Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnie zdanie należy do Araba. "Al Kut. Ostatnia zmiana" (część XXII)

opr. (th)
Spotykaliśmy się i współpracowaliśmy z gubernatorem, dyrektorami departamentów iresortów siłowych.
Spotykaliśmy się i współpracowaliśmy z gubernatorem, dyrektorami departamentów iresortów siłowych. 17. WBZ
Tej książki nie kupisz nigdzie. "Al Kut. Ostatnia zmiana" została wydana w zaledwie 500 egzemplarzach. Publikujemy ją na naszej stronie internetowej. Dziś odcinek XXII - o niełatwych rozmowach Polaków z Arabami.

Jednym z zadań Brygadowej Grupy Bojowej było stworzenie warunków do zamknięcia procesu PIC (Provincial Iraqi Control), czyli umożliwienie przejęcia kontroli nad prowincją przez władze irackie. Termin zakończenia tego procesu był wielokrotnie przesuwany już w trakcie poprzednich zmian.

By wypełnić to zadanie, dowódca BGB określił kilka projektów cząstkowych dla siebie i podwładnych. Jako priorytet przyjął zasadę bezpośredniej współpracy z gubernatorem prowincji Latifem Hamed Turfa, przewodniczącym rady prowincji Muhammadem Ghaza Al-Shambar, szefem Prowincjonalnego Połączonego Centrum Reagowania Kryzysowego PJCC pułkownikiem Ali Rabh Nim Zubaydi, dowódcami Irackich Sił Bezpieczeństwa oraz przywódcami rodowymi.

Sztab skupił się na współpracy z dyrektorami departamentów urzędu gubernatora, Prowincjonalną Radą Rozwoju, wymiarem sprawiedliwości oraz organizacjami pozarządowymi funkcjonującymi w Al-Kut.

Dowódca aniołów stróżów

Czas przejmowania zadań od kolegów z VII zmiany zbiegł się z napiętą sytuacją między gubernatorem i siłami koalicji. Dwa tygodnie wcześniej amerykańska jednostka specjalna zatrzymała trzech członków rady prowincji. Zatrzymanie dwóch z nich odbyło się bardzo spektakularnie, zostali zabrani w trakcie posiedzenia rady. Wszyscy byli podejrzani o współpracę ze zbrojnym ugrupowaniem Muqtady Al Sadra, co zostało udowodnione w trakcie prowadzonego później śledztwa. Gubernator w wystąpieniu telewizyjnym zapowiedział, że zrywa kontakty z koalicją za niegodne traktowanie jego urzędu. Kolejne próby mediacji podejmowane przez mojego poprzednika nie przynosiły efektów. Zdeterminowanie generała Grzegorza Buszki było tak wielkie, że postanowił w trakcie przekazywania obowiązków dla generała Różańskiego doprowadzić do spotkania z gubernatorem. Po uzyskaniu wiadomości, że gubernator jest w City Hallu (Ratuszu), obaj panowie pojechali do niego bez uprzedzania. Element zaskoczenia przydał się. Było to pierwsze spotkanie nowego dowódcy BGB z gubernatorem. Bardzo ważne spotkanie, choć przebiegło formalnie, wręcz ozięble.

- W trakcie przyjmowania obowiązków w Delcie poznałem dowódcę "aniołów stróżów" irackiej armii, generała Muhammada Jawal Al-Howeydi, szefa policji generała dywizji Husajna Abd Al-Hadi oraz dowódcę straży granicznej na Wasit i Dyala generała dywizji Rashida Ghadban As-Saray. Muhammad okazał się człowiekiem, który wyznawał dewizę, że rozmawiać należy nawet w bardzo złożonych sytuacjach. Podczas naszych spotkań wielokrotnie posiłkował się arabskimi przysłowiami lub życiowymi przykładami.

Uznawał, że jeżeli dwóch zwaśnionych przebywać będzie w różnych pokojach, to nigdy nie znajdą porozumienia. To jemu w dużej mierze zawdzięczam, że stosunki z gubernatorem szybko się poprawiły. Wiedziałem, że jeżeli spotkania będę przeprowadzał tylko na terenie bazy, trudno będzie złamać barierę nieufności. Nie mogłem lekceważyć kwestii bezpieczeństwa osobistego, ale nade wszystko żołnierzy wyjeżdżających ze mną.

Pierwsze spotkanie z gubernatorem po objęciu przeze mnie dowództwa w Delcie odbyło się właśnie w koszarach 3. brygady. Obecni byli wszyscy: gubernator, przewodniczący rady prowincji, szef PJCC oraz dowódcy resortów siłowych. Zastanawiałem się, czy przybyli z ciekawości, czy wiązali z tym spotkaniem jakieś nadzieje. Podczas przejazdu przez miasto, pierwszy raz tylko z moimi żołnierzami, bez wsparcia doświadczonych kolegów z poprzedniej zmiany, wszędzie widzieliśmy zagrożenie. Po wejściu do sztabu zdecydowałem się jednak natychmiast zdjąć kamizelkę kuloodporną, choć wywołało to zdecydowany sprzeciw moich aniołów stróżów. Wykorzystałem fakt, że dowodzę. Było to spotkanie przy obiedzie. Był to mój pierwszy arabski obiad. Stan moich ówczesnych emocji nawet po czasie trudno mi zdefiniować - strach, ciekawość, obawa, nadzieja, ale na pewno też determinacja. Oczekiwanie na nakrycie stołu wykorzystałem na przedstawienie się i wręczenie symbolicznych upominków z Polski.

Kiedy zasiedliśmy do stołu, starałem się pamiętać o wszystkich wskazówkach zwyczajowych, jakich udzielił mi mój przyjaciel Azaal Baki, Irakijczyk mieszkający w Łodzi. Podczas posiłku chciałem jak najwięcej powiedzieć o moim zamiarze wypełniania mandatu misyjnego. Było to może nieeleganckie, ale zapewniło mi ograniczenie konsumpcji egzotycznych potraw.

Na zakończenie zapytano mnie, czy się nie boję być z nimi sam w pomieszczeniu bez ochrony i bez broni. Nie było to do końca prawdą, ale powiedziałem, że im ufam i wierzę w gościnność Irakijczyków. Pistoletu w kaburze udowej po prostu nie zauważył mój adwersarz. Nie będę kusił się o stwierdzenie, że obiad upływał w przyjaznej atmosferze, ale na pewno był przełomem - opowiada dowódca BGB, gen. bryg. Mirosław Różański.

Jak było za Saddama

Kolejne spotkanie odbyło się już w bazie Delta, 3 lutego 2007 r. Gubernator przybył tylko w towarzystwie swego sekretarza, kapitana armii. Po długo trwających kurtuazyjnych zapewnieniach o potrzebie współpracy, przeplatanych wzajemnymi uprzejmościami, gość przeszedł do konkretów, czyli przedstawiania swoich potrzeb i to dosłownie swoich, marginalnie traktując potrzeby miasta i prowincji. Było to dla polskiego generała zaskoczenie.

Podczas konferencji PSTA, która odbyła się 28 stycznia, wykazano wiele obszarów, które powinny ulec poprawie by stworzyć warunki do przejęcia kontroli nad prowincją przez stronę iracką. Najwięcej uwag było do irackiej policji, w szeregach, której służy wielu aktywnych członków zbrojnej milicji Mahdiego oraz aktywności PJCC.

Długo trwały perswazje i zapewnienia, że jeżeli będzie dbał o prowincję, bo na taką jedynie pomoc może liczyć ze strony BGB, to i jego sytuacja ulegnie poprawie. Całości dopełniło wpłynięcie na "honor prawowitego syna narodu irackiego". Gubernator nie pozostałby sobą, Arabem, gdyby ostatnie słowo nie należało do niego. Stwierdził, żeby nie kontaktować się z szejkami, bo oni tylko prywatę mają w głowie, a chodziło mu o pomoc CIMIC i programy pomocowe. W odpowiedzi gen. Różański powiedział, że zależy mu, aby w trakcie tej misji poznać również kulturę, zwyczaje i tradycje Iraku, a jest to możliwe tylko przez kontakt z ludźmi.

Luty minął na wzajemnym sprawdzaniu się, próbach stwierdzenia, czy nowy generał z Delty cokolwiek może czy tylko jest figurantem. Zaangażowanie się w PJCC zostało odebrane entuzjastycznie. Na prośbę władz prowincji, sporządzono pisemną notatkę, obnażającą przydatność pułkownika do zajmowanego stanowiska. Nowym szefem PJCC został generał brygady Khalid Abd As-Sattar Aziz. Człowiek bardzo kreatywny, wykształcony wojskowy, władający nienajgorzej rosyjskim i angielskim. Najbliższy kontakt dowódca BGB utrzymywał jednak z dowódcą brygady, którego udało się przekonać do wspólnego szkolenia żołnierzy i wykonywania zadań operacyjnych. W prowincji istniał jednak podział, policja prowadziła działania w miastach i wioskach, armia operowała poza terenem zurbanizowanym. Obie te formacje nie darzyły się zaufaniem, wręcz były nastawione do siebie antagonistycznie.

Zagrożenie występowało jednak wszędzie, terroryści byli aktywni w całej prowincji. Punktem kluczowym pozostawało Al-Kut. Powyższa sytuacja wymuszała współdziałanie, do którego oni nie byli przygotowani. Kolejna konferencja oceniająca prowincje wypadła równie mizernie jak poprzednia. Mijającego miesiąca koalicjanci do udanych zaliczyć nie mogli. Dokładając do tego problemy z uzyskaniem akceptacji propozycji projektów CIMIC przez PRDC, którego przewodniczącym był gubernator, cierpliwość Polaków była na wyczerpaniu.
Nasz temperament i zaangażowanie z jednej strony, z drugiej nieterminowość, brak konsekwencji połączony z wyniosłą dumą tubylców miały się jak pięść do nosa. Po wielu dyskusjach w sztabie, wymianie poglądów z dowódcami innych kontyngentów nasuwała się myśl, że tak dalej być nie może! Rozwiązanie podpowiedział tłumacz Ali Al Hariri. Opowiadał kiedyś jak było za Saddama. Mówił jak teraz się żyje Irakijczykom i w pewnym momencie powiedział, że jako naród są dumni, ale przyzwyczajeni do rządów zdecydowanych, a nawet autokratycznych. To było inspiracją na przyszłość.

Zaskakująco punktualni

Spotykaliśmy się i współpracowaliśmy z gubernatorem, dyrektorami departamentów i
resortów siłowych.
(fot. 17. WBZ)

- Poprosiłem o spotkanie wszystkich w dowolnym miejscu - trzeba dać im szansę, by byli przekonani, że to oni zdecydowali o spotkaniu. Ku mojemu zadowoleniu, zdecydowano, że będą to koszary armii. Wszyscy stawili się punktualnie, co na arabskie klimaty było niezwyczajne. Po ceremonii powitania, byłem już na etapie witania się z niektórymi zwyczajem arabskim, wymianą uścisków połączonych z muśnięciem się policzkami, Gubernator rozpoczął ceremonię zapewnień o przyjaźni iracko-polskiej.

Stanowczo mu przerwałem i poinformowałem, że chcę ogłosić swoje stanowisko wobec sytuacji, która panuje w prowincji oraz przedstawić propozycję, do której muszą odnieść się tu i teraz. Wskazałem im, że ocena ze stycznia i lutego przedstawiona przez oficerów z dywizji niczym się nie różni i to jest największą porażką. Takie podsumowanie świadczy, że nic nie robią, choć nie do końca to jest prawda i wskazałem obszary, gdzie następuje nieznaczna, ale jednak progresja. Oczywiście przesadzałem, ale wyszedłem z założenia, że może zadziała motywacja pozytywna. Z kolei za główną przyczynę ich niepowodzeń wskazałem brak woli do współdziałania wśród nich samych. Podpowiadałem, że jeżeli tylko będą narzekać i wskazywać niemoc ich ministerstw, niczego nie osiągną.

Zaproponowałem by każdy z nich pisemnie monitował do swojego resortu, ale takie same prośby i postulaty powinien gubernator przedstawiać premierowi. Ja natomiast zobowiązałem się do przedstawiania problemów przełożonym w układzie koalicyjnym.

Oczekiwanie na ich reakcje przypominało obserwacje kulki na stole ruletki, czy wpadnie do obstawionego numeru. Pierwszy zabrał głos gubernator, który stwierdził, że chyba naprawdę mi zależy na stabilizacji w Wasit. Spytał, czy któryś z generałów ma uwagi do propozycji dowódcy sił polskich - tak tytułowano polskich dowódców w Al-Kut. Jego pytanie brzmiało jak stwierdzenie: tak ma być od dziś. Następnie zaprosił mnie do City Hallu - wspomina tamte chwile dowódca BGB.

Pełne zaskoczenie, gdyż wszystkie wcześniejsze uzgodnienia, co do trasy przejazdu koalicyjnego patrolu nie obejmowały jazdy do siedziby gubernatora. Siły w bazie, pozostające w gotowości do podjęcia działań w przypadku sytuacji kryzysowej, powinny znać miejsce pobytu jednostki poza bazą i drogę jej przemieszczania. Decyzja była szybka - pojechali. Szef zmiany w TOC nie był zachwycony tą nagłą zmianą zdań, czego dał później wyraz mówiąc, że niedużo brakowało do nakręcenia drugiego odcinka filmu: "Gdzie jest generał?".

Problem natomiast polegał na tym, że nie można było otwarcie powiedzieć, gdzie i jakimi drogami kolumna będzie się poruszać.

Torfe - fan naszej reprezentacji

W gabinecie gubernatora nastąpiła dalsza część przedstawiania koalicyjnych propozycji, a głównym tematem była pomoc w rozwoju miasta i prowincji. Gubernator chciał mieć wpływ na wszystko, gdzie, kiedy, jakie i przez kogo będą realizowane projekty. Okazało się w dalszej rozmowie, że odpowiedź na trzy pierwsze jego pytania zależy od niego samego i tylko opieszałość jego urzędników sprawia, że prawie miesiąc sekcja CIMIC czeka na zatwierdzenie listy projektów. Natomiast jeżeli chce ingerować w przyjęte procedury wyboru kontraktorów, to już następnego dnia te kilka milionów dolarów, którymi dysponuje BGB, może być odesłane do pierwszej lepszej prowincji i problem przestanie istnieć. Jego zawieszony wzrok wskazywał na niedowierzanie.

Generał Różański za kilka miesięcy wyjeżdża i o epizodzie pt. Al-Kut może szybko zapomnieć, a on tu pozostanie ze świadomością, że kilka milionów przeszło mu obok nosa. Dopełnieniem stało się pytanie, jak zareagują obywatele, tegoroczni wyborcy, kiedy dowiedzą się, że przez niejasne stanowisko gubernatora, wiele inwestycji należnych miastu zostało skierowane gdzie indziej. Szantaż źle się kojarzy, ale okazał się bardzo skutecznym narzędziem mediacji.

Od tego momentu relacje znacznie się poprawiły, a z czasem nawet nabrały wymiaru interpersonalnego. - Podczas spotkań rozmawialiśmy o naszych rodzinach, wymienialiśmy poglądy o kwestiach nie obejmujących naszych obszarów służbowych.
Torfe okazał się miłośnikiem polskiej reprezentacji prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Z satysfakcją wymieniał nazwiska naszych byłych mistrzów. Cieszył się, że zaskakuje mnie znajomością historii Polski z kampanii wrześniowej. Kiedyś chciałem zmienić temat, pozostając w obszarze problemu i wprowadziłem go w zakłopotanie. Do spotkań się przygotowywał. Oczywiście bywały okresy, że czuł się obrażony, ale trzeba tu być, by zrozumieć, że to element gry politycznej - stwierdza gen. Różański.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska