Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po artykułach ,,Gazety Lubuskiej" sprawdzą, czy doktor T. może leczyć. My dotarliśmy do ofiary wypadku spowodowanego przez lekarza

Alicja Bogiel
Sprawa anestezjologa, który pod wypływem alkoholu spowodował w październiku wypadek, trafi po raz kolejny do izby lekarskiej. Medyczna korporacja sprawdzi podejrzenia o niepoczytalność Tomasza T.

Kiedy okazało się, że Tomasz T. może uniknąć sprawy sądowej za spowodowanie wypadku, bo był niepoczytalny, Czytelnicy zasypali nas gradem pytań. - Jakim cudem lekarz, który przed wypadkiem pracował i pracuje teraz, może być niepoczytalny akurat w chwili pijanego rajdu? - zastanawia się Janusz z Zielonej Góry.

Internauci pytają, co na to izba lekarska. Czy nie powinna zakazać lekarzowi wykonywania zawodu. Tym bardziej anestezjologowi, których codziennie decyduje o życiu pacjentów. "To przecież nie jest dermatolog, nie obrażając pracy dermatologów..." - pisze internautka Joanna.
Jeszcze w piątek poprosiliśmy pisemnie przedstawicieli izby lekarskiej o stanowisko w tej sprawie. Dostaliśmy informację, że przewodnicząca Anna Mackiewicz jest na urlopie, a sprawa zostanie przekazana rzecznikowi odpowiedzialności zawodowej Janowi Wasylkowskiemu.

Rzecznik zajął się naszymi pytaniami dopiero we wtorek. "Pytania Gazety nie były skierowane do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, a do Okręgowej Izby Lekarskiej" - wyjaśnił nam. Wysłaliśmy więc do niego oddzielne pismo w tej sprawie.

Odpowiedź otrzymaliśmy wczoraj. Nie ma tam jednak danych o sprawie doktora Tomasza T. "Rzecznik nie udziela informacji na temat prowadzonych postępowań. Media nie są stroną w sprawach prowadzonych przez rzecznika"- napisał J. Wasylkowski.

Rzecznik podkreślił też, że zwykle zajmuje się sprawami związanymi z pracą lekarzy. Inne naganne sytuacje (np. jazda pod wypływem alkoholu) mogą trafić do niego tylko z komisji etyki rady lekarskiej. Na nasze pytania dotyczące ewentualnej niepoczytalności doktora T. rzecznik odpowiedział, że "nie kwestionuje opinii biegłych", a pogląd o "rzekomej bezkarności lekarza jest przedwczesny".
Jak tłumaczył nam wczoraj J. Wasylkowski, tylko taką odpowiedź mógł nam dać. Z uwagi na procedury i uwarunkowania prawne. Jedynie przewodnicząca izby może powiedzieć więcej. I powiedziała... - Izba prowadzi postępowanie związane z doktorem T. Na razie dotyczy ono wypadku - mówi A. Mackiewicz. - Czekamy na ustalenia prokuratury i sądu.

Po naszej publikacji izba zajmie się również sprawą ewentualnej niepoczytalności doktora T. - Na początek przedstawię sprawę prezydium. Już w czwartek. Potem pewnie trafi ona do pełnomocnika do spraw zdrowia lekarzy - zapowiada szefowa izby. - Jeśli uzna on, że lekarz nie może pełnić swoich obowiązków, taki wniosek przedstawi kolegium izby.

A. Mackiewicz nie przypomina sobie sytuacji, by biegli stwierdzili niepoczytalność lekarza z powodu np. problemów psychicznych czy psychiatrycznych. Ale miała już sprawy nadmiernie pijących medyków. - Było ich niewiele, może jedna rocznie - mówi. - Czasami lekarze trafiali na leczenie stacjonarne. Ale byli na zwolnieniu, nie zawieszano ich praw do wykonywania zawodu.

Oświadczenie rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy

Oto oświadczenie, które otrzymalismy od okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej Jana Wasylkowskiego:

Odnosząc się do zamieszczonej w poniedziałkowym (10.05.10) wydaniu informacji na temat udzielenia odpowiedzi na pytania Gazety informuję, że piątkowe (07.05.10, godz. 13.00) pytania Gazety nie były skierowane do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, a do Okręgowej Izby Lekarskiej, w imieniu której wypowiada się nie Rzecznik, a Przewodniczący Okręgowej Rady Lekarskiej oraz Okręgowa Rada Lekarska. W soboty i niedziele biura w Izbie Lekarskiej są zamknięte.
Pytania skierowane do Rzecznika otrzymałem z Gazety we wtorek (11.05.10) rano.
Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej wszczyna postępowanie w sprawach związanych z wykonywaniem czynności zawodowych. Podstawą do takiego postępowania jest uzyskanie informacji o podejrzeniu przewinienia zawodowego lub nieetycznego zachowania lekarza w trakcie pełnienia czynności zawodowych (art. 53 i 54 ustawy z dnia 2 grudnia 2009r. o izbach lekarskich (Dz. U. Nr 219, poz. 1708). Jeżeli równocześnie toczy się postępowanie w Prokuraturze, to zgodnie z art. 54 ust. 2 ustawy z dnia 2 grudnia 2009r.o izbach lekarskich (Dz. U. Nr 219, poz. 1708) zawiesza się takie postępowanie, do czasu uprawomocnienia się decyzji Prokuratury lub wyroku Sądu. Następnie w oparciu o zebrany materiał dowodowy sprawę kieruje do Sądu Lekarskiego, którego wyroki często są dla obwinionego lekarza bardziej dolegliwe niż wyroki sądów cywilnych, ponieważ wiążą się z ograniczeniami wykonywania zawodu.
W przedmiotowej sprawie tragiczne zdarzenie z 10.10.2009 nie było związane z wykonywaniem czynności zawodowych.
Sprawcą zajęła się Policja, Prokuratura oraz Sąd.
W przypadku nieetycznego postępowania lekarza, także niezwiązanego z czynnościami zawodowymi , sprawą zajmuje się Komisja Etyki Okręgowej Rady Lekarskiej, która po analizie wszystkich okoliczności może skierować wniosek do Rzecznika o przeprowadzenie postępowania, a ten z kolei może wystąpić do Sądu Lekarskiego o ukaranie.
W przedmiotowej sprawie podstawą do wszczęcia postępowania przez Rzecznika może być ewentualny związek uprzednio nieznanej Rzecznikowi przyczyny tego zdarzenia, z wcześniej lub później wykonywanymi czynnościami zawodowymi, co było i będzie nadal przedmiotem badania przez biegłych powołanych przez Prokuraturę.
W opisanej sytuacji podstawą do wnioskowania o ograniczenie wykonywania zawodu tak przed sądem cywilnym, jak i sądem lekarskim może być wyłącznie uprawomocnione postanowienie Prokuratury wraz z uzasadnieniem lub prawomocny wyrok Sądu wraz z uzasadnieniem i opinią biegłych.
Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej z istoty swojej funkcji nie kwestionuje opinii biegłych.
Pogląd o rzekomej bezkarności lekarza jest przedwczesny, ponieważ nie zostały zakończone wszystkie czynności procesowe, w których biorą udział poszkodowani oraz sprawca.
Nie ma też prawomocnego orzeczenia w tej sprawie.
Odnosząc się do problemu z pobraniem krwi od sprawcy wypadku, i, jak zostałem poinformowany przez Gazetę, przedstawieniu zarzutów utrudniania śledztwa jednemu z lekarzy, informuję, że Prokurator w każdym przypadku podejrzenia przewinienia zawodowego zawiadamia Rzecznika, który wszczyna postępowanie. Przedstawienie zarzutów nie wskazuje na przewinienie zawodowe.
Rzecznik nie udziela informacji na temat prowadzonych postępowań, tak do czasu ich prawomocnego rozstrzygnięcia, jak i po ich zakończeniu. Wszystkie strony postępowania mają prawo wglądu do prowadzonej dokumentacji, także za pośrednictwem pełnomocników.
Media nie są stroną w sprawach prowadzonych przez Rzecznika. Na udzielenie informacji może zezwolić Sąd Lekarski, mając na względzie ważny interes społeczny.
O problemach zdrowotnych lekarzy mogących mieć wpływ na wykonywanie przez nich czynności zawodowych może Izbę Lekarską zawiadomić każdy, kto posiada wiarygodne informacje na ten temat.

Po tym wypadku leżałem przez cztery miesiące

(fot. fot. Mariusz Kapała)

- Czy ma pójść do więzienia? Nie wiem. Ale chcę, by sprawca wypadku poniósł karę - mówi Jarosław Górecki, poszkodowany w wypadku spowodowanym przez pijanego lekarza Tomasza T.

- Pamięta pan tamten wypadek?
- Pamiętam, tu ma pani wszystko opisane w piśmie prokuratury.

- Proszę powiedzieć swoimi słowami, jak to było. Dokąd pan jechał?
- Razem z pracownikiem jechaliśmy z Lubska do Zielonej Góry na zakupy. Po kosiarki czy piłę spalinową, w każdym razie po narzędzia. Do wypadku doszło na łuku drogi tuż za wjazdem do Wilkanowa. Jadę i nagle patrzę, że przede mną jest inne auto.

- Czym pan jechał?
- Jechaliśmy peugeotem partner. Samochód, który w nas uderzył, to subaru forster, takie duże auto osobowe.

- Był pan świadomy w czasie wypadku i po nim?
- Nie straciłem świadomości. Wszystko pamiętam. Byłem jednak trochę oszołomiony.

- Widział pan tego drugiego kierowcę? Jak się zachowywał?
- Byłem uwięziony w samochodzie. Nie widziałem sprawcy wypadku. Tym bardziej że on próbował uciekać. Dopiero potem dowiedziałem się, że był bardzo pijany, agresywny i że wyzywał policjantów.

- Pan trafił do szpitala.
- W pewnym sensie mieliśmy szczęście w nieszczęściu. Na miejscu była policja i w okolicy - pogotowie. Karetka jechała pusta. Zatrzymała się.

- Jakie odniósł pan obrażenia?
- Miałem złamaną miednicę, lewą kość udową i ręki, byłem bardzo potłuczony. Ale tego dowiedziałem się potem. Nogę złożono mi płytką, na śruby, miednica sama się zrasta.

- A pana pracownik?
- Miał wstrząśnienie mózgu, ranę na czole i liczne potłuczenia. Ale teraz nie można się z nim kontaktować, by sam opowiedział o swoich obrażeniach. Powiedzmy, że jest niedostępny.

- Długo był pan hospitalizowany?
- Leżałem w szpitalu do 21 października. Na początku trafiłem na oddział ratunkowy, potem na ortopedię. I od razu na wyciąg. 20 października przyszedł do mnie lekarz i powiedział, że medycyna już zrobiła, co mogła, a teraz czas na mnie. Karetką zawieziono mnie do domu, przeniesiono w prześcieradle do domu i pozostawiono. Tak samemu sobie.

- W jakim był pan wtedy stanie?
- Leżałem. Jeszcze przez kolejne cztery miesiące. Musiałem używać różnych maści przeciwodleżynowych. Potem przez miesiąc był wózek, a półtora miesiąca temu zacząłem chodzić o kulach.

- Rodzina się panem zajmowała?
- Rodzinę mam w Zielonej Górze, trochę daleko. Zajęła się mną osoba, która pomagała mi również prowadzić firmę. Zabrała mnie do domu na wieś i pomagała mi na co dzień.

- Korzystał pan z rehabilitacji?
- Byłem na oddziale rehabilitacyjnym w Zielonej Górze. Miałem ćwiczenia usprawniające, ale to tylko dwa razy po kilkadziesiąt minut w ciągu dnia, a leżeć musiałem. Teraz też zapisałem się na rehabilitację w Lubsku. Będę na zabiegi czekać. Nie wiem ile.

- Jak pan się teraz czuje?
- Chodzę o kulach. Coraz lepiej. Na początku wyglądało to strasznie, taki byłem poskręcany. Rękę mam nadal niesprawną. Ale proszę spojrzeć, już zginam palce. Po ćwiczeniach. Wcześniej mogłem je zgiąć tylko trochę.

- Sprawca wypadku to lekarz. Nie proponował panu pomocy medycznej?
- Nie, żadnej pomocy mi nie proponował. Sam sobie wszystko załatwiam.

- Ale przeprosił pana?
- Był u mnie dwa razy. Od razu po wypadku. Pytał, czy mu wybaczę. Przyniósł kwiaty, komuś je chyba oddałem. A potem już go nie widziałem. Ani razu.

- Prowadził pan firmę przed wypadkiem. Co to za działalność?
- Prowadziłem i nadal prowadzę firmę, która zajmuje się sprzątaniem i utrzymaniem terenów zielonych. Przez te miesiące bardzo pomogła mi ta osoba, która też się mną opiekowała.

- Zatrudnił pan kogoś specjalnie?
- Tak. Dzięki temu prace były wykonywane. Najtrudniej było zimą, bo to jeszcze odśnieżanie było, ale daliśmy radę.

- Mówił pan, że nadal prowadzi firmę. Jak?
- Teraz prowadzę sprawy papierkowe. Kiedyś pracowałem też na dworze. Uwielbiam zamiatać. Zawsze to robiłem razem z pracownikami. Pokazywałem im też inne prace. Wie pani, w takich firmach różni ludzie się trafiają. Porządni, ale i tacy, którzy wolą piwko. Dobry wzór szefa na pewno pomaga. Teraz fizycznie nie mogę pracować, ale już dzisiaj udało mi się podwieźć robotnikom narzędzia.

- Ma pan nowy samochód? I jeździ nim? Odważny człowiek...
- Kupiłem na razie takie tymczasowe auto. W planach mam inne, jak będę w lepszym stanie zdrowia. Dostałem odszkodowanie od Warty za stare auto, 9.300 złotych. I 40 tysięcy za wypadek. Ale 12 tysięcy z tych pieniędzy to było wynagrodzenie dla firmy Auxilla, która prowadzi moją sprawę. Ja nie mam jak tego robić samodzielnie.

- Zapowiada pan, że odwoła się od postanowienia prokuratury o umorzeniu postępowania przeciwko doktorowi T. Dlaczego?
- Najpierw je przeczytałem. Że prokuratura oddaje mu kaucję i że we wszystkich zarzutach umarza postępowanie. Tu umarza, tam umarza... Tak nie może być. Przecież on jest winny, musi być i kara.

- Chce pan, by poszedł do więzienia?
- Nie. To mi jest obojętne. Chcę tylko, by poniósł karę za to, co zrobił.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska