Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Zaremba: Nie sposób przewidzieć politycznych konsekwencji zabójstwa Adamowicza

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba
Piotr Zaremba Polska Press
Nie zmieni się propaganda w TVP ani posłanka Pawłowicz. PiS szuka ratunku w innych gestach. Doraźnie może to wystarczyć. Na jak długo?

Byłoby to wręcz komediowe, ale przecież trudno tu mówić o komedii. Po śmierci opozycyjnego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza padło ze strony obozu rządowego mnóstwo słów o tym, że stało się coś strasznego, że wszyscy łączymy się w bólu etc. Po czym w kluczowym momencie, kiedy lider PO Grzegorz Schetyna wygłasza wspomnienie w Sejmie o zamordowanym, a posłowie mają jedyną okazję, aby go uczcić, prezes PiS Jarosław Kaczyński spóźnia się na salę.

Nie sądzę, aby to planował. Adamowicz nie był jego osobistym wrogiem, a już choćby powody czysto pragmatyczne nie mogły go do tego popychać. Co więcej, wiem, jak bardzo politycy przeżywają takie historie, przypominające im, że oni sami są śmiertelni. Myślę, że to przypadek, acz wynikający z nonszalanckiego, zarazem wyniosłego stosunku „Naczelnika” do tego, co dzieje się w polskiej polityce. On czuje się tak bardzo ponad wszystkim, że nie zerknie nawet na zegarek.

Bijąc w cudze piersi
Co charakterystyczne, towarzyszyli mu w tym wicemarszałek Ryszard Terlecki, wyjątkowo ciężki dla opozycji i wicemarszałek Beata Mazurek, wyjątkowo topornie tłumacząca racje obozu władzy. Ich zachowania są bardziej miarodajne dla PiS niż starania prezydenta Andrzeja Dudy czy wciąż podgryzanego przez partyjny aparat premiera Mateusza Morawieckiego.

Przez jakiś czas będziemy mieli licytację wzajemnymi krzywdami i przeczuleniami. To znakomity punkt wyjścia do tego, aby wszystko wróciło w utarte koleiny, czemu sprzyjać będą dwie kampanie wyborcze. Zresztą tak jest w gruncie rzeczy cały czas. Politycy odrobinę się pilnują, ale media już mniej, a debata oparta na biciu się w cudze piersi sprzyja jątrzeniu, a nie uspokojeniu nastrojów.

Owszem po obu stronach pojawili się też ludzie żądający wyciszenia także od „swoich”, a grupa głównie liberalnych publicystów i ludzi kultury zaproponowała nawet w liście otwartym formułę wzajemnego „wybaczamy i prosimy o wybaczenie” (lansuje go zwłaszcza katolicko-liberalna „Więź). Ale ani ta postawa nie dominuje dziś w kręgach elit opozycyjnych, ani opamiętanie nie ogarnęło większości zaplecza prawicy. Internet pozostał rynsztokiem pełnym wzajemnych zniewag i podejrzeń. Często okazją do nich jest dowodzenie: to nie my, to wy odpowiadacie za tę atmosferę.

Co się właściwie stało?
Sprzyja temu mała klarowność tego, co się stało. Pewne jest, że doszło do tragedii, że zginął człowiek, bardzo popularny w Gdańsku polityk i że padł ofiarą indywidualnej nienawiści przestępcy mającego kłopoty z własną psychiką. Który utożsamiał Platformę Obywatelską ze swoją krzywdą. Ciężko jednak uczynić ze sprawcy reprezentanta poglądów obozu rządzącego, choć wielu opozycyjnych komentatorów tego próbuje. Także porównania Adamowicza do zamordowanego w 1922 roku Gabriela Narutowicza brzmią fałszywie i zresztą nieszczerze. Dopiero co rozstał się on z PO, która nie chciała brać odpowiedzialności za jego kłopoty prawne.

Stopień upolitycznienia tej tragedii przez opozycję przekracza dziś granice przyzwoitości. Ale można też na to spojrzeć inaczej. Stopień politycznej i ideologicznej agresji jest w Polsce wyjątkowy, bo wprawdzie spór opiera się na realnych dylematach, ale najchętniej odwołuje się do plotek i inwektyw, odmawiania przeciwnikowi cech ludzkich czy odsądzania ich od polskości, wreszcie do wiary w to, że druga strona powinna być unicestwiona.

W tej sytuacji hipoteza, że dopiero co zwolniony z więzienia dawny gangster uległ atmosferze jest mglista i niepotwierdzona, ale nie można jej całkiem odrzucić. A subiektywne poczucie krzywdy ludzi związanych z opozycją zyskuje jakąś pożywkę. Prawda, finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jako sceneria mordu to być może przypadek. Ale jak co roku ta impreza stała się przedmiotem przesadnych wojen ideologicznych. Kiedy toczą się one w internecie, są sprawą jej uczestników. Gdy miejscem niewybrednej i kłamliwej „satyry” staje się publiczna, a właściwie rządowa telewizja, wszystko zaczyna się łączyć ze wszystkim.

Odprężenia nie będzie
Jeszcze ważniejszym sprawdzianem stały się reakcje na to, co się stało. Politycy obozu rządowego wzywali po zamachu do spokoju i modlitwy, ale posłanka Krystyna Pawłowicz jak gdyby nigdy nic atakowała Jerzego Owsiaka, czyniąc go według absurdalnej logiki współsprawcą tego, co się stało. Jest ona, czy obóz rządowy sobie tego życzy, czy nie, jedną z symbolicznych twarzy tego obozu. Symbolizuje język nastawiony na sponiewieranie przeciwnika. Pierwszy egzamin z empatii został więc oblany.
Kolejnym egzaminem były reakcje rządowej telewizji. Odpowiedziała ona na zmasowane i czasem krzywdzące, ale w pierwszym momencie niekonsekwentne głosy o współwinie rządzących, potężną dawką propagandy. Wedle niej Owsiak jako organizator imprezy, na której doszło do zamachu, jest naprawdę współwinny, a propagatorami „języka nienawiści” pozostają wyłącznie politycy PO. Nawet jeśli była to obrona przed atakiem, to taka, że musiała dolać oliwy do ognia. Zwłaszcza że pierwszego dnia nawet TVN unikał politycznego jątrzenia. TVP okazała się za to narzędziem propagandy kompletnie nieelastycznej, reagującej zawsze tak samo.

I to jest, niezależnie od pojednawczych, chyba często szczerych gestów polityków obozu rządowego, odpowiedź na pytanie, jak będzie w najbliższych miesiącach. Namawiany do symbolicznego zdymisjonowania Jacka Kurskiego, czyli do korekty kursu, Jarosław Kaczyński odmówił takim ludziom jak Mateusz Morawiecki czy Jarosław Gowin. Wierzy on w skuteczność topornej propagandy, a chyba też szuka w niej odreagowania wieloletnich, prawdziwych i urojonych krzywd własnych i swoich ludzi. Nie ma też mowy o choćby próbie zamknięcia ust posłance Pawłowicz. Choć jeśli kiedyś była sposobność na to, to właśnie teraz.

Nie wszystkie zaniechania prawicy wydają mi się nienaturalne. Sygnatariusze listu apelującego o pojednanie, ale także od przypadku do przypadku politycy opozycji żądają rozpoczęcia prac nad penalizacją „języka nienawiści”. Tymczasem obecne prawo pozwala z powodzeniem zwalczać zarówno oszczerstwa, jak i obelgi fruwające w życiu publicznym, za to „język nienawiści” wydaje się konstrukcją współczesnej liberalnej lewicy walczącej selektywnie z niektórymi tylko uprzedzeniami. Podczas lekcji na ten temat w polskich szkołach zarządzonych przez liberalnych prezydentów miast wykładano z podręcznika Fundacji Batorego, że zagrożone hejtem są feministki, geje czy muzułmanie, ale już nie katolicy. Sam bym był zdziwiony, gdyby prawica wdała się w forsowanie czegoś tak dwuznacznego.

Za to walkę z hejtem we własnych szeregach można by zacząć od razu, ale to - poza postraszeniem przez policję paru internautów - nie nastąpi. Polityka nie stanie się więc spokojniejsza, nie dojdzie do choćby kosmetycznych prób ucywilizowania warunków wzajemnego sporu. W efekcie Polska nie będzie lepsza.

Zostanie po staremu?
Oczywiście w równej mierze zależy to od decyzji opozycji. Takie gesty jak odmowa prezydentowi wspólnego marszu przeciw przemocy czy niepojawienie się na mszy żałobnej w warszawskiej katedrze, bo „zapraszał Morawiecki”, to zapowiedź strategii liderów PO. A nawet swoistej licytacji wewnątrz opozycji, skoro na podobną postawę postawił lider SLD Włodzimierz Czarzasty. Jej adresatami stali się przede wszystkim ci przeciwnicy obecnej władzy, którzy swoją refleksję nad tym, co się stało, ograniczają do rozliczenia prawicy za „polityczne zabójstwo”.

Co tu jest przyczyną, a co skutkiem, daremnie dzielić włos na czworo. Co ciekawe, nie jesteśmy w stanie przewidzieć politycznych konsekwencji (bo moralne są oczywiste). To prawda, że opozycja zyskała męczennika, ale nie wiadomo, czy spektakularne przejawy rozpaczy nie ograniczają się do środowisk już wcześniej pogrążonych w niechęci do rządu. Może więc dojść do jakiegoś przesunięcia sympatii, ale też wszystko może pozostać po staremu. Tak jak Smoleńsk nie zmienił w 2010 wyborczej geografii na korzyść PiS.

Możliwe, że pierwsze sondaże utwierdzą liderów PiS w przekonaniu, że dobrze postąpili, nie posuwając się bardziej. Będzie to jednak błąd, choć może bez natychmiastowych skutków.

Mord na Adamowiczu uczynił bezprzedmiotową dyskusję o przedterminowych wyborach. Tak naprawdę Jarosław Kaczyński odrzucił ten pomysł już wcześniej, nie wiedząc, jak objaśnić wyborcom rozwiązanie parlamentu. Teraz nie ma co nawet o nim rozmawiać. Wybory w cieniu tej śmierci byłyby zawsze ryzykowne.

To jednak oznacza, że pierwszą próbą będą wybory europarlamentu, na niewygodnym dla PiS polu tematyki europejskiej. Nawet jeśli partia nie straci wiele w skali kraju, pogłębi się jeszcze rozjazd między liberalnymi miastami i konserwatywną prowincją. Próby odzyskania choć małej części wielkomiejskiego elektoratu są skazane na niepowodzenie. A że miejscy wyborcy chętniej chodzą na te wybory, prawica może je przegrać. I stanąć wobec symbolicznej, samospełniającej się przepowiedni. Jesienne wyniki mogą się oczywiście okazać korzystniejsze, ale nie muszą.

Co więcej, w polityce jest coś takiego jak efekt odłożony w czasie. Nawet pierwsze sondaże nie będą więc stuprocentową prognozą tego, co stanie się jesienią. A co najważniejsze, obóz ten nie zdał egzaminu z minimalnej choć elastyczności. Na wszelkie kryzysy reaguje tak samo: dociśnięciem gazu mechanicznej propagandy skrojonej na entuzjastów. To etycznie wątpliwe, nie wróżące Polakom zdrowszego, mniej dusznego życia publicznego. Ale też ryzykowne. Jeśli przyjdzie próba jeszcze poważniejsza niż reakcja na tragiczną śmierć politycznego przeciwnika, egzamin może zostać oblany.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Zaremba: Nie sposób przewidzieć politycznych konsekwencji zabójstwa Adamowicza - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska