Przypomnijmy. O sprawie pisaliśmy na łamach "Gazety Lubuskiej" krótko po zdarzeniu, do którego miało dojść w czerwcu tego roku, podczas obchodów Dni Żar. Ok. 1.00 w nocy, tuż po zakończeniu festynów, Marcin Olejniczak razem ze swoim kolegą poszedł na stację benzynową przy ulicy Moniuszki. Chciał tam kupić piwo.
W sklepie przy stacji, natknął się na strażnika miejskiego i policjanta, obaj byli w cywilu. Tego pierwszego, jak mówi, znał wcześniej, bo poprzedniego dnia ten sam strażnik, wypisał jego bratu mandat. - Doszło wtedy między nami do ostrzejszej wymiany zdań, ale to nie była kłótnia - relacjonował Olejniczak. - Kiedy spotkaliśmy się na stacji, ten sam strażnik napadł na mnie i zwyczajnie uderzył. Cios był tak mocny, że upadłem i straciłem przytomność.
Do tej sytuacji miało dojść już poza sklepem. - Pech chciał, że to jedyna stacja w całym mieście, na której nie ma żadnego monitoringu. Nie było więc dowodów na to, co się stało. Nikt tego nie widział - powiedział M. Olejniczak, który po zajściu trafił do szpitala, gdzie spędził osiem dni. Lekarze stwierdzili u niego stłuczenie mózgu i krwiaka w uchu. Po wyjściu ze szpitala mężczyzna jeszcze przez jakiś czas był na zwolnieniu lekarskim. O całej sprawie prokuraturę rejonową w Żarach poinformowała matka mężczyzny.
- Niestety, minęło tyle miesięcy i nikt, nic nie zrobił. Strażnik jak pracował w straży miejskiej, tak pracuje tam nadal. Jest bezkarny. Prokuratura też niewiele w tej sprawie zrobiła, śledztwo zostało umorzone. Przecież tak być nie może! - denerwuje się mężczyzna.
Niestety, nie udało nam się skontaktować ze strażnikiem, którego żaranian posądził o pobicie.
Kazimierz Rubaszewski rzecznik okręgowej prokuratury w Zielonej Górze potwierdza, że prokuratura rejonowa prowadziła śledztwo w sprawie pobicia M. Olejniczaka. - W sierpniu zostało ono umorzone z braku dostatecznych dowodów. Wiemy, że jest już zażalenie w tej sprawie i teraz ma się tym zająć sąd rejonowy. Czekamy na jego postanowienie. Prawdopodobnie w komendzie również przeprowadzono wewnętrzne dochodzenie w tej sprawie - dodaje rzecznik.
Marian Fularski, komendant straży miejskiej w pierwszej rozmowie na ten temat, w czerwcu przyznał, że o niczym nie wie. Żadne informacje o tej sprawie nie dotarły do niego także w minionym półroczu. - Gdyby coś takiego miało miejsce musiałbym o tym wiedzieć. Zresztą, tym powinna zajmować się prokuratura. Ani ja, ani burmistrz o niczym nie wiemy. O całej sprawie przeczytałem w prasie - podkreśla stanowczo komendant.
- Od uderzenia miałem sporo obrażeń. Do dziś na jedno ucho słyszę dużo gorzej niż wcześniej - wyznaje M. Olejniczak, który zapowiedział, że nie odpuści i zrobi wszystko, żeby sprawiedliwości stało się zadość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?