Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pirotechnicy znaleźli chemikalia

Renata Ochwat 95 722 57 72 [email protected]
Pirotechnicy na szczęście nie musieli używać specjalnej beczki do przewożenia substancji niebezpiecznych
Pirotechnicy na szczęście nie musieli używać specjalnej beczki do przewożenia substancji niebezpiecznych Wojciech Krajnik
Chwile grozy przeżyli w niedzielną noc mieszkańcy bloku na Górczynie. - Nie dość, że kazali nam wyjść z domu, to jeszcze nikt nas nie informuje, co tu się dzieje - mówili ludzie. Policja tłumaczy, że nie zawsze udaje się to robić na bieżąco.

- Przed 20.00 policja kazała nam wyjść z mieszkań, bo jest niebezpiecznie - opowiadali wieczorem mieszkańcy bloku przy ul. Grota-Roweckiego. W południe doszło tu do wybuchu w mieszkaniu na IV piętrze. Do szpitala trafił 26-letniego mężczyzna z poważnymi ranami ręki.

Ewakuacja musi być

Policja o zajściu dowiedziała się dopiero około 15.00. Kolejne dwie godziny zabrało mundurowym ustalenie, że w mieszkaniu doszło do wybuchu. Wtedy do akcji wkroczyli antyterroryści. Ponieważ nie wiadomo było, co doprowadziło do eksplozji, policja wezwała pirotechników.

Około 20.00 policja zdecydowała o ewakuacji. Feralny blok ogrodzono biało-czerwonymi taśmami, porządku pilnowali strażacy i policjanci. Natychmiast pojawił się Jan Figura, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego gorzowskiego magistratu.

- Na prośbę policji podstawiliśmy autokar MZK, żeby ludzie mogli posiedzieć w cieple. Nie było potrzeby, aby zapewniać napoje czy posiłki. Byliśmy też przygotowani na ewentualność, że trzeba będzie ludzi przenocować - mówił.

Jednak mieszkańcy woleli jednak stać pod domem. - Nikt nam nic nie mówi, co tu się dzieje, a to już trwa tyle - mówił około 22.00 Roman Hurkacz. W podobnym tonie narzekali też i inni mieszkańcy.

Chemia tam była

Mieszkańcy tylko na początku akcji usłyszeli, że teraz trzeba czekać na przyjazd pirotechników. - Nasz oddział był w Zielonej Górze na akcji i dlatego trzeba było na nich poczekać - mówiła Dorota Dąbrowska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Kiedy mijała kolejna godzina, a ci się nie pojawiali, ludzie zaczęli się niecierpliwić. - Mógłby nam ktoś coś głośno powiedzieć, bo tak stoimy bez sensu - mówiła pani Ewa (też bez nazwiska w gazecie).

Kiedy w końcu parę minut po 23.00 przyjechał policyjny samochód z charakterystyczną beczką do przewożenia niebezpiecznych ładunków, ludziom poprawiły się nastroje. - Nareszcie może coś się zmieni, jest szansa, że będziemy spać we własnych łóżkach - mówili.

A potem z napiętą uwagą śledzili, jak na IV piętrze w oknach błyskają latarki pirotechników. Nareszcie o 0.30 padł komunikat, że mogą wrócić do domu.

Mundurowi znaleźli substancje chemiczne, ale niezagrażające życiu. - Teraz bada je laboratorium Komendy Głównej - mówi D. Dąbrowska.

Zapytaliśmy, dlaczego policja na bieżąco nie informowała ludzi, co się dzieje. - Nie mamy takich możliwości. Zawsze musimy poczekać, aż dana akcja się zakończy. W tym konkretnym przypadku, jak tylko pirotechnicy dali sygnał, że jest bezpiecznie, natychmiast przekazaliśmy to ludziom - mówi rzecznik policji Sławomir Konieczny.

Tłumaczy, że w takich momentach najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa, a nie udzielanie na bieżąco informacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska