Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień Rafała Kurmańskiego (odc. 11)

Redakcja
Rafał Kurmański był jednym z największych talentów zielonogórskiego żużla
Rafał Kurmański był jednym z największych talentów zielonogórskiego żużla fot. Tomasz Gawałkiewicz
W maju minie dziewięć lat od śmierci Rafała Kurmańskiego. Jednego z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia, któremu wróżono wielką karierę. Stał dopiero na początku drogi, jeszcze wszystko było przed nim... Prezentujemy książkę Rafała Owczarka ,,I nie ma mnie" w której autor usiłuje odtworzyć ostatni dzień żużlowca i zrozumieć dlaczego tak się stało?

Stali na trybunie honorowej i rozglądali się za znajomymi. Rafał znał ten klimat, atmosferę wielkiego święta. Rok temu o tej porze czuł się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. 17 maja 2003 roku około 20.00 wpisał się przecież na stałe do historii swego klubu i miasta. Był pierwszym chłopakiem z Zielonej, który wystartował i wygrał bieg w indywidualnych mistrzostwach świata. Wiadomo, w Grand Prix walczyli też Grzegorz Walasek i Piotr Protasiewicz, ale oni pod innymi szyldami.

- Rafał, jak nastrój przed debiutem? - nie miał siły odpowiedzieć, bo trema ściskała gardło. Ogromny stadion w Chorzowie potęgował i tak głębokie uczucie niepewności. - Jest dobrze - wydukał i tylko potakująco kiwał głową. - A czego ty się obawiasz? - pytali go retorycznie goście z prasy. - Przecież to rywale muszą się ciebie bać. Ty nie masz nic do udowadniania - pocieszali. Ale sraczka wisiała w powietrzu. Łatwo im było mówić i poklepywać. Masa ludzi, świetni rywale, a Rafał nie lubił przegrywać. Ostatnie oblizanie ust, niewidzialny pyłek wygładzony z plastronu i jazda. Udało się. Sukces wpadł, jak wisienka na tort. Cały sezon ułożył się znakomicie, ale to była absolutna rewelacja.

Z zamyślenia wyrwał go jakiś kibic. - Cześć Rafał, szkoda, że nie jedziesz - rzucił wytarty już tekst. Poczuł, że jeśli facet zaraz nie odejdzie, to krew go zaleje. - Następny mądrala - przeleciało mu przez głowę. - Jeszcze nie tym razem - odparł jednak dyplomatycznie i postanowił wracać.

Rafał wskoczył do samochodu i włączył sobie piosenkę, która była tu od rana, od kilku dni, od zawsze. Miał wrażenie, że każde słowo jest o nim.

"Zawsze sobie myślę, jak by to było,
jak by to wszystko się ułożyło,
gdyby mnie na tym świecie nie było,
ludzie by mijali, nie zauważali,
może niechcący by się przede mną chowali,
wizja tego stanu bardzo mnie dławi,
boję się, że kiedyś mnie wszystko zadławi,
żyję w swoim życiu, tak sobie po cichu".
Ale najbardziej podobał mu się ten kawałek:
"Ile to trwało, gdzie się podziewało,
gdzie się to działo, jak mi zależało,
teraz mnie nie ma, teraz za późno,
teraz już całe życie przeszło na próżno,
przeszło koło głowy, wybrało się na łowy,
w głąb mojej duszy, w głąb mojej głowy,
ucieka więc gonię, prawdę odsłonię,
jak by to było, gdyby mnie nie było".

"Mrówa" nie mógł wyjść z podziwu, że już wracają. Ale Rafał musiał gonić, nie zatrzymywał się i czuł, jak rośnie napięcie. Kibice przyjdą jutro zobaczyć, czy się odbudował. Nie ma ważniejszych pojedynków od tego z Unią Leszno. A on przecież jest ziomalem i nie może zawodzić. Wszyscy już wiedzą, że potrafi. Jeśli da dupy, znów wezmą go na języki i dostanie po kasie. Odkąd startował w Anglii i Szwecji, nie mógł sobie pozwolić na wtopy w kraju. Zbyt dużo tracił, a przeloty i utrzymanie teamu wyrywały dziurę w budżecie. Nie miał chwili spokoju, momentu wytchnienia, cały czas na wysokich obrotach. Nawet maszyna się zatrze, a co dopiero człowiek.

Chciałby się teraz czuć, jak wtedy w Gnieźnie. Pod koniec 2002 r. jechali ze Startem o awans. W XIV wyścigu mogli postawić kropkę nad "i", a trener dał mu szansę. Jarosław Łukaszewski i Krzysztof Jabłoński zamknęli przy krawężniku Grzesia Kłopota, a on czaił się na zewnętrznej. Zadziałał instynktownie, nie pchał się w tłum, ale jak zwykle poleciał swoją ścieżką. Na wejściu w drugi wiraż był trzeci, ale tylko przez moment. Rywale trzymali krawężnik i zgasła ich czujność. Nie spodziewali się ataku, a wtedy uderzył jak drapieżnik na odpoczywające łanie. Łukaszewski pierwszy zobaczył go na wyjściu i z niedowierzaniem odwrócił się jeszcze raz. Kiwnął głową do kolegi, ale Rafał był potwornie napędzony i mijał ich pod bandą. Nic nie mogło mu przeszkodzić. To on przypieczętował sukces i rozpierała go duma. Szampan, piątki przybijane z kibicami, nagłówki gazet. Udowodnił wszystkim, że jest królem. Przyćmił takich potentatów, jak Nicki Pedersen i Billy Hamill. Wcześniej mógł ich najwyżej poprosić o autograf, a teraz stanął w jednym rzędzie z mistrzami. Pofrunął na ich rękach w parkingu, triumfował i ładował akumulatory. Tak bardzo mu tego brakowało. Nigdy się nie przyznał i uciekał od wspominania tamtego sukcesu, przypominał raczej te indywidualne albo w parze z Bartkiem. Sporo się tego zebrało, bo w młodzieżówce powymiatali prawie wszystko.

Rafał ostro przyciskał w drodze powrotnej. Było jeszcze jasno, ale wieczór miał się niebawem rozlać na niebie. Siedzący obok "Mrówa" wyraźnie podłapał imprezowy, wrocławski klimat. - Zahacz o stację, to kupię browary. Zjadłem kiełbasę i zajebiście mnie suszy - wyrzucił język, jakby od kilku dni przemierzali Saharę. Migacz w lewo i już stali. Wszystko działo się błyskawicznie, a w tle łomotały basy samochodowych głośników.

"Jak by to było, jak by to wszystko się ułożyło, gdyby mnie na tym świecie nie było...".

Zapraszamy na fanpage **

Gazeta Lubuska Premium

**. Kliknij "Lubię to" i śledź oraz komentuj najlepsze artykuły ukazujące się w systemie Piano.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska