Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięcioletni Natan cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Jego lekarz prowadzący nie godzi się jednak na zagraniczne leczenie

Tatiana Mikułko 0 95 722 57 72 [email protected]
Natan Paczkowski ma pięć lat i dzielnie stawia kroki przy balkoniku. Asystują mu mama Milena (z prawej) i babcia Wioleta.
Natan Paczkowski ma pięć lat i dzielnie stawia kroki przy balkoniku. Asystują mu mama Milena (z prawej) i babcia Wioleta. fot. Kazimierz Ligocki
Mama chłopczyka usłyszała o niemieckiej klinice, w której dzieci takie, jak Natan, dzięki leczeniu, chodzą o kulach. Problem w tym, że lekarz zajmujący się chłopcem w Polsce nie chce zgodzić się na zagraniczną konsultację na koszt NFZ.

Milena Paczkowska (od pewnego czasu mieszka w Gorzowie, wcześniej w Barlinku) urodziła Natanka w szóstym miesiącu ciąży. To był poród naturalny, ciężki. Lekarze w poznańskiej klinice walczyli o życie maluszka, ale i matki, która już w ciąży źle się czuła.

Lekarze wątpią

Po urodzeniu chłopczyk trafił do inkubatora. Ważył 920 gram, ale jego waga spadła ostatecznie do zaledwie 800 gram. Cztery razy miał przetaczaną krew, trzy lub cztery razy tracił oddech, przeszedł laserową operację oczu. Po 64 dniach, gdy maluch przybrał do dwóch kilogramów, lekarze zdecydowali, że można go wypisać do domu. - Zalecili konsultacje neurologiczne i okulistyczne. Dopiero gdy miał roczek jedna z lekarek podczas kontroli orzekła, że synek ma dziecięce porażenie mózgowe, i że taką wadę powinno się zauważyć pół roku wcześniej. - opowiada mama, Milena.

Choroba Natanka objawia się głównie kłopotami ruchowymi, brakiem koordynacji, napięciem mięśni w nóżkach. Co pięć miesięcy poddawany jest bolesnym zabiegom ostrzykiwania mięśni botuliną. Jest rehabilitowany, bierze udział w zajęciach z logopedą. - Intelektualnie rozwija się dobrze. Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek będzie chodził - mówi mama.

Szansa i schody

Z takim nastawieniem pani Milena woziła syna na kolejne rehabilitacje, aż pojawiła się szansa...
Do babci Natana, Wiolety Tazbir, przyjechała koleżanka z Niemiec i opowiedziała o klinice w Aschau. - Usłyszałam o dziewczynce, która urodziła się z odwróconą piętą. Dzięki leczeniu przez niemieckich lekarzy, chodzi. Także chłopiec cierpiący na tę samą chorobę, co Natanek, chodzi, co prawda o kulach, ale zawsze - opowiada pani Wioleta. Pani Wioleta zdobyła numer telefonu do Aschau i umówiła dziecko na konsultacje z szefem kliniki.

I tu zaczynają się schody... - Lekarz prowadzący Natana nie godzi się na zagraniczne leczenie. Nie chce wypisać wniosku, który wymagany jest w NFZ - tłumaczy pani Milena.

Wyjazd za granicę na konsultację lub leczenie to skomplikowana procedura. W skrócie, trzeba wypełnić specjalny wniosek. Część pierwszą -chory lub jego opiekun prawny, część drugą i trzecią - lekarz prowadzący z tytułem profesora. - Musi potwierdzić, że zagraniczne leczenie lub diagnostyka jest niezbędna - tłumaczy nam Małgorzata Koszur, rzecznik prasowy zachodniopomorskiego oddziału NFZ. To nie koniec. Wypełniony wniosek jest opiniowany przez konsultanta wojewódzkiego w danej dziedzinie, który ocenia zasadność leczenia. Potem trafia on do prezesa NFZ, a ten wydaje decyzję.

Nie za nasze pieniądze

Lekarzem, który od urodzenia zajmuje się chorymi nóżkami Natanka i który nie chce wypełnić wymaganego wniosku jest prof. Marek Jóźwiak z Poznania. Udało nam się do niego dodzwonić. - Uważam, że w Polsce mamy takie same możliwości diagnostyki i leczenia. Poziom naszej wiedzy i umiejętności nie odbiega od prezentowanej w zachodnich klinikach.

Dlatego nie zgadzam się, by Natan był diagnozowany w Niemczech za społeczne pieniądze. Nie widzę medycznego uzasadnienia - powiedział nam. I dodał: - Nie jestem przeciwny konsultacjom. Każda jest cenna, jednak dzieci z podobnymi problemami i potrzebami medycznymi jest w Polsce tysiące. Społeczne finansowanie takich konsultacji jest wobec tego niemożliwe. Istnieją liczne fundacje i organizacje pozarządowe statutowo zajmujące się pomocą finansową w przypadkach, w których rodzice nie mogą pokryć kosztów samodzielnie.

Rodzina Natana jest rozgoryczona. - Wydawało nam się, że skoro jesteśmy w Unii, to możemy wybrać, gdzie chcemy być leczeni. Okazało się, że nie wszystko zależy od nas. A od dobrej woli lekarzy - mówi pani Wioleta.

Mama Natana musi więc uzbierać przynajmniej 4 tys. euro, żeby synek mógł wyjechać do niemieckiej kliniki. - Chcę dać mu szansę na to, by w przyszłości chodził. Przecież nigdy nic nie wiadomo. Być może ta jedna konsultacja coś zmieni w jego życiu - mówi z nadzieją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska