Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po 20 latach przyznał się do zabicia kolegi

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Policjanci wyprowadzają Bogdana z sądu w Drawsku Pomorskim. Ze względów higienicznych w gumowych rękawiczkach na dłoniach. Bezdomny został aresztowany na trzy miesiące. Trwają poszukiwania szczątków ciała ofiary.
Policjanci wyprowadzają Bogdana z sądu w Drawsku Pomorskim. Ze względów higienicznych w gumowych rękawiczkach na dłoniach. Bezdomny został aresztowany na trzy miesiące. Trwają poszukiwania szczątków ciała ofiary. fot. Cezary Sołowij/Głos Koszaliński
Bezdomny Bogdan B., brudny i zarośnięty, zjawił się w prokuraturze w zeszły piątek. Spokojnie, ze szczegółami opowiedział prokuratorom, jak zabił swojego kolegę. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, choć od tego czasu minęło 21 lat.

Przebywał w Słubicach od lat. Za złotówkę chętnie popilnował samochodu na parkingu przed sklepem albo odprowadził wózek na zakupy. W zeszły piątek stawił się w prokuraturze. - Mówił bardzo spokojnie, ze szczegółami - tak opisuje go prokurator rejonowy ze Słubic Mariusz Nowak, który był podczas przesłuchania bezdomnego. - Już w trakcie rozmowy z nim potwierdziliśmy u policjantów z Drawska Pomorskiego, że osoba, o której mówi, była poszukiwana.

Bogdan zjawił się w prokuraturze w zeszły piątek. Brudny i zarośnięty. Trwał właśnie dyżur w ramach tygodnia pomocy ofiarom przestępstwa. W te dni zazwyczaj przychodzą ludzie, którzy szukają wsparcia i porady. 55-latek przyszedł, bo nie mógł już dłużej ukrywać, że zabił swego kolegę. Mimo że od tego czasu minęło ponad 21 lat, wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju.

35-letni wówczas Bogdan B. mieszkał w Czaplinku. Ludzie pamiętają go tam do dziś. Zawsze był "niebieskim ptakiem", lubił poszaleć. Od początku był też na bakier z prawem, ale to nie było nic wielkiego, ot, drobny przestępca. 56-letniego Z.B. poznał w więzieniu. Starszy mężczyzna pierwszy wyszedł na wolność. Kiedy odsiadkę skończył Bogdan, postanowił podłączyć się pod biznes kompana. W centrum miasta (nie ma już tego budynku, został wyburzony, a na jego miejscu powstał hotel) mieli warsztat. Zajmowali się naprawą i handlem motocyklami. To właśnie rozliczenie między nimi prawdopodobnie było powodem morderstwa. Bogdan twierdzi, że wspólnik był mu winny pieniądze, których nie chciał oddać. 27 stycznia 1990 r. wywabił go na rozmowę do pobliskiego zagajnika, 150 m od miejsca, gdzie mieszkali (w pobliżu przepływa rzeczka). Zabójca był przygotowany. Ukrytą wcześniej łopatą ogłuszył znajomego, a później udusił. Wstał i rozglądnął się jeszcze, czy nikt ich nie widział, po czym zakopał ciało. Nie miał z tym problemów, bo styczeń 21 lat temu był wyjątkowo ciepły. Temperatury dochodziły nawet do kilkunastu stopni powyżej zera.

Zaginięcie Z.B. zgłosiła rodzina. Był poszukiwany przez policjantów. W tej sprawie Bogdan był nawet przesłuchiwany, ale wtedy nie przyznał się do niczego i celowo wprowadził w błąd funkcjonariuszy: zeznał, że znajomy planował wyjechać za granicę za pracą.

21 lat później nie wytrzymał. O wszystkim ze szczegółami opowiedział prokuratorom. - Przez te wszystkie lata musiał walczyć z samym sobą. Z jednej strony był normalnym człowiekiem, z drugiej ukrywał przed wszystkimi, to co zrobił w przeszłości. Prawdopodobnie musiał zbudować nowy, fałszywy obraz własnej osoby, obraz prezentowany światu. Przez cały ten czas żył w świadomości, że nie jest tą osobą, za którą się podaje. Alkohol pomagał mu na krótką chwilę zapomnieć - komentuje psycholog z Gorzowa Edyta Mikuła, której opowiedzieliśmy historię zabójcy.

Bogdan B. przynajmniej od kilku lat przebywał w Słubicach. Bezdomny żul kręcił się po parkingach przed sklepami, próbował "dorabiać". A to zobowiązał się popilnować samochodu, innym razem odprowadził wózek na zakupy, z którego odzyskał złotówkę. Musiał korzystać z pomocy miejscowych instytucji, znany był też policjantom. - Wielokrotnie wobec pana B. podejmowane były interwencje związane z popełnianymi przez niego wykroczeniami oraz zachowaniem niezgodnym z normami społecznymi - informuje Magdalena Tubaj, rzeczniczka słubickich policjantów.

Zajmowała się też nim prokuratura i sąd. - W 2006 roku został skazany za kradzież aparatu fotograficznego - mówi prokurator Nowak. Bogdan zabrał go z torby zostawionej na motorze pod sklepem. Cztery lata później recydywa i wyrok - tym razem za jazdę rowerem po pijaku.

Mimo przesłuchań, pobytów w komisariacie, rozmów z policjantami, Bogdan nie puścił pary z ust. Zrobił to dopiero w zeszły piątek. Dobrowolnie. Za 10 lat sprawa uległaby przedawnieniu. - Przez ponad 20 lat utrzymywał w tajemnicy zbrodnię. Na każdym kroku musiał kontrolować to, co mówi, by się nie zdradzić. Wieloletni stres i kontrola mogły doprowadzić do momentu, kiedy pękł - dodaje psycholog E. Mikuła. - Istnieje również prawdopodobieństwo, że przyznanie się do winy było czystą, zimną kalkulacją. Dach nad głową, bezpieczeństwo i ciepłe posiłki. Przypuszczenie to może wydawać się niewiarygodne, niemniej jednak instynkt samozachowawczy ma wielką moc.

Bogdan B. został tymczasowo aresztowany przez sąd w Drawsku Pomorskim. Tamtejsza prokuratura przejęła też sprawę. Policjanci próbowali odnaleźć szczątki zamordowanego. Przeszukali zagajnik za pomocą georadara, ale nic to nie dało, bo ziemia jest zbyt zmrożona. Trzeba poczekać, być może nawet kilka tygodni. - Historia kryminalistyki prawdopodobnie zna podobne przypadki, ale ja takiego sobie nie przypominam - mówi Ryszard Gąsiorowski, prokurator z Koszalina.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska