Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjenci w Torzymiu skarżą się na jakość dań w szpitalu

(paw, tami)
fot. Archiwum
W środę w porze obiadu w redakcji rozdzwoniły się telefony. Pacjenci z oddziału rehabilitacji kardiologicznej byli oburzeni: - Do jedzenia dostaliśmy zupę, a na drugie danie tylko ziemniaki!

- To skandal. Jak można podawać coś takiego do jedzenia w szpitalu? - pytał pan Andrzej. Po chwili zadzwonił jeszcze raz. Dodał, że pacjenci ubezpieczeni w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego dostali normalny posiłek, na ich talerzach do ziemniaków była kiełbaska. - Szpital podzielił nas na tych z KRUS-u i NFZ-u - stwierdził.

Potem zadzwoniła Czytelniczka (nazwisko do wiad. red.). - Prawie jak w czasie wojny. Do ziemniaków dali buraki. Dobrze, że nie brukiew! Przecież tego to by nawet świnie nie jadły! - mówiła wzburzona. Jej zdaniem pacjenci szpitala powinni być dobrze karmieni, bo mają tu dochodzić do zdrowia. - Tymczasem jest odwrotnie. Odmówiliśmy zjedzenia tych ziemniaków, bo przecież trudno to nazwać posiłkiem. Przyjechałam do Torzymia z daleka i więcej w tym szpitalu moja noga nie postanie. Nikomu też go nie polecę - dodała kobieta.

Kierowca nie wziął termosu

Takich telefonów mieliśmy kilka. Pacjenci skarżyli się na jakość dań, do wytłumaczenia się wezwali dyrektora. - Spotkał się z nimi mój zastępca - potwierdza szef torzymskiego szpitala Czesław Rzepka. Według niego przyczyna marnego obiadu była prozaiczna, a błąd został szybko naprawiony: - Nie mamy własnej kuchni, więc korzystamy z cateringu. Obiady dowozi nam firma z Ciborza. W ten dzień kierowca po prostu zapomniał wziąć termosu z drugim daniem - tłumaczył nam wczoraj. - Do naszego szpitala przyjechało mniej porcji. Kiedy człowiek się zorientował od razu pojechał z powrotem. Przekazałem przez oddziałową, żeby pacjenci poczekali. Ci którzy byli bardzo głodni do tego czasu mogli zjeść zupę i ziemniaki. Przed 15.00 pacjenci dostali już normalny obiad (ustaliliśmy, że zwykle posiłki są rozdawane około 12.30 - przyp. red.). Były bitki z ziemniakami.

Fundusz nie nadzoruje posiłków

Pan Andrzej potwierdza słowa dyrektora i menu. - Ale posiłek dostaliśmy po wielkiej awanturze - dodaje od razu.
- Bijemy się w pierś i przepraszamy, taka sytuacja nie powinna się zdarzyć - zaznacza dyrektor. I dementuje, że w jego szpitalu pacjenci są podzieleni w zależności, gdzie odprowadzają składki na ubezpieczenie zdrowotne: - Członkowie KRUS-u są w przyszpitalnym sanatorium. Ze szpitalem nie mają praktycznie nic wspólnego. Mają także inną dietę od pacjentów leżących na oddziałach. Ich menu wynika z zaleceń lekarzy. A tak prywatnie, to na obiad wolałbym bitki od kiełbaski.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie nadzoruje szpitalnych posiłków. Każdy szpital otrzymuje z Funduszu roczny kontrakt. Dyrektorzy placówek te pieniądze muszą podzielić na płace, leczenie i utrzymanie szpitali, w tym też na wyżywienie pacjentów. To od szefów lecznic zależy, czy posiłki powstają na miejscu, czy są dowożone przez firmy cateringowe.

Taniej we własnej kuchni

Sprawdziliśmy, jak jest w największym szpitalu w Lubuskiem. - U nas działa kuchnia. To tańsze rozwiązanie. Firmie cateringowej musielibyśmy płacić 14 zł za dobowe wyżywienie jednego pacjenta. Nas wynosi to 8,50 zł - tłumaczył nam wczoraj Kamil Jakubowski, zastępca dyrektora szpitala wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp. I dodaje, że w planach jest modernizacja kuchni, która rocznie wydaje 370 tys. posiłków. Remont rozpocznie się w przyszłym miesiącu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska