BUDNEX STAL GORZÓW WLKP. – AZS AWF BIAŁA PODLASKA 26:25 (8:11)
- Budnex Stal: Marciniak, Jaśko – Kłak i Stupiński po 5, Gintowt i Lemaniak po 4, Pietrzkiewicz i Nieradko po 3, Bronowski 2, Renicki, Droździk, Starzyński.
- AZS AWF: Wiejak, Adamiuk, Ostrowski – Niedzielenko 9, Maksymczuk 4, Łazarczyk i Ziółkowski po 3, Kandora i Antoniak po 2, Kozycz i Wójcik po 1, Urbaniak, Tarasiuk, Mazur, Lewalski, Baranowski.
- Kary: 14 min – 10 min.
- Sędziowali: Jakub Jerlecki i Maciej Łabuń (obydwaj ze Szczecina).
- Widzów: 300.
- Czekałem na ten mecz od października. Jeszcze nigdy w karierze nie zdarzyło mi się, bym przegrał spotkanie, w którym do przerwy prowadziłem 11 bramkami. A tak właśnie było jesienią w Białej Podlaskiej - mówił chwilę po ostatnich gwizdkach arbitrów lewoskrzydłowy gorzowskiej drużyny Mateusz Stupiński.
Pierwsza połowa dla przyjezdnych
Pojedynek czołowych drużyn ligi centralnej długo nie był zachwycającym widowiskiem. Poziom trzymali tylko obydwaj bramkarze – Cezary Marciniak i Emil Wiejak – za to ich koledzy z pola prześcigali się w prostych błędach. Gubili piłkę w banalnych sytuacjach, niecelnie rzucali, co chwilę popełniali faule w ataku.
Gospodarze prowadzili na samym początku 2:0 i 3:1, mając najwięcej do zawdzięczenia celnie rzucającemu z dystansu Michałowi Nieradce. Od remisu 5:5 w 14 min zaczął się jednak odjazd akademików. Za sprawą szalejącego na prawym skrzydle Norberta Maksymczuka, niezawodnie wykonującego rzuty karne Leona Łazarczyka i nie mylącego się w kontrach Patryka Niedzielenki szybko odskoczyli na trzy gole: 8:5 w 19, 10:7 w 25 i 11:8 w 27 min.
Pachniało wygraną AZS AWF
Gorzowscy kibice oczekiwali, że po przerwie żółto-niebiescy zapomną o strzeleckiej anemii z pierwszej połowy i ruszą na przeciwników z animuszem. Długo nic nie zapowiadało jednak zmiany obrazu gry. To ekipa z Białej Podlaskiej skuteczniej broniła i spokojnie, ale pomysłowo rozgrywała piłkę w ataku. I otrzymała premię w postaci wyniku, prowadząc różnicą nawet pięciu bramek: 16:11 w 38, 17:12 w 39 oraz 18:13 w 42 min.
Przebudzili się w końcówce
- Dawaj, dawaj! Żyjemy! – krzyczał z ławki rezerwowy golkiper Stali Krzysztof Nowicki. I nagle stała się rzecz niewiarygodna: Marciniak zupełnie zamurował swoją bramkę, świetnymi wejściami ze środka rozegrania zaczęli się popisywać Tomasz Gintowt i Mariusz Kłak, przebudzili się niemrawi do tej pory skrzydłowi Michał Lemaniak i Stupiński, a na obrocie zaczął rządzić Dawid Pietrzkiewicz. Efekt był zdumiewający: kolejnych 11 minut stalowcy wygrali 10:3 (!) i objęli prowadzenie w meczu 23:21!
By nie było nudno, kolejne cztery gole strzelili… przyjezdni. Była 56 min, a na świetlnej tablicy „wisiał” rezultat 23:25. Czyli jednak przegramy? Nic podobnego! Ostatnie trzy i pół minuty, rozegrane przy obustronnych wykluczeniach przyniosły gole Lemaniaka, Kłaka i Gintowta. Ten ostatni 38 sekund przed końcową syreną, po wcześniejszej cudownej paradzie Marciniaka w pojedynku z Bartoszem Ziółkowskim. Akademicy natychmiast wycofali swego bramkarza, zaatakowali siedmioma zawodnikami, ale nie zdołali sobie wypracować klarownej pozycji rzutowej.
Trzy bezcenne punkty zostały w Gorzowie!
Czytaj również:
Umowa Stali Gorzów z UKS Nukleon Kostrzyn. Gorzowianie będą pomagali kostrzynianom w szkoleniu adeptów szczypiorniakaMaksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?