Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Zofia pamięta tamten Marsz Śmierci

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Zofia Jedlińska przyjechała do Klępska w 1940 r. do mamy, która była tu na robotach. Została do dziś...
Zofia Jedlińska przyjechała do Klępska w 1940 r. do mamy, która była tu na robotach. Została do dziś... Mariusz Kapała
Pani Zofia mieszka w Klępsku od 71 lat, czyli od... 1940 roku. To może dziwić, wszak wieś należała wówczas do III Rzeszy. Ale taka jest prawda! Młoda Polka znalazła się tutaj w czasie okupacji hitlerowskiej.

- Przyjechałam do Klępska w czasie okupacji za mamą, która była tu na robotach - wspomina Zofia Jedlińska. - No i po wojnie zostałam. I tak jestem... Tutaj chodziłam do szkoły, wyszłam za mąż, potem urodziły się dzieci...

Pani Zofia pochodzi z Białej Wsi koło Grodziska Wlkp. Jej mama, Stanisława Knaś, została wdową z szóstką dzieci jeszcze przed wojną, po tym jak ich ojciec wyjechał do Francji do pracy w kopalni i tam zmarł. Wkrótce wybuchła wojna.
S. Knaś trafiła na roboty do Klępska wraz z czwórką dzieci. W Białej Wsi, u rodziny, została tylko mała Zosia. Jej starszy brat, Bronek, trafił do niemieckiego więzienia, potem do Oświęcimia. Wrócił w 1947 r.

- Gdy mama była już na robotach, ja przez rok chodziłam w Białej Wsi do szkoły - opowiada Z. Jedlińska. Ale po roku matka jakimś sposobem ściągnęła ją do siebie. O dziwo, dziewczynka szybko połapała kontakty z miejscowymi, ba, z łatwością nauczyła się niemieckiego.

- Na ekonoma w majątku mówiło się "doktor Breiter", młynarz był Fogel, piekarz, który prowadził też kolonialkę miał nazwisko Volmeier. Pamiętam panią Fride Rachner, dawała nam ukradkiem biały chleb, choć Polakom nie było wolno go było jeść - wspomina 79-latka. Matka gotowała strawę dla robotników w majątku von Filipsbona, gdzie jeden z jej synów został forysiem, a drugi zajmował się końmi. Pomagała jej córka Józia, a Marysia pracowała u leśniczego Winterfelda.

Wiele zapamiętała z czasów wojny

- Myśmy mieszkali naprzeciwko majątku, w chatce krytej strzechą; stała w tym miejscu, gdzie dziś są trzy murowane, pegeerowskie domki - pokazuje sprzed swego domu. Bo obecnie wraz z mężem, Tadeuszem, zresztą kresowiakiem, mieszka niedaleko od tamtego miejsca, w dawnej gospodzie Finków, z którymi spotkała się w 1972 r.

Zatem nie tylko później, po latach, ale nawet w owym wojennym czasie, Jedlińska (wtedy mała Knasiówna) wyczuła w miejscowych Niemcach wiele życzliwości. Może dlatego, że była dzieckiem? A może zwykli niemieccy rolnicy lub właściciel majątku nie mieli powodów do nienawidzenia polskich robotników? W każdym razie ze swadą opowiada o wielkim majątku, na szczęście teraz również zadbanym przez właściciela, Ryszarda Maja, o pałacu, spalonym w 1945 r., o ludziach, zdarzeniach. Pamięć ma świetną.

- Najgorzej było jak w 1945 r. zbliżał się front i szli Ruskie. Dziedzice uciekli do Fürstenwalde, bo tam mieli inny majątek - relacjonuje. 13-letnia wówczas dziewczynka nigdy nie zapomni dramatycznego, krótkiego okresu, kiedy większość Niemców z Klępska już uciekła, a Armia Czerwona jeszcze nie wkroczyła. Taki moment bezkrólewia, w którym nie pracowała piekarnia, sklep...

Widziała tamten marsz śmierci

- Na prośbę mamy wzięłam plecak i poszłam do Okunina na stację, a stamtąd pociągiem do Sulechowa, żeby kupić chleb - ciągnie opowieść. - Ale już z powrotem pociąg nie jechał, widać szedł front, poszłam więc pieszo przez las. I wtedy przeżyłam coś potwornego. Idę leśną drogą, nagle widzę pochód wycieńczonych kobiet. Wyglądały strasznie. Niektóre leżały już w rowach. Obok nich maszerowali SS-mani. Pilnowali, dobijali łopatami te biedne kobiety, które padły. A one do mnie: daj chleba, daj chleba... Niemcy zaś obserwowali co zrobię. I szłam tak wzdłuż tej kolumny, szłam, szłam i... nie wiedziałam co robić. Rzucę chleb - to mnie zabiją. Jezu, jakie to potworne! Gdy przyszłam w końcu do domu przez trzy dni chorowałam.

Z. Jedlińska nie miała pojęcia, że spotkała ów "słynny" Marsz Śmierci, opisany później przez historyków, acz ciągle do końca niezbadany, w którym uczestniczyły żydowskie kobiety.

Rodzina przeżyła koniec wojny w Klępsku. Chciała wrócić do Białej Wsi, lecz okazało się, że "parobki pozajmowali" gospodarstwo. Wtedy Knasiowie powrócili do Klępska. Zajęli przedwojenną gospodę. I rozpoczęli nowe życie. Pani Zofia chodziła tu do szkoły, dorosła i poznała męża, który pochodzi ze wsi Kłubowce pod Stanisławowem; przyjechał z transportem ze wschodu. - A w 1954 r. my ślubowali - odzywa się pan Tadeusz. - Ksiądz Karolewski dawał ślub.

W 1981 r. zmarła mama pani Zofii i tutaj została pochowana.

Jedlińscy dochowali się dwóch córek i dwóch synów, dziewięciorga wnuków i 11 prawnuków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska