, gdyż istniało uzasadnione przypuszczenie, że składowane są tam środki bojowe wykorzystywane do ostrzału bazy. Do akcji ruszyli mieszaną i bardzo zróżnicowaną, nie tylko pod względem narodowościowym, kolumną. W składzie następujących pojazdów mechanicznych: Polacy na amerykańskich HMMWV, iracka armia na polskich Dzikach-3 i brytyjskich nieopancerzonych ciężarówkach Leyland.

Po dojechaniu do Faysaliyah, żołnierze rozpoczęli wykonywanie swojego zadania. Wokół gliniane domy, wąskie uliczki, rzadkie grupy palm, trochę krzewów, nieodłączne śmieci, złom, rozbiegany inwentarz, zaskoczeni mieszkańcy. Pluton piechoty z 3. brygady rozpoczął przeszukiwane. Żołnierze BGB czekali w napięciu na rozwój wydarzeń.

Niespodziewanie w kordonie pojawił się iracki major. Schowani za kawałkami murów, za opancerzonymi drzwiami HMMWV, lustrujący czujnie okolicę i nastawieni na kontakt ogniowy Polacy nie kryli swego zdziwienia. Iracki dowódca kompanii wpadł na genialny pomysł zlustrowania pracy swoich podwładnych. Najwyraźniej były jakieś nieścisłe informacje o przeciwniku, skoro iracki sztabowiec potraktował działanie bojowe, jako zajęcia kontrolowane. Po 40 minutach sformowali kolumnę i wróciliśmy do bazy. Niczego nie znaleziono. Proza życia.

W następnym odcinku o żołnierzach pomagających Irackim cywilom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska