Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PGR-y wcale nie były takie złe

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Władysław Piasecki - absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu, żona Teresa, syn Jakub, hobby – historia, sport (fot. Archiwum Władysława Piaseckiego)
Władysław Piasecki - absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu, żona Teresa, syn Jakub, hobby – historia, sport (fot. Archiwum Władysława Piaseckiego)
Rozmowa z Władysławem Piaseckim, prezesem Lubuskiej Izby Rolniczej.

- Musi mi pan tłumaczyć jak chłop krowie na rowie - bo nie znam się na rolnictwie - co to jest ta Lubuska Izba Rolnicza. Kto jej potrzebuje? - Izba rolnicza jest samorządem zawodowym rolników. Reaktywacja działalności izb rolniczych nastąpiła w 1996 roku. Mają jednak piękną przedwojenną historię. Dzięki nim prowadzono wiele wspaniałych projektów gospodarczych i edukacyjnych w Polsce międzywojennej. Dzisiaj samorząd ma zdecydowanie mniejsze ustawowe umocowanie, jednak staramy się jak najlepiej wywiązywać się z nałożonych na nas obowiązków.

- Co chłop ma z tej przynależności do Izby? - Każdy rolnik, dokładniej: każdy płatnik podatku rolnego, ma prawo ubiegać się co cztery lata w wyborach powszechnych o uczestnictwo w organach Izby. A potem przedstawiciele rolników, tworzący ten samorząd, powinni dbać o ich interesy na każdym etapie tworzenia prawa. Wszelkie ustawy, regulacje prawne podejmowane na poziomie Sejmu, Senatu, rządu powinny być, przed uchwaleniem, konsultowane z nami. Podobnie ma się to na poziomie województwa. Tutaj rozmawiać z nami powinni wojewoda i marszałek.

- A dzieje się tak? Bo jakoś nie mogę uwierzyć... - Bywa różnie, szczególnie w sprawie przyjmowania naszych uwag do treści aktów prawnych. Jednak mamy swój udział chociażby ostatnio przy zapisach dotyczących Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, prawodawstwa przy szacowaniu szkód łowieckich, konstrukcji Funduszy Promocji Produktów Rolnych.

- To jeszcze przykład waszych wpływów w województwie, żebym uwierzył, że się z wami i tutaj liczą... Udało się nam doprowadzić do lepszego rozstrzygnięcia w sprawie inwestycji melioracyjnych, podatków gruntowych, czy w kwestii sprzedaży gruntów. Zarówno Urząd Marszałkowski, jak i wojewoda, samorządy powiatowe, gminne coraz częściej współpracują z nami. Chcielibyśmy jeszcze poprawić komunikację z naszymi parlamentarzystami.

- Co zatem ma robić Izba? Tak w miarę konkretnie... - Na pierwszym miejscu jest opiniowanie aktów prawnych dotyczących rolnictwa. Następnie bardzo ważna jest edukacja, co czynimy za pośrednictwem ODR, ale też organizujemy szkolenia dotyczące grup producenckich, tworzenia małych zakładów pracy, wyjaśniamy jak np. zakładać biogazownie. Wreszcie staramy się rozwiązywać problemy bieżące rolników. Mamy w Izbie dyżury fachowców raz w tygodniu, zarówno w Gorzowie Wlkp., jak i w Zielonej Górze, i tu bezpłatnie udzielamy porad.

- No właśnie, jest sprawa bieżąca, bardzo aktualna. Idzie o KRUS, konkretnie o ubezpieczenie społeczne. Co pan na to, co na to Izba? - Oczywiście zareagowaliśmy! Krajowa Rada Izb Rolniczych zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego ustawę z 13 stycznia br. o ubezpieczeniach zdrowotnych rolników.

- Rozumiem, że rząd was zignorował i nie konsultował tej sprawy z przedstawicielami rolników? - Rząd konsultował z nami inny projekt, a inny został przyjęty przez Sejm. Jednak nie tylko sposób konsultacji został zaskarżony, ale także inne punkty. Uważamy, ze jest to danina od posiadania, a nie opłata ubezpieczeniowa. To tak jakby panu redaktorowi od jutra ustalono podatek od posiadania roweru.

- Rząd zachował się jak Janosik, opodatkował tych, co przypadkowo przechodzili drogą przez las? - Tworzenie prawa w pospiechu zawsze ma taki finał. Ale poczekajmy na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego.

- Skoro mówimy o rolniczych hektarach... Pan jako fachowiec może wyjaśnić, czy w Polsce, z tą strukturą agrarną, gdzie dominują małe gospodarstwa, nie jesteśmy przypadkiem „lekko zacofani” wobec Europy? - Województwo lubuskie na tle Polski wygląda całkiem dobrze ze średnią powierzchnią gospodarstw powyżej 20 ha. Jesteśmy w krajowej czołówce, ale czeka nas wielki proces scalania, powiększania gospodarstw, abyśmy mogli wypełnić zapis konstytucyjny, że podstawą ustroju rolnego w Polsce jest gospodarstwo rodzinne. Oczywiście, idzie o gospodarstwo do 300 ha.

- Jako gospodarstwo rodzinne to mi się kojarzy takie, powiedzmy, do 5 ha. A już 300 ha oznacza, iż właściciel jest obszarnikiem. - Rozdrobnienie gospodarstw będzie, moim zdaniem, w przyszłości największą barierą rozwoju rolnictwa w naszym kraju. Złotówki krajowe i pieniądze Unii Europejskiej musimy raczej kierować na gospodarstwa produkcyjne. Równolegle powinien być stworzony logiczny, spójny plan rządowy dla gospodarstw małych, socjalnych, jak nazywam te do 5 ha, żeby ich właściciele znaleźli dobre rozwiązania dla siebie.

- Wygląda mi na to, że PGR-y, spółdzielnie produkcyjne i inne pomysły Polski Ludowej wcale nie były takie złe. -W starych krajach Unii Europejskiej od dawna podstawą organizacji rolnictwa i rynków rolnych są spółdzielnie i grupy producentów. Także i my musimy dążyć do podobnej struktury. A tak na marginesie, u nas dzisiaj raczej nie wypada powoływać się na niedawną przeszłość, nawet jeśli było tam coś dobrego.

- Czy Izby rolnicze pomogłyby państwu w tych niezbędnych przemianach, o których mówimy? - Izby są przygotowane, żeby uczestniczyć aktywnie w procesie legislacji, a następnie być motorem wdrażania rozwiązań, dzięki którym spowodujemy rozwój rolnictwa. Jednak fundamentalne zmiany w polityce rolnej powinna zacząć się na szczeblu regionów, ze względu na duże zróżnicowanie rolnictwa w kraju.

- Dziękuję.

Czytaj też: Rolnik żeby przetrwać musi inwestować

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska