- W zeszłym roku odszedł na emeryturę kolega, który był rekordzistą, miał 30 lat służby - mówi Krzysztof Piasecki. Dłużej niż Rotkiewicz pracują dziś jeszcze komendant i jego zastępca. Komendant Przemysław Gliński w tym roku będzie miał 26 lat służby, a jego zastępca Tomasz Sosnowski o dwa lata mniej. We wschowskiej straży jest jeszcze dwóch strażaków, którzy w tym roku będą obchodzili 20 rok w służbie.
- To moje przejście na emeryturę było zaplanowane w ostatniej chwili, chciałem jeszcze popracować ze trzy lata. Odchodziłem z żalem- mówi Mirosław Rotkiewicz. Ze sprawami straży pożarnej jednak się nie pożegnał, gdyż w tej dziedzinie jest jednym z najlepszych i najbardziej doświadczonych w regionie specjalistów.
Od początku lat 90. w urzędzie miasta jest inspektorem w wydziale spraw obywatelskich, zajmuje się ochroną przeciwpożarową - wszystkimi ochotniczymi strażami w gminie Wschowa.
Prawie codziennie przychodzi do urzędu, teraz po prostu częściej. Poza tym kiedy może to odwiedza kolegów. - Będę pocztę nosił do komendy - zapowiada. - Po odejściu na emeryturę byłem tam już cztery razy.
- Nie powiem, że na emeryturze będę odpoczywał - przekonuje. - Chociaż zamierzam także więcej jeździć na rowerze, mam działeczkę, na której popracuję. Poza tym zajmę się fotografowaniem, które jest moją pasją. Z pewnością nie będę leżał na tapczanie z pilotem w ręku.
Zaczynał jako kierowca-ratownik, ale ze straży odchodził jako powiatowy dyżurny operacyjny. Od 2004 roku przyjmował zgłoszenia, pośredniczył, rozdysponowywał jednostki strażackie. Zostało mu po tym czasie 500 telefonów w komórce.
- Jak się przyjąłem do pracy, to wschowscy strażacy mieli 18 zdarzeń rocznie - opowiada. - A jak odchodziłem, to w granicach tysiąca. Przez ten czas nasza jednostka się rozrosła, poza tym doszło nam bardzo dużo zadań.
Pamięta najśmieszniejsze zgłoszenie jakie przyjął. To była niedziela. Dzwonił jakiś człowiek ze wsi i mówił, żeby strażacy przyjechali zdjąć psa, który wszedł na dach budynku gospodarczego. - Rzeczywiście tam był i strażacy go ściągnęli - wspomina. Pamięta też zgłoszenie od kogoś, kto zobaczył węża w ogródku...
- Takie wezwania dziś są codziennością, ale kiedyś nikomu by do głowy nie przyszło, żeby ściągać straż do psa - twierdzi. - Generalnie mogę jednak z przykrością powiedzieć, że 80 proc. telefonów do straży jest od bawiących się, często żartujących ludzi. Kiedyś ktoś zadzwonił do mnie 87 razy między godz. 23.00 a 0.30. Gdy tego żartownisia namierzyliśmy, okazało się, że jest to upośledzony umysłowo człowiek, który dostał telefon do zabawy. Często jest tak, że dorośli dają telefony do zabawy dzieciom, a takie dziecko potrafi dzwonić do straży przez cały dzień.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?