Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Marek powinien mieć umowę o pracę

Michał Kurowicki 68 387 52 87 [email protected]
Marek Starzyński uważa, że przed kilkoma laty zmuszono go do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej. (fot. Michał Kurowicki)
Marek Starzyński uważa, że przed kilkoma laty zmuszono go do założenia jednoosobowej działalności gospodarczej. (fot. Michał Kurowicki)
W Polsce jednoosobowe firmy prowadzi ponad dwa miliony osób. Ale część z nich powinna mieć normalną umowę o pracę. Tak uważa Marek Starzyński z Bytomia. 5 kwietnia zielonogórski sąd przychylił się do jego racji.

Marek Starzyński mieszka razem z żoną i trójką dzieci w Bytomiu Odrzańskim. Kilka lat temu założył jednoosobową działalność gospodarczą. Jednak wcale tego nie chciał. Mówi, że musiał tak zrobić, bo inaczej nie dostałby pracy na fermie drobiu.

Wszyscy pracujący tam ludzie musieli założyć takie jednoosobowe firmy. Dzięki temu według prawa nie byli pracownikami, lecz samodzielnymi podmiotami gospodarczymi. Sami więc opłacali sobie składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Nie mieli wyższej stawki za nadgodziny, pracę nocną czy święta, ani prawa do urlopu.

Starzyński twierdzi, że jednoosobowe firmy zbyt często są tylko przykrywką dla pracodawcy, aby mógł uniknąć kosztów związanych z zatrudnieniem ludzi na umowę o pracę.

Zobacz też: umowa o pracę wyłącznie po polsku

- To była praca zmianowa. Sześć dni po 12 godzin. Później trzy dni wolnego. Niezależnie od dni tygodnia - opowiada. - Wyznaczano mi konkretne zadania. Przede wszystkim opiekowałem się drobiem, ale robiłem też wszystko, co mi akurat kazano. Godziny pracy, zapisywałem w zeszycie, który mieliśmy na fermie. Potem osoba prowadząca zakład podliczała wszystkich i ustalała stawkę godzinową. Była to zwykła praca najemna. Jestem przekonany, że od początku powinienem mieć umowę o pracę.

W końcu dopadła go choroba. Długo nie mógł z niej wyjść, więc zlikwidował firmę. Na początku poszedł na zasiłek dla bezrobotnych. Gdy wyzdrowiał, dostał pracę w jednym z marketów budowlanych w Zielonej Górze. Zaznaczmy, że od razu podpisano tam z nim umowę o pracę. Niestety po kilku miesiącach sklep zlikwidowano. Na odchodne dostał bardzo dobre referencje. Możliwe, że wkrótce znowu zacznie pracę.

- Wszystko jest na dobrej drodze - opowiada Starzyński - Ja po prostu bardzo lubię pracować. Ale nie zgadzam się, gdy zmusza się kogoś do założenia jednoosobowej firmy.

Cały czas procesuje się z fermą w Wierzbnicy o uznanie, że tak naprawdę powinien być tam zatrudniony na umowie o pracę, więc należy mu się zwrot pieniędzy za nadgodziny, urlopy, pracę nocną i w święta. W sumie za trzy lata to prawie 37,4 tys. zł.

Zobacz też: zmiany w prawie w 2011 roku

W czasie, gdy zaczęła się sądowa sprawa, właścicielka fermy przekonywała „GL”, że nikogo nie zmuszała do zakładania jednoosobowej firmy. Nie zgadzała się też z tym, że tak naprawdę ludzie wykonywali pracę najemną. - Nie kazałam im przychodzić na konkretne godziny, pytać, kiedy chcą mieć wolne. Sami sobie to wyznaczali. Nie interesowało mnie, jak podzielą się zmianami i godzinami pracy. Ich firmy świadczyły mi usługi. Zeszyty do notowania godzin to była ich dokumentacja, nie moja. Dla mnie liczył się efekt końcowy, czyli produkcja. Poza tym przy samozatrudnieniu obu stronom w kieszeni zostawało więcej – przekonywała.

Sprawa ma też drugi wątek. Po tym jak Starzyński skierował pozew do sądu, zaczęły się dziać wokół niego dziwne rzeczy. - Chodziło o zastraszenie mnie - mówi. Na przykład do drzwi jego mieszkania dobijał się mężczyzna, podający się za policjanta. Po chwili przyjechał, wezwany przez mieszkańców, normalny patrol. Po sprawdzeniu funkcjonariusze stwierdzili, że osoba, która była tu wcześniej na pewno nie była z policji. Po pewnym czasie Starzyński został pobity.

- Gdy wchodziłem do klatki schodowej, ktoś wszedł za mną - opowiada. - Mówił, że ma coś do przekazania. Nagle poczułem uderzenie w głowę. Ten facet zaczął mnie bić. Krzyczał, że to za dobrą pracę. Widziała to moja córka. Krzyczałem, żeby dzwoniła na policję. Wtedy uciekł.

28 października 2010 r. Sąd Rejonowy w Nowej Soli wydał korzystny dla niego wyrok. Sąd ustalił, że przez kilka lat M. Starzyński pozostawał w stosunku pracy z prowadzącymi fermę drobiu właścicielkami. Dokładnie w okresie od 1 lipca 2005 r. do 31 października 2008r.

Od tego wyroku przedstawiciele fermy złożyli apelację. Jednak 5 b.r. kwietnia Sąd Okręgowy w Zielonej Górze ją odrzucił.

- W tej chwili jest ustalona kwestia stosunku pracy - wyjaśnia Starzyński - Sąd potwierdził, że powinna to być umowa o pracę, a nie żadna działalność gospodarcza. - Jeśli nie będą składać kasacji, sprawa wróci z powrotem do sądu pracy w Nowej Soli. Mam nadzieję również na wypłatę wkrótce winnych mi zaległości. Chodzi o 37,4 tys. zł. i ustawowe odsetki za każdy rok.

Właścicielka fermy odmówiła nam komentarza w sprawie wyroku.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska