Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wypadku w Afganistanie wojsko o nim zapomniało

Mateusz Różański
Radosław Kowalski był żołnierzem. Do 2012 roku służył w 10. Batalionie Zmechanizowanym 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa. Wierzył w to co robił, wierzył w żołnierską przysięgę i mundur. Do czasu. W 2010 roku wyjechał na misję w Afganistanie. Tam doszło do wypadku, po którym poczuł, że został zostawiony sam sobie, a wojsko, jak twierdzi on sam, zapomniało o nim.

- Budowaliśmy, wspólnie z żołnierzami amerykańskimi, lądowisko dla helikopterów. Ciężka, ręczna i wyczerpująca robota. W pewnym momencie, gdy chwyciłem betonowy blok poczułem jak coś strzeliło mi w kręgosłupie. Nie mogłem się ruszać - mówi Radosław Kowalski.

Trafił do tamtejszego punktu ambulatoryjnego, ale podstawowe badania nie wykazały dużych zmian w kręgosłupie. Ból jednak nie ustępował, z czasem legniczanin, jak twierdzi, zaczął tracić też czucie w jednej nodze. Nie mógł służyć.

- Momentalnie stałem się czarną owcą jednostki. Wszyscy sądzili, że symuluję, tymczasem ja nie byłem w stanie ustać na własnych nogach - dodaje Kowalski.

Żołnierz zaczął starać się o powrót do Polski, żeby tutaj przejść proces leczenia i rehabilitacji. - W końcu udało mi się wrócić, ale nie dzięki polskiej armii, czy lekarzom. Wróciłem dzięki pomocy amerykańskiego żołnierza, który pomógł mi zorganizować transport. Na swoich dowódców nie miałem co liczyć - mówi Kowalski. - W Polsce okazało się, że wypadek nie wydarzył się w związku z pełnioną służbą. To absurd - mówi Kowalski.

Co na to przedstawiciele wojska?
- Jednorazowe przeciążenie kręgosłupa nie mogło spowodować wielopoziomowej dyskopatii i zmian zwyrodnieniowo-wytwórczych kręgosłupa, a jedynie nasilenie tych zmian na określonym poziomie. W aktualnym stanie zdrowia pan R. Kowalski jest trwale niezdolny do służby wojskowej oraz częściowo niezdolny do pracy z ogólnego stanu zdrowia. Należy przez to rozumieć, że częściowa niezdolność do pracy nie pozostaje w związku ze służbą wojskową - dlatego też inwalidztwo nie pozostaje w związku ze służbą wojskową - mówi Bartłomiej Misiewicz rzecznik prasowy MON. - W postępowaniu odszkodowawczym następstwo urazu przeciążeniowego kręgosłupa zostało określone jako pozostające w związku ze służba wojskową, bowiem było następstwem wypadku w dniu 29 listopada 2010 r., a za doznany z tego tytułu uszczerbek na zdrowiu Zainteresowany otrzymał stosowne odszkodowanie. Jednocześnie informuję, że Zainteresowany do chwili obecnej nie złożył wniosku o przyznanie statusu weterana. Jego obecny status to rencista wojskowy - dodaje.

Żołnierz twierdzi, że szukał pomocy w swojej jednostce macierzystej, jednak bez większego efektu. W 2012 roku ostatecznie pożegnał się z armią. - Nie otrzymałem żadnego wsparcia, zebrałem już grube segregatory dokumentów, które są dowodem na moją walkę o to, że do wypadku doszło w związku ze służbą - mówi żołnierz.

Ministerstwo zapewnia, że nie zostawiło byłego żołnierza bez pomocy. - W ramach pomocy socjalnej pan R. Kowalski korzystał z pomocy finansowej, otrzymując trzykrotnie zapomogę od dowódcy jednostki w 2011 r. oraz jednorazowo w 2012 r. Natomiast dyrektor Wojskowego Biura Emerytalnego (WBE) we Wrocławiu udzielił zainteresowanemu zapomogi pieniężnej w 2013 r. i 2014 r. oraz ostatnio w grudniu 2015 r. - mówi Bartłomiej Misiewicz.

Żołnierz na początku lutego pojechał do Ministerstwa Obrony Narodowej, gdzie miał spotkać się z Piotrem Wiśniewskim, zastępcą dyrektora departamentu administracyjnego. Do spotkania doszło, ale nie z umówionym przedstawicielem MON, a z prawnikami i kilkoma innymi osobami z ministerstwa. - Nie usłyszeliśmy żadnych konkretów, żadnej oferty pomocy, oprócz opiekuna, który ma nam pomagać, ale takich mieliśmy już kilkunastu i nic nam to nie dawało. Jedyne, co słyszeliśmy z ust pracowników MON to „Prawo jest po naszej stronie”. Byłem wściekły, bo ledwo wiążemy koniec z końcem, pojechałem wraz z żoną i dzieckiem do Warszawy licząc, że uda się coś załatwić, a tu kompletnie nic nie udało się osiągnąć - mówi żołnierz.

Innego zdania są przedstawiciele Ministerstwa Obrony Narodowej.

- 4 lutego br. po spotkaniu w BSiW pan R. Kowalski udał się do DWSZdr, gdzie dokładnie poinstruowano go co należy wykonać, aby uzyskać legitymację osoby poszkodowanej poza granicami państwa. Jednakże do chwili obecnej Zainteresowany nie złożył żadnego wniosku w tej sprawie - mówi Bartłomiej Misiewicz. - Zgodnie z art. 21 ust. 3 ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy zawodowych oraz ich rodzin - żołnierzy zwolnionych z zawodowej służby wojskowej, emerytów i rencistów kierują do wojskowych komisji lekarskich z urzędu albo na ich wniosek wojskowe organy emerytalne. Pan R. Kowalski został powiadomiony, iż celem zmiany kwalifikacji zdrowotnej musi złożyć wniosek w biurze emerytalnym (o tym fakcie został poinformowany dyrektor WBE we Wrocławiu) - dodaje.

Były żołnierz zapewnia, że nadal będzie walczył o swoje dobre imię i o to, żeby wypadek z Afganistanu zakwalifikować jako mający związek ze służbą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Po wypadku w Afganistanie wojsko o nim zapomniało - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska