Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Passa GKP skończyła się w Pruszkowie

(pat)
W Pruszkowie gorzowianie stracili punkty i kapitana zespołu Artura Andruszczaka. Dopiero po szczegółowych badaniach dowiemy się, jak długa pauza czeka "Andruta”.
W Pruszkowie gorzowianie stracili punkty i kapitana zespołu Artura Andruszczaka. Dopiero po szczegółowych badaniach dowiemy się, jak długa pauza czeka "Andruta”. fot. Bogusław Sacharczuk
Na Mazowsze gorzowianie jechali z nadzieją zdobycia przynajmniej remisu. Z ambitnych planów nic jednak nie wyszło. To Znicz odkuł się za ostatnie niepowodzenia, a niebiesko-białym pozostał smutek.

ZNICZ PRUSZKÓW - GKP GORZÓW 1:0 (1:0)

ZNICZ PRUSZKÓW - GKP GORZÓW 1:0 (1:0)

Bramka: Majkowski (36).
ZNICZ: Bieniek - Januszewski, Ptaszyński, Klepczarek, Jędrzejczyk - Osoliński, Majkowski (od 72 min Mikołaj Rybaczuk), Kaczmarek, Ekwueme - Owczarek, Chałas (od 90 min Bylak).
GKP: Janicki - Truszczyński, Jakosz, Wojciechowski, Ziemniak (od 60 min Wan) - Andruszczak (od 34 min Maliszewski), Obem, Łuszkiewicz (od 71 min Janusiński), Kaczorowski - Piątkowski, Traore.
Żółta kartka: Jędrzejczyk - Kaczorowski. Sędziował Jacek Walczyński (Lublin). Widzów 1.500.

Jeśli ktoś zapomniał jak GKP grał za kadencji Mieczysława Broniszewskiego, to - niestety - w niedzielę oglądając pierwszą połowę, miał okazję sobie przypomnieć. To była mniej więcej ta sama bezbarwna gra, którą pożegnaliśmy wraz z przyjściem Adama Topolskiego. Ponieważ do naszego "poziomu" dostosowali się też gospodarze, z boiska długo wiało nudą.

Zawodnicy obu drużyn od początku sprawiali wrażenie, jakby zapomnieli, że to mecz o stawkę. Grali niemrawo, asekuracyjnie, głównie w środku pola, tak jakby nie bardzo wiedzieli, czego wymagają od nich trenerzy. Czy mogło być inaczej, skoro pierwszy strzał na bramkę miał miejsce dopiero w 25 min, a kolejny osiem minut później? Mała to pociecha, że oba oddali gorzowianie. Chwilę później nasi stracili Artura Andruszczaka (sędzia pozwolił na zbyt ostrą grę, a miejscowi "polowali" nie tylko na niego), a za moment gola.

To właśnie piękna bramka dla Znicza z rzutu wolnego z 25 m rozruszała ospałe towarzystwo. Wcześniej doskonałą okazję, również z dystansu, miał Adrian Łuszkiewicz, ale zmierzającą w okienko jego soczystą "bombę" kapitalnie obronił Adrian Bieniek. Wracając do "Andruta". Kapitan GKP doznał urazu kolana i czeka go dłuższa przerwa. Jak długa, będzie wiadomo dopiero po szczegółowych badaniach USG.

Wydawało się, że rewelacyjnie spisujący się w dwóch pierwszych spotkaniach gorzowianie odważnie ruszą do przodu po przerwie. Początkowo nic z tego nie wychodziło, bo goście grali tak, jakby nie zdawali sobie sprawy, że czas działa na ich niekorzyść. Z kolei gospodarze, usatysfakcjonowani niespodziewanym prowadzeniem, nie kwapili się do śmielszych szturmów na "świątynię" Sławomira Janickiego. Efekt? Nuda, bo akcje i strzały można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet tak chwalony przez wszystkich Mouhamadou Traore był mało widoczny. Pierwszą okazję miał dopiero w 65 min, ale uderzył prosto w bramkarza Znicza.

Minuty uciekały, a nasi wciąż nie mieli pomysłu na rozgryzienie miejscowej defensywy. Aż do 78 min. W podbramkowym zamieszaniu wystarczyło wepchnąć do bramki piłkę z 5 m. Tylko że znów niczym spod ziemi wyrósł Bieniek... Po chwili szczęścia spróbował Sebastian Janusiński, ale też bez powodzenia. I to by było na tyle. Oby powtórki nie było za tydzień, bo taka gra w starciu z niepokonanym Górnikiem Zabrze może zakończyć się tragicznie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska