Artur Nowicki, absolwent pedagogiki opiekuńczej, założył osadę w Nowym Świecie koło Cigacic. Przy drodze do Sulechowa widać drogowskaz. Potężne tipi wyłaniają się zza drzew. Jest ich sześć, większych i mniejszych. - Tipi oznacza dom - wyjaśnia A. Nowicki.
Przebrany za Indianina, wraz ze swoim pomocnikiem Pawłem Grodzkim, uwija się wśród pierwszaków z zielonogórskiej jedynki. Program pobytu dzieciaków to: malowanie twarzy przybyszów, indiański tor przeszkód, strzelanie z łuku, rzuty indiańskimi lotkami, opowiadanie legend, nauka tańców i pieśni czerwonoskórych oraz ognisko.
Pisał o Indianach
- Na początku wszystkich witam i opowiadam o Indianach - relacjonuje A. Nowicki. - Potem zwiedzamy wioską i zaczynają się zabawy sprawnościowe.
W tipi wojowników są stroje mężczyzn, broń, tarcze, w tipi rodzinnym też stroje, mokasyny, ozdoby, w kolejnym ognisko, przy którym można spędzić czas w razie deszczu. A z boku stoi zamaskowana przyczepa kempingowa, w której pomysłodawca śpi pilnując swego dobytku.
- W końcu sporo w to włożyłem - mówi. A. Nowicki, babimojszczanin, ukończył studia pedagogiczne, ale nie zakotwiczył się zawodzie. - Pracowałem trzy lata na Dolnym Śląsku w internacie, lecz gdy go zlikwidowano zostałem bezrobotnym - wspomina. Postanowił wykorzystać swoją wiedzę. - Indianie to moja pasja - mówi. - Na studiach pisałem pracę magisterską pt. "Wychowanie wśród Indian Ameryki Północnej XVIII, XIX w."
Dziś korzystając z pedagogicznych umiejętności i wiedzy akademickiej połączył przyjemne z pożytecznym. Wydzierżawił ziemię w Nowym Świecie i rozpoczął działalność. - Mam zarejestrowaną firmę - wyjaśnia. Jego wioska indiańska ma bowiem przynieść zysk. Albo chociaż zwrócić włożone tu pieniądze.
Skansen czerwonoskórych
A. Nowicki wraz z kolegą chcą przyjmować zainteresowanych Indianami w maju i czerwcu, a po przerwie wakacyjnej we wrześniu. - Mamy 150-minutowy program, który zaczynamy codziennie od 8.30, kolejne "seanse" są o 11.30 i 14.40 - relacjonuje.
Obserwujemy taki program. Przejęte pierwszaki gonią jelenia, potem jest gawra niedźwiedzia, dalej bieg po rzecznych kamieniach, przedzieranie się przez krzaki.
- Jak masz na imię? - Indianin pyta przed biegiem każdego malucha. - Szybko, wymyśl sobie - podpowiada nauczycielka. - Bartek Sokole Oko
- pada odpowiedź i pierwszak rusza. Po strzelaniu z łuku (a wypada tak, że prawie zawsze jest celne) Artur podchodzi do ucznia: - No to, przybij piątkę! - i mały cały promienieje.
- Trochę pracowałem w skansenie indiańskim pod Łodzią - komentuje zabawy, jak i swą wioskę A. Nowicki. traktuje ją zresztą jak skansen. Stroje, przedmioty są wykonane jako repliki autentycznych przedmiotów. Po to, twierdzi pedagog, żeby obalać mity panujące na temat Indian.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?