Lechia Zielona Góra może mieć kolejne - obok finansowych - kłopoty. Zadzwonił do nas Czytelnik Wojciech Wołowiecki, który powiedział, że został pobity przez młodych zawodników zielonogórskiego klubu A.D i R.D. oraz byłego piłkarza Lechii M.Ś. Sprawa trafiła na policję, a Wołowiecki jest nieustępliwy. - Byłem na obdukcji lekarskiej i skieruję sprawę do sądu. Będę domagał się odszkodowania.
Bo byli za głośno?
Całe zdarzenie miało miejsce w nocy z wtorku na środę na jednym z zielonogórskich osiedli, gdzie Lechia wynajmuje mieszkania dla zawodników. Mieli oni organizować zabawę andrzejkową, ale według Wołowieckiego, byli za głośno i nie dawali spać sąsiadom.
- Takie imprezy zdarzają się kilka razy w tygodniu - mówi Czytelnik. - Nieraz zwracałem im uwagę, ale nie pomagało. Nie mogłem spać i o około 4.30 zszedłem do nich, aby poprosić, żeby się uspokoili. Długo pukałem, a ponieważ nikt nie otwierał, to w końcu mocno walnąłem. Gdy wyszli, usłyszałem: "Czego ty kur... chcesz"?
Po ostrej wymianie zdań jeden z nich M.Ś. mnie uderzył. Wtedy dołączyli do niego A.D. i R.D. i jeszcze jakiś. Jedni mnie trzymali, a drudzy bili po twarzy. Gdy po chwili mój ojciec przyszedł z pomocą, R.D. odsunął się od drzwi, a M.Ś. rzucił się na tatę.
Piłkarze się nie przyznają
Zawodnicy przedstawiają sytuację z zupełnie innej strony. - Pan Wołowiecki próbował wtargnąć do mieszkania, drzwi zostały uszkodzone, a on pierwszy rzucił się na mnie z rękoma.
Chciałem z nim tylko spokojnie porozmawiać, a on uderzył mnie w twarz - mówi A.D. - Później nastąpiła szarpanina, w wyniku której padły ciosy. Ale ja go nie uderzyłem. Sam zgłoszę na policję zniszczenie mienia i próbę wtargnięcia do naszego mieszkania. Nie poczuwam się do żadnej winy.
W podobnym tonie odnosi się do całej sytuacji R.D. - Zaprosiliśmy do domu koleżanki, grała muzyka z laptopa i usłyszeliśmy walenie w drzwi - opowiada. - A.D. otworzył, a ten odpychając go lub uderzając, nie widziałem do końca, chciał wejść i zaczęła się szamotanina. Ale absolutnie nie było tak, jak opisuje pan Wołowiecki, że ktoś go trzymał, a reszta biła. To bzdura.
Bo obrażał koleżanki
Według piłkarzy Wołowiecki odnosił się do nich bardzo wulgarnie i obrażał koleżanki, które wpadły akurat na imprezę. - "Niech te kur... i dziwki się stąd wynoszą". Tak mówił, gdy przyszedł - opowiada A.D.
- Krzyczał kilkakrotnie. Poza tym zastraszał nas wcześniej. Dwa tygodnie temu przyszedł, a gdy zapytałem o co chodzi, powiedział "Wyjdź kur... cwaniaku, to zobaczysz". Drzwi nie otworzyłem.
- A.D. to zrobił w obronie koleżanek - dorzuca R.D. - Nie dało się inaczej usunąć tego pana z mieszkania.
Wołowiecki zaprzecza, aby podobne słowa padały pod adresem kobiet. - To nieprawda. Ani razu ich nie wyzwałem. Swoją drogą i tak nie powinny tam przebywać, bo jest to wbrew umowie wynajmu, w której jest napisane, że w mieszkaniu nie mogą przebywać osoby trzecie.
Będą konsekwencje
Wołowiecki pojawił się wczoraj w klubie, aby porozmawiać o całej sprawie z dyrektorem Lechii Krzysztofem Stacewiczem. Już wiadomo, że będą wyciągnięte konsekwencje, choć do czasu zebrania zarządu i omówienia sprawy, decyzje są wstrzymane.
- Sytuacja jest bardzo poważna i z pewnością wyciągniemy konsekwencje - mówi Stacewicz. - Rozpoczęliśmy procedurę wyjaśniającą. Potwierdzam, że odnosi się ona do trzech zawodników naszego klubu i mówi o ich "nieetycznym i niegodnym sportowca" zachowaniu, ale na decyzje trzeba poczekać. Mogę jedynie powiedzieć, że nie wydaje mi się za stosowne dalsze ich (zawodników Lechii - dop. red.) zamieszkiwanie w tym lokalu. Ale podkreślam, aby nie wiązać tego z opowiadaniem się po którejkolwiek ze stron. Wszystko wymaga jeszcze drobiazgowego śledztwa.
Policja musiała poczekać
- Zostało przyjęte zawiadomienie od pana Wołowieckiego - powiedziała rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji Małgorzata Stanisławska. - Jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego, a chodzi o naruszenie nietykalności albo uszkodzenie ciała. Materiały zostaną przesłane do sądu rejonowego. Na szczegóły trzeba poczekać.
Na pytanie, dlaczego Wołowiecki od razu po zajściu nie zawiadomił policji, ten odpowiada: - Może i mogłem, ale nie chciałem chłopakom uprzykrzać życia, bo z tego co wiem, pewnie zostaliby zatrzymani od razu na trzy miesiące.
Sytuację komplikuje fakt, że Wołowiecki zarzuca piłkarzom, że byli pijani, a ci odbijają piłeczkę i twierdzą, że to on był pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Obie strony zaprzeczają pomówieniom.
Jak dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili od A.D., piłkarze również zgłosili się na policję z zamiarem złożenia doniesienia na Wołowieckiego. Oskarżają go o zniszczenie mienia i próbę zastraszania.
Wypowiedzi obu piłkarzy zostały autoryzowane przez pełnomocnika Jana Barcickiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?