Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plebiscyt Nasz Doktor 2008 rozstrzygnięty! (zdjęcia)

Danuta Kuleszyńska (tami)
Bartosz Kudliński ma lat 36, od 1,5 roku jest zastępcą ordynatora Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze. Wcześniej pracował m.in. w Niemczech i Nowej Soli. Żona Beata jest kardiologiem, synowie: Michał (12 lat) i Maciuś (6). Najchętniej odpoczywa z dziećmi.
Bartosz Kudliński ma lat 36, od 1,5 roku jest zastępcą ordynatora Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze. Wcześniej pracował m.in. w Niemczech i Nowej Soli. Żona Beata jest kardiologiem, synowie: Michał (12 lat) i Maciuś (6). Najchętniej odpoczywa z dziećmi.
Wy zadecydowaliście, komu przypadł tytuł najlepszego lekarza rodzinnego, specjalisty i oddziału szpitalnego.

[galeria_glowna]
Wśród lekarzy rodzinnych wygrał Krzysztof Rokicki, wśród specjalistów - Bartosz Kudliński. Przyjaznym oddziałem został oddział noworodkowy z pododdziałem intensywnej terapii i patologii noworodka, także ze szpitala w Zielonej Górze.

Przez cały czas trwania plebiscytu dostawaliśmy od Was nie tylko kupony, ale i listy, w których opisywaliście, dlaczego bierzecie udział w naszym konkursie i głosujecie akurat na tego konkretnego lekarza. "Cieszę się, że ogłosiliście plebiscyt.

Chociaż w ten sposób mogę podziękować ludziom, którzy podarowali mi drugie życie (...)" - napisała do nas pani Elżbieta, która w długim liście do redakcji wychwalała lekarzy i pielęgniarki z oddziału ginekologiczno-położniczego w Nowej Soli. "Tam czułam się ważna, wszyscy starali się, by jak najmniej bolało. Pielęgniarki biegały między salami pomagając chorym (...)" - czytamy dalej. I takie słowa, wdzięczności, podziękowań pojawiały się we wszystkich listach od Was.
Trzech najlepszych lekarzy rodzinnych, specjalistów i oddziały szpitalne nagrodziliśmy w sobotę podczas imprezy "Zdrowa Sobota", którą zorganizował lubuski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Impreza rozpoczęła się o godz. 10.00 w zielonogórskiej Palmiarni, a finał plebiscytu odbył się o godz. 12.00.

- Jestem wdzięczna, że ludzie zawierzyli mi swoje życie i zdrowie. Nie tylko swoje, ale i swoich rodzin - powiedziała "GL" Zofia Owczarek, lekarz rodzinny z Gorzowa Wlkp., tuż po odebraniu drugiej nagrody w naszym plebiscycie.

Z powodu obowiązków służbowych do Zielonej Góry nie dotarła Petra Śmigielska ze Skwierzyny oraz Krzysztof Rokicki, lekarz rodzinny, który zdobył pierwszą nagrodę w naszym plebiscycie.

Trafiły do nas dziesiątki tysięcy głosów

Otrzymaliśmy łącznie 56.646 kuponów i 11.212 SMS-ów, co daje razem 67.858 głosów.

Na lekarzy rodzinnych przyszło do naszej redakcji 33.498 kuponów i 4. 664 SMS-ów.

Na lekarzy specjalistów oddaliście 18.281 kuponów i 5.244 SMS-ów, a na oddziały szpitalne -4.867 kuponów i 1.304 SMS-y.

Do plebiscytu zgłosiliście 169 lekarzy rodzinnych, 178 specjalistów i 42 oddziały szpitalne.

Wyniki:

LEKARZE RODZINNI

1. Krzysztof Rokicki, Zielona Góra - 2.753
2. Zofia Owczarek, Gorzów Wlkp. - 2.230
3. Bożena Tatarynowicz, Zawada - 2.200

SPECJALIŚCI

1. Bartosz Kudliński, Zielona Góra - 3.573
2. Bożena Mospan-Skórnicka, Zielona Góra - 1.704
3. Petra Śmigielska, Skwierzyna - 1.216

ODDZIAŁY SZPITALNE

1. Oddział Noworodkowy z Pododdziałem Intensywnej Terapii i Patologii Noworodka Szpitala Wojewódzkiego SP ZOZ im. K. Marcinkowskiego w Zielonej Górze - 2.124
2. Oddział Chorób Wewnetrzynch ZOZ MSWiA w Zielonej Górze (363) - 1.163
3. Oddział Dziecięcy SP ZOZ Szpitala Powiatu Krośnieńskiego Gubinie (105) - 682

NAGRODZENI CZYTELNICY

  • Zestawy dermokosmetyków ufundowane przez DERMEDIC otrzymują:
    Katarzyna Dobrzyniewska z Białkowa, Leonarda Błażejewska z Sulęcina, Barbara Zatylna z Nowego Kisielina, Emilia Waśnert z Nowej Soli, Genowefa Zarzecka z Przylepu
  • Ciśnieniomierze ufundowane przez Oddział Lubuski Narodowego Funduszu Zdrowia otrzymują: Edward Jankowski, Urszula Stefańska, Mirosława Rogowska, Józef Legutko z Zielonej Góry oraz Jan Waszak z Rzepina
  • Ciśnieniomierze ufundowane przez POROZUMIENIE ZIELONOGÓRSKIE Lubuski Związek Lekarzy Pracodawców POZ otrzymują: Cecylia Zagnińska, Kazimiera Konieczna, Barbara Józefowska. Wanda Ewa Odziomek, Eugenia Ochocka, Wioletta Płaszczyńska, Anna Forster-Kluj, Grzegorz Dykiert i Anna Rusin z Gorzowa Wlkp. oraz Ewa Sałatka z Lubczyna.

    Nagrody prosimy odbierać w siedzibie redakcji "Gazety Lubuskiej" w Zielonej Górze przy al. Niepodległości do 31 października, w Gorzowie Wlkp. przy ul. Sikorskiego 22. Po wyznaczonym terminie nagrody zostaną wysłane pocztą.

    Całościowe wyniki znajdują się w zakładce naszego plebiscytu: LEKARZ ROKU 2008



    .


    Krzysztof Rokicki. Ma 49 lat, skończył Wojskową Akademię Medyczną w Łodzi. Od 18 pracuje w zielonogórskiej Poliklinice, od 1999 r jest tutaj lekarzem rodzinnym. Żona Magdalena jest analitykiem w stacji krwiodawstwa, syn Błażej studiuje ekonomię, Kasia chodzi do gimnazjum. Do pracy jeździ rowerem, czasami autobusem, albo pieszo. Relaksuje się przy muzyce.
    (fot. fot. Bartłomiej Kudowicz)

    Rozmowa z Krzysztofem Rokickim z Zielonej Góry, który zwyciężył w kategorii lekarz rodzinny

    - Szósta rano i już zjawia się pan w Poliklinice?!
    - Inaczej się nie da. Trzeba wypełnić dokumentacje, wypisać wnioski sanatoryjne, czasami sądy proszą o opinię medyczną... Nie chcę papierów tych zabierać do domu, jak to robi wielu lekarzy. W domu trzeba ładować akumulatory, czas poświęcić rodzinie, a nie zajmować się robotą. Tym bardziej, że każdego dnia wracam po godzinie 20. Bo poza pacjentami, których przyjmuję w Poliklinice, pracuję jeszcze z grupami integracyjnymi w przychodni psychiatrycznej.

    - No to pada pan ze zmęczenia.
    - Już się do tego przyzwyczaiłem. Wolę pracować po 14 godzin na dobę i noce spędzać w domu, niż robić w systemie dyżurowym. Mnie wystarczy pięć godzin snu. Wstaję o piątej rano, biegnę do zaprzyjaźnionego sklepiku po świeże bułeczki, spełniam miły obowiązek nakarmienia dwóch kotów i wypijam słodką herbatę, bo to paliwo dla mózgu. Pakuję do torby śniadanie i idę do moich pacjentów.

    - Dobry lekarz rodzinny to jaki ?
    - Hm... Za ciężkie pytanie... (doktor wstaje, wypija łyk kawy)... Myślę, że ten, który zna swoich pacjentów.

    - Chce pan mi wmówić, że zna pan 3 tysiące pacjentów, którzy są u pana zarejestrowani?!
    - Znam. (Pielęgniarka Sylwia Wasilewska potakująco kiwa głową). Choć kiedyś też myślałem, że to niemożliwe. Ale nauczyłem się słuchać ludzi, a to wymaga skupienia. Gdy pacjent do mnie mówi, to ja nie udaję, że go słucham. Te słowa nie biegną jedynie od ucha do ucha i potem gdzieś znikają. Historie moich pacjentów mam w głowie, a wielu z nich znam z imienia.

    - Nic też dziwnego, że na pana głosowali.
    - Czuję się jakoś nieswojo... Nie jestem postacią medialną, nigdy nie chciałem być, nie oglądam się na flesze... Ale ta sytuacja być może mi pomoże... To znaczy mojej mamie... Ona trafiła wczoraj do szpitala z niewydolnością krążenia, jest bardzo chora... I pewnie się ucieszy... Mieszka w Warszawie, a ja miałem 19 lat jak opuściłem dom i wyjechałem na studia. Od tamtej pory rzadko bywam u rodziców. Jako lekarz wojskowy dostałem nakaz pracy w Żarach, potem trafiłem do Zielonej Góry... Do rodziców wpadam rzadko, bywa, że nie widzimy się rok...Więc może ten plebiscyt, ta wygrana, jakoś im wynagrodzi, że mnie przy nich nie ma...

    - Uznanie w oczach pacjentów jest dla pana ważne?
    - Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jest ważne. Cieszę się bardzo i bardzo wszystkim za te głosy dziękuję, choć wolałbym cieszyć się w skrytości ducha.

    - Dziękuję

    Rozmowa z Bartoszem Kudlińskim, specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii z Zielonej Góry, który wygrał w kategorii najlepszego specjalisty


    Bartosz Kudliński ma lat 36, od 1,5 roku jest zastępcą ordynatora Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze. Wcześniej pracował m.in. w Niemczech i Nowej Soli. Żona Beata jest kardiologiem, synowie: Michał (12 lat) i Maciuś (6). Najchętniej odpoczywa z dziećmi.

    - Dlaczego jest pan w szoku?
    - Bo jestem z zupełnie innej bajki... Nie miałem pojęcia o plebiscycie, nigdy tym się nie interesowałem. Nie czytam gazet - poza medycznymi - bo po prostu nie mam na to czasu. Mówi pani, że oddano na mnie ponad 3500 głosów?! Jestem w jeszcze większym szoku. Przecież śmiertelność na oddziale intensywnej terapii jest najwyższa. Miesięcznie trafia do nas 50-60 pacjentów, z tego około 20 umiera, bo nie jesteśmy w stanie im pomóc.

    Dziś też odszedł 9 letni chłopczyk... Kilkadziesiąt godzin walczyliśmy o jego życie, nie udało się... Trudno mi o tym mówić... On wyszedł z łazienki, zdążył tylko powiedzieć, że go boli głowa i stracił przytomność. Miał tętniaka mózgu... Matka i ojciec kochający, wspaniałe rodzeństwo... Oni płakali, a ja łykałem łzy. Często tak jest... Wie pani, śmierć to mój nieodłączny towarzysz...No i te rozmowy z rodziną są trudne. Najtrudniejsze. Bo w takich sytuacjach ludzie reagują różnie. Są w szoku, cierpią, mają pretensje do Boga, świata, do nas...

    - Pan żyje życiem swoich pacjentów?
    - Tak. I życiem ich rodzin również. Z wieloma się zaprzyjaźniłem...

    - Przecież można wyjść z pracy, zamknąć za sobą drzwi i o wszystkim zapomnieć. Choćby dla higieny psychicznej.
    - Wiele lat tak próbowałem, ale nie potrafię... Umierają nam ludzie w różnym wieku, a przypadki osób uratowanych są rzadkie i tym bardziej cieszą. Ostatnio na zakupach w Focus Parku spotkałem mężczyznę, którego wyciągnęliśmy z tamtej strony, wyrwaliśmy śmierci... I wie pani jak się ucieszyłem widząc, że chodzi, że się uśmiecha...On oczywiście niczego nie pamiętał, bo pacjenci nas nie pamiętają, ale ich rodziny - tak.

    - Być może dzięki nim dostał pan tyle głosów... Najwięcej.
    - To naprawdę szok. Ale ja jestem tylko jednym z wielu. Tak naprawdę nie chodzi o mnie, ale o cały oddział, a pracuje nas tu około 50 osób: lekarze, pielęgniarki... Doktor Kościelniak jest wspaniałym ordynatorem... Marzy nam się, żeby w przyszłości stworzyć najlepszą intensywną terapię w tej części kraju. I myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Wspólnie z dyrekcją udało nam się ostatnio załatwić nowy sprzęt, z miesiąca na miesiąc to wszystko doskonalimy, będzie remont...

    - Pan kocha swój zawód?
    - Bardzo. Niedawno w przedszkolu pani spytała mojego synka Maciusia, czy chce dorosnąć. A on, że nie, bo jak dorośnie to będzie musiał być lekarzem. No i tak jak tata będzie ciągle półprzytomny ze zmęczenia. To prawda, jesteśmy wszyscy zmęczeni, ale każdy z nas kocha to, co robi.

    - Dziękuję.
  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska