Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pasja to droga do sukcesu

Rafał Krzymiński 68 324 88 44 [email protected]
Żanna Moryson marzy o tym, żeby otworzyć salon sukien ślubnych w Paryżu.
Żanna Moryson marzy o tym, żeby otworzyć salon sukien ślubnych w Paryżu. Mariusz Kapała
Jaki jest przepis na sukces i spełnienie? Bardzo prosty. Trzeba wierzyć w siebie i być zdeterminowaną. I kochać to, co się robi. - mówi Żanna Moryson, właścicielka marki i sieci salonów ślubnych „Kreacja Żannet”.

- Do Polski przyjechała pani 20 lat temu. Po to, żeby założyć firmę?
- Przyjechałam z Mińska za głosem serca. Z mężem jestem szczęśliwa do dziś. Nie było mi łatwo. Nie znałam dobrze języka, nie miałam znajomości. W Świebodzinie czułam się obca. Część Polaków stereotypowo postrzegało Białorusinów. Podobnie, jak innych przybyszów ze Wschodu. Wtedy jeszcze świeże były złe wspomnienia z komunizmu. Choć ja mam polskie korzenie. Z wykształcenia jestem biologiem - chemikiem, ale zajęłam się moją największą pasją: - szyciem i projektowaniem sukien ślubnych.

- Szycia nauczyła Panią mama?
- Troszkę pana zaskoczę, ale tata. W wieku 8 lat pomagałam mu uszyć kolorowy fartuszek na Dzień Matki i złapałam bakcyla. Jako nastolatka nie nadążałam z zamówieniami. Spod mojej ręki wychodziły: - suknie, sukieneczki, eleganckie stroje wieczorowe. Rodzice bardzo mnie wspierali. Mama dostarczała mi materiałów do szycia, a tata dbał o wysoką jakość. Był surowym krytykiem. Wystarczyło, że pomyliłam się choćby o milimetr i zbierałam bury. Troszkę się na niego złościłam. Ale wyszło mi to na dobre. Tata nie podciął mi skrzydeł, a zmotywował do ciężkiej pracy.

- Pani salon sukien ślubnych cieszy się dobrą opinią.
- To nie jest zwykły salon sukien ślubnych, a pracownia artystyczna. Nie ma mowy o masowej produkcji. Każda kreacja jest wyjątkowa. To zasługa pracy zespołowej: - projektantki, stylistki, krawcowej, krojczyni. Są panie, które w poszukiwaniu sukni ślubnej przejechały pół Polski, a znalazły ją dopiero u nas.

- A jak powiedzieć klientce, że nie do twarzy jej w tej sukni?
- Wiele pań przychodzi do nas zrezygnowanych, bo w innym salonie komuś zabrakło taktu i powiedział: - Pani jest za gruba i w żadną suknię nie wejdzie. My pozwalamy przymierzyć każdą kreację. Nawet taką, w której pani o słusznych kształtach może nie czuć się zbyt komfortowo. Jednocześnie pokazujemy jej specjalnie dopasowaną suknię, tak, aby miała porównanie. Najważniejsza jest dyskrecja. Staramy się zauważać dobre strony sylwetki klientek. Po wprowadzeniu w życiu kilku krawieckich sztuczek każda z nich wygląda wystrzałowo.

- Czy kobietom jest trudniej prowadzić biznes, niż nam facetom?
- Nie w moim przypadku. Zawsze byłam pewna siebie. Elastyczności i otwartości na nowe wyzwania nauczyłam się na uczelni w Mińsku, gdzie miałam okazję wykładać. A i wiedza ze studiów jest na wagę złota, choćby z psychologii. Do salonu przychodzą różne kobiety. Trzeba umieć z nimi rozmawiać. Tym bardziej, że wiele z nich tę wizytę traktują jak sesję terapeutyczną, zwierzają się i widzą, że potrafię słuchać.

- Aby osiągnąć sukces trzeba?
- Wierzyć w siebie i być zdeterminowaną. I kochać to, co się robi. Mnie się to udaje.

- Nie ma pani momentów zwątpienia?
- Nie. Wciąż się rozwijam i sprawa mi to dużo satysfakcji. Niedawno otworzyłam nowy salon w Szczecinie. Firma jest obecna w Krakowie, Poznaniu, Wolsztynie i Zielonej Górze. Chciałabym, żeby moje salony zaistniały w największych miastach w Polsce. Wykupiłam kamienicę w Świebodzinie. Otworzę tu większą pracownię z duża witryną. Reklamujemy się, gdzie się da. Można nas znaleźć w czołowych magazynach poświęconych modzie ślubnej, uczestniczymy w targach. Nad wszystkim czuwa moja córka - menadżerka i modelka w jednej osobie. Od lat twarz naszej firmy.

- A inne twarze? Dba pani o pracowników?
- Oczywiście. Aby je zmotywować rokrocznie ogłaszam konkurs dla pracowników. Najlepszy projekt sukni nagradzam premią. Głównie projektuje sama. Dobieram tkaniny i dodatki.
Przymiarkami sukni się delektuję. Moje hobby to suknie wieczorowe. W zeszłym roku otworzyłam nawet specjalistyczny butik w Świebodzinie.

- A dla panów ma pani ofertę?
- Nie rozmieniam się na drobne. Nie znam się na tym.

-A Panie? Bardziej wymagające niż kiedyś?
- Tak. Jeżdżą po świecie i nie zadowolą się byle, czym, dlatego tak ważna jest jakość.

- A nie myśli pani o podbojach zagranicznych?
- Jestem ambitna i biorę to pod uwagę. Byłam bliska podjęcia decyzji o zainwestowaniu w Berlinie. Zrezygnowałam, bo Niemcom brakuje polotu. I większość naszych kreacji pewnie by się nie przyjęło. Mimo to mamy tam salony współpracujące i niektóre kolekcje cieszą się dużym powodzeniem. I nie tylko w Niemczech, ale również w Anglii, Holandii, Czechach, Rosji i Ukrainie. Po głowie chodzi mi Paryż – miasto z fantazją.

- Czego można pani życzyć?
- Jeszcze więcej szczęścia. Choć czuję się spełniona.

Czytaj też: "Nasze Dobre" - najlepsi wygrali promocję (zdjęcia, wideo)
 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska