Eugeniusz Nieparko, rolnik z Białkowa zdębiał, gdy poznał szczegóły czekającej na podpis prezydenta Ustawy o płatnościach do gruntów rolnych. Wprowadzono w niej zapis, który miał pomóc pozbyć się tzw. rolników z Marszałkowskiej, czyli ludzi nie mających nic wspólnego z rolnictwem, a kupujących hektary dla unijnych dopłat.
Resort rolnictwa zaproponował aby tzw. dodatkowa płatność do użytków zielonych przysługiwała tylko tym osobom, które mają przynajmniej jedną krowę, owcę lub kozę.
- Mam 19 koni i teraz ubiegając się o tę płatność będę uchodził za naciągacza - mówi Nieparko. - Oczywiście ominę ten przepis i wezmę sobie na stan jedną z kóz lub owiec sąsiadki.
W ustawie uznano, że warunkiem udzielenia dopłat było posiadanie w ubiegłym roku w gospodarstwie przeżuwaczy - bydło, kozy, owce. Na dopłaty nie łapią się już ani konie, ani popularne w naszym regionie daniele.
Natomiast z radości nie posiadają się hodowcy kóz, owiec, zarówno tych zwykłych, jak i ozdobnych. Już miejscy rolnicy chcą brać na utrzymanie zwierzęta, które na papierze figurować będą jako ich kozy i owce. Nie interesują ich ani mleko, ani wełna. Liczy się tylko sztuka.
- Dla mnie to sprawa wypisz wymaluj jak ze sławetnym "i czasopisma" - dodaje proszący o anonimowość rolnik. - To manipulacja. Oto w projekcie miał być przelicznik mówiący, ile zwierząt powinno przypadać na jeden hektar lub dwa łąki. Teraz tego zapisu nie ma. Czyli znów komuś na tym zależało...
Tradycyjnie już także ten absurdalny zapis nie jest pomysłem unijnych biurokratów, jak często sądzimy, ale naszych urzędników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?