Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co Polska Obamie?

Grażyna Zwolińska 609 111 662 [email protected]
Od czasów Richarda Nixona wszyscy prezydenci USA odwiedzali Polskę. Wyjątkiem był Ronald Reagan. Ich przyjazdom towarzyszyły nasze ogromne nadzieje. Obecna wizyta Barracka Obamy jest pod tym względem inna. Aż 36 procent Polaków ona nie obchodzi.

A czy Polska obchodzi Obamę? No cóż, o tyle, o ile. Podobnie zresztą jak cała Europa Środkowo-Wschodnia. Nie nad Wisłą, Wełtawą czy Dunajem leżą amerykańskie priorytety. Wprawdzie co jakiś czas USA głaszcze jeszcze nasze ucho mówieniem o Polsce jako swoim zaufanym sojuszniku, ale nawet tak łase na pochlebstwa ucho podchodzi do tych pieszczot z coraz większym dystansem.

Rotacyjne kalkulacje humanisty

Obama, początkowo nazywany przez polityków z przeciwnego obozu mięczakiem lub naiwnym ofermowatym humanistą, coraz bardziej znany jest ze swego pragmatyzmu. Nie ulega emocjom. Decyzje podejmuje po chłodnej kalkulacji zysków i strat. Angażuje się w przedsięwzięcia, których finał może przynieść mu różnego rodzaju polityczne korzyści. Niedawna akcja zabicia Osamy bin Ladena też o tym świadczy. Ale i reforma służby zdrowia, dzięki której prawie 40 mln Amerykanów pozbawionych dotąd dostępu do publicznej opieki zdrowotnej, uzyska go.

W Polsce Obama jest po raz pierwszy. Choć w Niemczech był już kilka razy, nigdy nie poczuł potrzeby zajrzenia do "zaufanego sojusznika" za miedzą. W Rosji też był. Nie dało się nie zauważyć, że w przeciwieństwie do swoich poprzedników, nie dostrzegł w polityce Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa zagrożenia dla interesów i bezpieczeństwa takich krajów, jak Polska i Czechy. Nie uważa, że Kreml dąży do ograniczenia suwerenności swych dawnych "podopiecznych".
Obama stara się Rosji nie drażnić, a raczej się z nią dogadywać. To dlatego też z taką rezerwą dopieszcza nasz kraj amerykańskimi wojskowymi instalacjami. Jeśli już, to stara się, żeby miały rotacyjny charakter. Nie rozumie chyba, dlaczego z tego powodu trwamy w nieutulonym żalu.

Kraj całkowicie bezużyteczny

Nasza ojczyzna jest dla Obamy jednym z wielu państw świata. Przeczytać można opinie (skrajne?), że w punktu widzenia USA to kraj całkowicie bezużyteczny, a w strategii Obamy po prostu nie istnieje. Jak Stany wycofają wojska z Afganistanu i "polscy chłopcy" też wrócą do domu, staniemy się dla Amerykanów jeszcze mniej widoczni. Jeśli już, to będziemy się kojarzyć z krajem, którego przywódcy ciągle marudzą o wizach.
Nie uniknie Obama tego tematu podczas obecnej wizyty w Warszawie. Obiecał przecież polskiemu prezydentowi ich zniesienie do końca swojej kadencji. - Polska opinia publiczna kompletnie nie rozumie, dlaczego całe otoczenie Polski może korzystać z ruchu bezwizowego, a Polska nie - mówił Bronisław Komorowski w ub. roku podczas spotkania z Obamą w Białym Domu.

Oczekuje się więc, że podczas piątkowo-sobotniej wizyty w Warszawie Obama odniesie się i do tej sprawy. Choćby w ten sposób, że zadeklaruje poparcie dla projektu ustawy w sprawie przyłączenia Polski do ruchu bezwizowego, który forsują w amerykańskim Kongresie senatorowie Mark Kirk i Barbara Mikulski. - Ale nie będziemy się prosić. Temat stawiamy, lecz nie w taki sposób, który by nas stawiał w roli petenta - zauważył w telewizyjnym wywiadzie minister Radosław Sikorski. No cóż...

Przechwytywanie w przyszłości

W Warszawie Obama miał w planie w piątek wieczorem spotkanie z uczestnikami szczytu państw Europy Środkowo-Wschodniej. Mieli rozmawiać o możliwości wykorzystania m.in. w krajach Afryki Płn. doświadczeń państw naszego regionu w ich drodze do demokracji. Już we wtorek było wiadomo, że szczyt zbojkotują przedstawiciele Serbii, Rumunii i Słowacji w proteście przeciw zaproszeniu pani prezydent nieuznawanego przez nich Kosowa. Na ile zmartwi to Obamę?

Na sobotę planowana jest bilateralna część wizyty amerykańskiego prezydenta. Obama spotka się osobno z prezydentem Komorowskim i premierem Donaldem Tuskiem. Porozmawiają m.in. o gazie łupkowym i stworzeniu oddziału lotniczego, który w przyszłości będzie stacjonował w Polsce, a także o rakietach przechwytujących SM-3. One też mają być u nas. W przyszłości.
W ocenie Obamy "te wszystkie elementy stanowią o niezachwianym i nierozerwalnym sojuszu między Polską a Stanami Zjednoczonymi".

Temperatura dojrzałej przyjaźni

Parę dni przed wizytą minister Sikorski ocenił, że polskie stosunki z USA osiągnęły "właściwą temperaturę dojrzałej przyjaźni". To taki dyplomatyczny slang. Zapytany, co my możemy dać Ameryce, odpowiedział: - To, że takie kraje, jak Tunezja czy Egipt chcą z nami rozmawiać i na nas się wzorować, jeśli chodzi o transformację, to jest atut.
Swoistym bąkiem puszczonym w salonie byłoby przypominanie, co napisała jakiś czas temu w "Washington Post" jedna z najbardziej cenionych w USA publicystek od spraw międzynarodowych Anne Applebaum, prywatnie żona ministra Sikorskiego. Stwierdziła, że Obama idzie śladami George'a Busha w ignorowaniu Europy Środkowej. " I Obama, i Bush potrzebują Europy tylko do robienia sobie zdjęć" - napisała. Dodając, że Europa Środkowa nie jest godna jakiejkolwiek dyplomacji.
I to by było na tyle, jak mawiał nieodżałowanej pamięci profesor mniemanologii stosowanej z pewnego kabaretu.

KTO NAS ODWIEDZA

Ma 187 cm wzrostu. Wśród amerykańskich prezydentów nie jest wyjątkiem. Bill Clinton ma 188 cm. Abraham Lincoln miał aż 193. Patrzy z góry na Dmitrija Miedwiediewa (163 cm), Władimira Putina (168), Nicolasa Sarkozy'ego (167), Silvio Berlusconiego (168), Lecha Wałęsę (169), Aleksandra Kwaśniewskiego (170), a także prezesa Jarosława Kaczyńskiego (167). Tylko Fidel Castro (192 cm) spogląda na Baracka Obamę z góry.
Za żonę Obama wziął sobie piękną, wysoką (i pyskatą - jak plotkują tabloidy) Michelle, z domu Robinson. Wspólnie mają Malię Ann i Nataszę, nazywaną Sashą. Michelle postanowiła właśnie dać mężowi chwilę wytchnienia i powiedziała, żeby sobie sam jechał w piątek do Polski. Woli Paryż.
Ojciec Baracka Obamy też nazywał się Barack Obama i pochodził z kenijskiego plemienia Luo. Matka, Ann Durham, korzenie miała głównie irlandzkie.
Barack senior i Ann pobrali się 2 lutego 1961, a już 4 sierpnia 1961 w Honolulu na Hawajach urodził się Barack junior. W 1964 r. był rozwód. W 1966 r. Ann ponownie wyszła za mąż. Tym razem za Indonezyjczyka. I tak mały Barack znalazł się w Dżakarcie. Tam urodziła się przyrodnia siostra obecnego prezydenta. Ma on też dwie siostry i pięciu braci ze strony ojca.

O wczesnym dzieciństwie Obama napisał: "To, że mój ojciec nie przypominał ludzi wokół mnie, że był czarny jak smoła, a moja matka biała jak mleko, było ledwo co rejestrowane przez mój umysł".
Małego Baracka tak naprawdę wychowali jego biali dziadkowie, bo ojczym odszedł, a matka prowadziła przez lata terenowe badania antropologiczne.
W szkole średniej Barack, zwany wtedy Barrym, czasem popijał alkohol, palił marihuanę, a nawet spróbował kokainy. Wszystko po to, żeby "wypchnąć z umysłu pytania o to, kim jest".
Potem zmądrzał. Uznał, że takie eksperymenty to strata czasu. Wziął się do nauki. Pobierał ją m.in. na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i choć mieszkał w obskurnych pokojach w latynoskim Harlemie, wyniki miał wyśmienite. Kształcił się dalej. Potrafił porzucić dobrze płatną pracę na rzecz płatnej źle, ale ambitniejszej. Powrócił do kenijskiego imienia Barack, bo odnalazł swoją afroamerykańską tożsamość. Na drugie ma Hussein, czego nie może mu darować amerykańska skrajna prawica, nazywając go muzułmaninem. A przy okazji ukrytym komunistą, który na dodatek sfałszował akt urodzenia, by zostać prezydentem.
Od 1996 r. - senator stanu Illinois. W 2005 r. - na liście dziesięciu ludzi, którzy mogą zmienić świat. Od 2008 r. - prezydent USA.
(zka)

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska