Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Maciejewicz: - Dość rozmów, czas na pracę!

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Paweł Maciejewicz ma 32 lata, pochodzi z Gorzowa Wlkp. Atakujący, 198 cm wzrostu i 92 kg wagi. Wychowanek Stilonu Gorzów Wlkp. Grał też w SMS Rzeszów, Skrze Bełchatów (osiem sezonów) i AZS Politechnice Warszawa (jeden sezon). Od dwóch lat ponownie zawodnik Rajbudu Meprozetu GTPS. Żonaty z Honoratą, ojciec 5-letniej Zuzanny oraz 2,5-letniego Wiktora.
Paweł Maciejewicz ma 32 lata, pochodzi z Gorzowa Wlkp. Atakujący, 198 cm wzrostu i 92 kg wagi. Wychowanek Stilonu Gorzów Wlkp. Grał też w SMS Rzeszów, Skrze Bełchatów (osiem sezonów) i AZS Politechnice Warszawa (jeden sezon). Od dwóch lat ponownie zawodnik Rajbudu Meprozetu GTPS. Żonaty z Honoratą, ojciec 5-letniej Zuzanny oraz 2,5-letniego Wiktora. Bogusław Sacharczuk
- Nie powiedziałem kolegom: przyjdźcie do Gorzowa, a ja będę grał gdzie indziej. Nawet teraz, w ekstremalnie trudnej sytuacji finansowej, jestem tutaj - mówi PAWEŁ MACIEJEWICZ, kapitan pierwszoligowych siatkarzy Rajbudu Meprozetu GTPS.

- Chyba miałeś popsute święta. Dzień przed wigilią prezesi GTPS ogłosili, że rozwiązują drużynę seniorów i wycofują ją z rozgrywek pierwszej ligi...
- Nieciekawych ruchów w klubie spodziewaliśmy się już po odbytej dwa dni wcześniej budżetowej sesji Rady Miasta. Kiedy słyszy się wiadomość, że dotacja spada w ciągu dwóch lat z dziesięciu do zaledwie jednego miliona złotych, to nie można oczekiwać niczego dobrego. Ale przyznaję, że piątkowe wiadomości były szokujące. Tym bardziej, że dotarły do nas za pośrednictwem internetu.

- W poświąteczny wtorek mieliście otrzymać miesięczne wypowiedzenia kontraktów. Ale ich nie dostaliście. Dlaczego?
- Bo większość chłopaków chciała nadal grać w Gorzowie. Ja także. Szybko doszliśmy z prezesami do porozumienia, że zgadzamy się na obniżenie kontraktów. Średnio o 50 procent.

- To prawda, że największą determinację w ratowaniu drużyny wykazali rodowici gorzowianie?
- Rzeczywiście tak było. Jest na sześciu, czujemy się związani z gorzowską siatkówką i miastem. Mamy tutaj swoje rodziny, mieszkania, wieloletnich przyjaciół. Czyli prawdziwe, życiowe korzenie. Łatwiej nam było podjąć trudną decyzję niż kolegom, którzy przyjechali do Gorzowa z różnych stron Polski. Oni potrzebowali trochę więcej czasu, by przeanalizować sytuację. Mieli propozycje z różnych klubów. Stwierdzili jednak, że skoro zaczęliśmy ten sezon razem, to warto go również razem zakończyć. A przy okazji udowodnić, że jesteśmy dobrymi zawodnikami.

- Ostatecznie zostajecie na resztę sezonu w prawie niezmienionym składzie. Odszedł tylko Dariusz Szulik...
- Darek przyjął propozycję drugoligowego Campera Wyszków. Miał do tego prawo, nikt nie powiedział mu choćby jednego przykrego słowa. Jeszcze latem nasze zarobki zostały znacznie obniżone w stosunku do poprzedniego sezonu. Myśleliśmy, że na tym się skończy, że nic złego nas już nie spotka. A tu przyszedł krach na sam koniec roku. Tym większy czuję szacunek dla kolegów, którzy postanowili zostać w Gorzowie. Zrobili tak, bo nadal chcą grać w siatkówkę.

- Byłeś jednym z architektów obecnego składu GTPS. Nie czujesz teraz wyrzutów sumienia, że - mówiąc kolokwialnie - wsadziłeś kolegów na minę?
- Coś mi tam siedzi w głowie, że namówiłem ich do gry w Gorzowie. Ale jadę z nimi na tym samym wózku. Nie powiedziałem: przyjdźcie do GTPS, a ja będę występował gdzie indziej. Nawet teraz, w ekstremalnie trudnej sytuacji, zdecydowałem się zostać w klubie. Myślę, że to uczciwe zachowanie.

- Potrafisz przewidzieć, jaka przyszłość czeka gorzowską siatkówkę?
- W ostatnich dniach w Polskę poszedł zły sygnał, że miasto ma problemy z utrzymaniem swego sportowego potencjału. To na pewno nie ułatwi wiosennych i letnich rozmów transferowych. Ani naszemu, ani pozostałym ligowym klubom. Gorzowianie pewno tutaj zostaną, lecz z innymi mogą być kłopoty. Rozumiem trudności i konieczność oszczędzania. Chciałbym jednak, byśmy utrzymali chociaż obecny poziom naszych dyscyplin. Budowaliśmy je przez dziesiątki lat. A możemy wszystko zniszczyć błyskawicznie, jedną nieprzemyślaną decyzją...

- Kibice mają jeszcze w pamięci wielkie siatkarskie wydarzenia z przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych: dwa medale mistrzostw Polski, zdobycie Pucharu Polski, dwukrotne występy w europejskich pucharach... Wrócimy jeszcze kiedyś na ten poziom?
- Gdy przyjechaliśmy z pierwszych finałowych meczów w Kędzierzynie-Koźlu, to kibice już o szóstej rano stali pod halą, by kupić bilety na rewanżowe spotkania. Ciągle wspominam tamte czasy. I po to wróciłem do Gorzowa, by przyczynić się do odbudowy dawnego mitu. Kilka miesięcy temu myślałem, że wreszcie skomponowaliśmy zespół, który powalczy o powrót do elity. Niestety, pomyliłem się. Jako zespół prezentujemy się bardzo słabo...

- To może, paradoksalnie, obecne trudności przełamią waszą sportową niemoc i spowodują marsz w górę pierwszoligowej tabeli?!
- Mimo dziesięciu kolejnych porażek, morale zespołu nie zostało jeszcze zniszczone. Ciągle uważamy, że jesteśmy w stanie pokonać każdego rywala. Mógłbym tłumaczyć fatalną serię różnymi okolicznościami: zdrowotnymi problemami i odejściem trenera Andrzeja Stanulewicza, moją kontuzją kolana, kłopotami Krzyśka Kocika z równoczesną grą oraz prowadzeniem drużyny. Najważniejsza pozostaje jednak nasza gra: nierówna, pełna prostych błędów we wszystkich elementach, bojaźliwa w decydujących momentach spotkań. Czas to zmienić. Od poniedziałku wróciliśmy wreszcie do normalnego, przedmeczowego cyklu treningowego. Skończyły się rozmowy, przyszedł czas na ciężką, codzienną pracę. Teraz tylko od nas będzie zależało, w jakich humorach zakończymy ten sezon i co będziemy w stanie zaoferować kibicom.

- To prawda, że część zawodników ze sobą nie rozmawia? Że macie w drużynie różne frakcje i grupy?
- Nikt nie jest ze sobą pokłócony. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to po prostu kłamie. Problem leży gdzie indziej: gramy zbyt spokojnie, nawet zachowawczo. A nieudane akcje natychmiast nas dołują. Nie mamy w zespole żadnego żywiołowego zawodnika, który w trudnych chwilach potrafiłby krzyknąć na kolegów, zmobilizować ich, zebrać do kupy. Po ostatnim meczu z Energetykiem Jaworzno zamknęliśmy się w szatni i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Potrzebujemy zwycięstwa. Pierwszego, drugiego, trzeciego. Jak się rozegramy, to będziemy jeszcze w stanie sporo w tej lidze namieszać.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska