Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pluskwa była za szafą bractwa z Polkowic?

Dorota Nyk 076 835 81 11
Wiktor Stanisław Hajer twierdzi, że to jest urządzenie, za pomocą którego harcerze podsłuchiwali członków bractwa
Wiktor Stanisław Hajer twierdzi, że to jest urządzenie, za pomocą którego harcerze podsłuchiwali członków bractwa fot. Dorota Nyk
Bractwo Kurkowe i Klub Krótkofalowców Cuprum walczą z sąsiadami - harcerzami z hufca ZHP. Niektórzy wtajemniczeni twierdzą, że konflikt trwa od dwudziestu lat.

- Ooo, to jest historia, temat rzeka - uważa druhna Halina Żelazna, komendantka Hufca ZHP w Polkowicach. - Trzeba się cofnąć pamięcią o jakieś dwadzieścia lat. Wtedy w Polkowicach był harcerski Start, nasza impreza, powstało miasteczko zlotowe. Nadawał w eter klub łączności z Głogowa. A pan Hajer, szef Bractwa Kurkowego, przyszedł sobie jak gdyby nigdy nic i też nadawał, chociaż nie powinien. Ktoś dał znać PAR-owi i temu panu cofnięto licencję nadawczą. Właśnie wtedy zdenerwował się na harcerzy i od tamtego czasu wszystko co z nami związane, jest złe.

Widzieli gołe tyłki?

Przy ul. Brackiej 1 jest budynek po dawnym dworcu PKP. Mają tu siedzibę harcerze, wejście jest od frontu. Od tyłu, trochę z boku, wchodzi się do siedziby sąsiadów - Bractwa Kurkowego i Klubu Krótkofalowców Cuprum. Do jednego i drugiego stowarzyszenia częściowo należą ci sami ludzie. Nadawców jest 35, a członków bractwa 40.

Na tyłach budynku podwórko bractwa od podwórka ZHP oddzielone jest wysoką, drucianą siatką. Nikt jej nie przeskoczy, a gdyby nawet próbował, to źle by skończył.
- Chcieliśmy się oddzielić od sąsiadów, bo w weekendy odgrywają się u nich prawdziwe orgie, cuda się dzieją - opowiada pierwszy starszy Bractwa Kurkowego Wiktor Stanisław Hajer. - Nauczyciele z pobliskiej podstawówki robią tu pijackie burdy. Gołe tyłki im pofotografowaliśmy. Młodzież też tu rządzi. Ostatnio jak się pospijali, to leżeli pokotem na łące za budynkiem. Mamy zdjęcia, pełno pustych puszek i butelek. Nie jestem wrogiem harcerstwa, ale od kiedy na terenie obiektów ZHP się pije?

Hajer twierdzi, że harcerze pocięli mu na złość anteny. Zgłaszał to na policję, wyliczył siedem tysięcy złotych strat. Ale policja sprawców nie ustaliła.

- Poza tym paszkwile na nas pisali, żeby nas stąd wykurzyć. A to my byliśmy tu pierwsi i wyremontowaliśmy cały ten budynek - twierdzi. Potem pokazuje małe urządzenie z antenką. To jest podobno pluskwa na baterie. - Za szafą był taki nadajnik. Nagrywali wszystkie nasze rozmowy.

- Raz zrobiliśmy imprezę z kolegami, to wezwali na nas policję - opowiada. - Byłem trochę wcięty i policjanci zawieźli mnie na izbę wytrzeźwien w Lubinie. Chcieli potem nam zlikwidować bractwo. Zarzucili, że po pijanemu zrobiliśmy strzelaninę. A broni u nas żadnej wtedy nie było.

Policja tu bywa

Winowajcą według niego jest m.in. starosta Marek Tramś, szef Rady Przyjaciół Harcerzy. To on do sąsiedniego pomieszczenia wprowadził to całe harcerskie towarzystwo.

- Bractwa w ogóle nie ma. Istniało, ale zostało rozwiązane. Jeżeli ktoś twierdzi, że działa w imieniu bractwa, to mija się z prawdą - mówi M. Tramś, kiedy pytamy go o tę sprawę. Według niego problem polega na tym, że Hajer ma osobiste urazy. I to nie do jednej, a do wielu osób.

- Nigdy tam na żadnej bibce nie byłem, a komendantka naszego hufca jest bardzo poważną i solidną osobą - twierdzi. - Jeśli rzeczywiście ktoś się tam źle zachowuje, to dziwię się, dlaczego spółdzielnia mieszkaniowa - do której należy budynek - i policja nie reagują.

Szefowa hufca przyznała nam w rozmowie, że harcerze użyczają często lokalu różnym instytucjom i stowarzyszeniom. - Szkoła chciała u nas zrobić dzień nauczyciela, to zrobiła. Spółdzielnia mieszkaniowa organizowała dzień budowlańca. Seniorzy robili ognisko. Klub sportowy robił zakończenie roku. A w poniedziałek było święto pieczonego ziemniaka dla dzieci - wylicza. - To jest bezpieczny teren, na uboczu, nikomu nie przeszkadza, że coś się tutaj dzieje. Poza tym robimy dwudniowe zbiórki dla naszej młodzieży, z noclegiem. Organizujemy zabawy, gry terenowe. Bo gdzie się dzieci mają bawić i być głośno jak nie w harcówce? Ręczę, że nie zdarzyło się, żeby moi harcerze pili piwo. Nie zdarzyło się też, żeby nie przyjechała do nas policja. Za każdym razem ten pan ją wzywa.

Straż miejska o burdach na Brackiej pierwsze słyszy. - Nie mam zgłoszeń z tamtego regionu - mówi komendant Mirosław Sienkiewicz. - Do dzielnicowego nie wpłynęły żadne niepokojące informacje o negatywnych zachowaniach w harcówce i jej okolicy - mówi oficer prasowy policji Daria Solińska. Przyznaje jednak: Wpłynęło do nas pismo od tego pana w sprawie zniszczonej anteny. Prowadzimy postępowanie wyjaśniające.

- Hajera znamy bardzo długo. Schodzimy mu z drogi zawsze i wszędzie - twierdzi druhna H. Żelazna. - Też kiedyś byłam krótkofalowcem, mam sprzęt w domu, ale przez niego przestałam nadawać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska