Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Padła lipa, padł dąb, czyli wycinka drzew na Jędrzychowie [ZDJĘCIA, WIDEO]

Redakcja
- To barbarzyństwo! - denerwuje się pan Jan na widok wycinki lipy i dębu. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - broni się pan Edward.O wycince dowiedzieliśmy się w środę (1 marca) od pana Jana z ul. Kukułczej w Zielonej Górze (dane do wiadomości redakcji). Nasz Czytelnik po godzinie 8 jechał autobusem na działkę i spostrzegł, że przy posesji przy ul. Jędrzychowskiej pracują pilarze. Docieramy na miejsce, rosnąca przy ulicy okazała lipa jest już wycięta. Widać, że w środku spróchniała. Przy pniakach spotykamy... policjantów. Aspirant Paweł Klementowicz mówi nam, że pojawili się tu po sygnale od dyżurnego, który odebrał telefon od osoby zaniepokojonej działaniami pilarzy. - Mam udokumentować stan faktyczny. Zmierzyć, sfotografować - wyjaśnia policjant. Zebrane materiały przekaże kolegom z dochodzeniówki. Tymczasem pilarze ostro pracują już przy wycince potężnego dębu z tyłu poniemieckiego domu, który ma grubo ponad 100 lat. W oczy rzucają się stare okiennice z wyciętym serduszkiem... Pojawia się Edward Nowak, właściciel posesji, który mieszka tu od 1960 roku. Zgadza się na rozmowę. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - podkreśla. - Dlaczego? W latach 70. jedna gałąź z tego dębu poleciała na dom i zawalone pół dachu. Żadnego odszkodowania rodzice nie dostali, bo nie było huraganu czy burzy. Więcej przeczytasz w czwartek (2 marca) w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz w serwisie http://plus.gazetalubuska.pl/wiadomosci/a/padla-lipa-padl-dab,11841117
- To barbarzyństwo! - denerwuje się pan Jan na widok wycinki lipy i dębu. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - broni się pan Edward.O wycince dowiedzieliśmy się w środę (1 marca) od pana Jana z ul. Kukułczej w Zielonej Górze (dane do wiadomości redakcji). Nasz Czytelnik po godzinie 8 jechał autobusem na działkę i spostrzegł, że przy posesji przy ul. Jędrzychowskiej pracują pilarze. Docieramy na miejsce, rosnąca przy ulicy okazała lipa jest już wycięta. Widać, że w środku spróchniała. Przy pniakach spotykamy... policjantów. Aspirant Paweł Klementowicz mówi nam, że pojawili się tu po sygnale od dyżurnego, który odebrał telefon od osoby zaniepokojonej działaniami pilarzy. - Mam udokumentować stan faktyczny. Zmierzyć, sfotografować - wyjaśnia policjant. Zebrane materiały przekaże kolegom z dochodzeniówki. Tymczasem pilarze ostro pracują już przy wycince potężnego dębu z tyłu poniemieckiego domu, który ma grubo ponad 100 lat. W oczy rzucają się stare okiennice z wyciętym serduszkiem... Pojawia się Edward Nowak, właściciel posesji, który mieszka tu od 1960 roku. Zgadza się na rozmowę. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - podkreśla. - Dlaczego? W latach 70. jedna gałąź z tego dębu poleciała na dom i zawalone pół dachu. Żadnego odszkodowania rodzice nie dostali, bo nie było huraganu czy burzy. Więcej przeczytasz w czwartek (2 marca) w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz w serwisie http://plus.gazetalubuska.pl/wiadomosci/a/padla-lipa-padl-dab,11841117 Mariusz Kapała / GL
- To barbarzyństwo! - denerwuje się pan Jan na widok wycinki lipy i dębu. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - broni się pan Edward. O wycince dowiedzieliśmy się w środę (1 marca) od pana Jana z ul. Kukułczej w Zielonej Górze (dane do wiadomości redakcji). Nasz Czytelnik po godzinie 8 jechał autobusem na działkę i spostrzegł, że przy posesji przy ul. Jędrzychowskiej pracują pilarze. Docieramy na miejsce, rosnąca przy ulicy okazała lipa jest już wycięta. Widać, że w środku spróchniała. Przy pniakach spotykamy... policjantów. Aspirant Paweł Klementowicz mówi nam, że pojawili się tu po sygnale od dyżurnego, który odebrał telefon od osoby zaniepokojonej działaniami pilarzy. - Mam udokumentować stan faktyczny. Zmierzyć, sfotografować - wyjaśnia policjant. Zebrane materiały przekaże kolegom z dochodzeniówki. Tymczasem pilarze ostro pracują już przy wycince potężnego dębu z tyłu poniemieckiego domu, który ma grubo ponad 100 lat. W oczy rzucają się stare okiennice z wyciętym serduszkiem... Pojawia się Edward Nowak, właściciel posesji, który mieszka tu od 1960 roku. Zgadza się na rozmowę. - Robię to ze względów bezpieczeństwa - podkreśla. - Dlaczego? W latach 70. jedna gałąź z tego dębu poleciała na dom i zawalone pół dachu. Żadnego odszkodowania rodzice nie dostali, bo nie było huraganu czy burzy. Więcej przeczytasz w czwartek (2 marca) w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska