Dziewczyna była uczestniczką programu Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, który umożliwia osobom mieszkającym w rodzinach zastępczych zdobycie prawa jazdy. Centrum od trzech lat współpracuje z firmą pana Stanisława Łabędzia. Jagoda trafiła pod skrzydła syna właściciela - Damiana.
Relacja, jaką przedstawiła nam dziewczyna po dziewięciu godzinach kursu jest niezbyt przyjemna. - Pan Damian ciągle mnie obrażał. Zdania: "debilu jak jedziesz", "ty sieroto", powtarzały się bez przerwy - opowiada. - Gdy miałam problem z drzwiami, zdenerwował się i zamknął je tak, że przytrzasnął mi palec. Potem z krwawiącą dłonią kazał jeździć. Powiedział: "Możesz sobie to owinąć chusteczką. A spróbuj gdzieś zakablować, to pożałujesz i nigdzie nie dostaniesz prawa jazdy" - relacjonuje nam dziewczyna.
Po wszystkim usłyszała, że jeśli się jej nie podoba, to może spróbować jeździć z panem Stanisławem. - Idź do mojego ojca, ale tam będzie jeszcze gorzej! - miał straszyć Jagodę.
Zobacz też: Kierowcy, uważajcie na tę skodę! To najnowsza broń do walki z piratami drogowymi (wideo, zdjęcia -TVBigosa)
To, że na kursie dzieje się coś nie tak zauważyli jej opiekunowie oraz pedagog w szkole. Dziewczyna była wyraźnie zestresowana, a z nauki wracała z bólem głowy i płaczem. - Długo nie chciała nam niczego powiedzieć. Gdy w końcu usłyszeliśmy jej historię zwróciliśmy się z prośbą o pomoc do PCPR - opowiada Wanda Sobkowiak. - Zapytaliśmy, czy ojciec Jagody mógłby brać udział w kursie, jako obserwator. Centrum skontaktowało się z właścicielem szkoły, jednakże początkowo nie chciał się on na to zgodzić. Potem jednak zmienił zdanie - dodaje.
Anna Stęcel-Dobrowolska, koordynatorka programu w PCPR, wyjaśnia, że regulamin kursów, nie zezwala na udział osób trzecich. - Instruktor zostałby narażony na konsekwencje, wynikające z łamania prawa. Dotąd nie było nigdy skarg na zachowanie pracowników firmy "Łabędź". Będziemy wszystko wyjaśniać - komentuje.
Z samym panem Damianem nie udało nam się porozmawiać. Jego ojciec w trakcie pierwszej rozmowy z nami twierdził, ze nie ma pojęcia o problemie. Obiecał porozmawiać z synem. Później zadeklarował, że to on będzie uczył Jagodę, a synowi wręczy wypowiedzenie umowy o pracę.
Po naszej rozmowie Pan Stanisław wysłał także pismo do PCPR. Tam już jednak broni syna. - Sugerował, że nasza córka przesadza, że wypadek z drzwiami to przypadek - mówi W. Sobkowiak. - My nie chcemy łamać zasad, mimo przyzwolenia p. Łabędzia na obserwację nauki. Chcemy zmienić szkołę jazdy. Liczymy, że po artykule odezwą się inne osoby, które miały nieprzyjemność nauki u pana Damiana - denerwuje się W. Sobkowiak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?