Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"POD FILARAMI": Ulica księgarzy i aptekarzy

Dariusz Chajewski 0 68 324 88 36 dchajewski@gazetalubuska Data publikacji artykułu w "GL" > 5-6 kwietnia 2008
Halina Jakubska: - Dla mnie nasza apteka jest miejscem magicznym
Halina Jakubska: - Dla mnie nasza apteka jest miejscem magicznym fot. Mariusz Kapała
Przynajmniej tutaj pozostała jeszcze odrobina deptakowej tradycji. Wprawdzie sklepu muzycznego już nie ma, ale przetrwała za to apteka i księgarnia. I pamięć minionych czasów...

Katarzyna Kosowicz nawet nie ukrywa swojego przywiązanie do tego miejsca. Nie, nie tylko za sprawa pięknych podcieni kojarzącymi się nieco z krakowskimi Sukiennicami.
- Boże, to już pół wieku - nagle dociera do niej jak długo pracuje w aptece "Pod filarami".

- Dla mnie to miejsce jest po prostu magiczne. Nie wiem dlaczego. Może to ta świadomość, że w tym miejscu apteka była już wiele lat przed wojną... A może dlatego, że zdarzyło się tutaj tyle ważnych dla mnie rzeczy...

Wiedza i wyrozumiałość

Halina Jakubowska, współwłaścicielka apteki też szybko liczy. zaczęła tutaj pracować w 1976 roku. To także już 32 lata.

- Wprawdzie nie jestem rodowitą zielonogórzanką, pochodzę z Rawicza, ale ten budynek, ten narożnik kojarzy mi się z apteką - i dodaje, że farmaceutą została przez przypadek, marzyła o karierze chemika. - To też sprawia, że miejsce to jest wymarzone do działalności tego rodzaju. I to nie tylko dlatego, że do ratusza mamy raptem kilka metrów.

Bo i klienci, czy jak chcą farmaceuci pacjenci, są przyzwyczajeni, że w tym miejscu jest właśnie apteka. Często widują te same twarze. Przychodzą, powspominają, poproszą o radę. Bo i sprzedaż lekarstw to nie to samo, co na przykład chleba. Wybór pieczywa to często sprawa gustu, a leków to wiedzy, wyczucia, szczypty psychologii i mnóstwa wyrozumiałości...

Są leki sezonowe. Zima to przeziębienia, wiosna to alergie... Do tego kosmetyki. Przybywa leków i parafarmaceutyków dostępnych bez recepty. Pacjenci potrzebują przewodnika po tym gąszczu nazw i składników, wskazań i przeciwwskazań. Często zresztą, gdy ktoś źle poczuje się na ulicy właśnie tutaj przybiegają po pomoc.

- Kocham ten zawód i nawet nie jestem w stanie powiedzieć za co - dodaje Jakubowska. - Może właśnie za to miejsce. Bo miałam szczęście, że trafiłam do takiej apteki z duszą.

Miejsce jest idealne? No, może prawie. Przydałaby się jakaś przychodnia w okolice. Zwykle z receptami w dłoni ludzie wędrują jednak do najbliższej.

Nie ma pani Ziuty

- Kilka lat temu, tak z rozpędu, przybiegłem tutaj, aby kupić płytę - opowiada Krzysztof Biernat. - I stanąłem jak wryty. Po księgarni muzycznej nie było już śladu. Tyle razy tedy przechodziłem i nawet nie zauważyłem kiedy zniknęła.

Przechodnie wspominają panią Ziutę, o charakterystycznej aparycji, która przez lata sprzedawała tutaj płyty, kasety, nuty... Teraz w tym miejscu jest biuro obrotu nieruchomościami. Pracująca tutaj Maja Hugiel przyznaje, że jej również to miejsce kojarzy się właśnie z płytami, z muzyką.

- Jednak na naszą działalność punkt jest idealny - dodaje - Parter, duża witryna, która sprawia, że jesteśmy niemal na ulicy. Na dodatek rynek... Wielu klientów przychodzi i twierdzi, że szukają lokalu takiego, identycznego jak ten.

Andrzeja Katę spotkaliśmy, gdy wyprowadzał psa na spacer. Mieszka tutaj od 1968 roku. I jest tym miejscem zachwycony. Ten dom ma duszę. Żeby jeszcze tak strasznie nie hałasowali bywalcy pubów, gdy nocą wychodzą podchmieleni. Anna Ferenc pytana o ten budynek mówi natychmiast o chyba najsłynniejszej lokatorce budynku pani Żeni Pawłowskiej, popularnej gazetowej "Snobkę".

- Pamiętam, gdy jeszcze chodziła na spacery z takim mądrym psem, chyba Kibic się wabił - dodaje pani Anna. - Tacy ludzie tworzą legendę tego budynku. Mieszkali też tutaj znani politycy.

Księgarnia ocalała

Nagle kamień spada nam z serca. Za remontowanym właśnie punktem sprzedaży kebabów nadal jest księgarnia. Ulga wynika stąd, że wiele mówiło się o jej likwidacji.

- Nie wiem, chyba nie zdołam tego zrobić - mówi pracująca w tej księgarni od 1974 roku Maria Droździel, dziś jej właścicielka. - Po prostu nie mam sumienia. Tylu ludzi przychodzi i dodaje mi otuchy...

Pani Maria wie, że zdradziłaby historię tego miejsca. Księgarnia była tutaj jeszcze przed wojną. Zresztą tradycyjnie była to ulica księgarzy. Dziś została ostatnia. I opowiada, że gdy po sąsiedzku zamykano księgarnię zakręciła się jej łza w oku. Została sama.

- Dlaczego zostałam księgarzem? - odpowiada pytaniem na pytanie pani Maria dając natychmiast do zrozumienia, że nie było najmądrzejsze. - Oczywiście z miłości do książek. Jak można inaczej to robić.

Jak mówi nie wierzy w te wszystkie księgarnie wirtualne, internetowe, wysyłkowe... książkę trzeba wziąć do ręki, obejrzeć, poczuć. Bo księgarnia nie jest sklepem podobnie jak książka nie jest sztuką tylko egzemplarzem.

I boi się przyszłości. Nie tylko dlatego, że ludzie przestają czytać. Raczej tego, że książka staje się dodatkiem do marketowych zakupów. I nie może pogodzić się ze straganami z książkami, które rozkładają się pod jej oknem latem. To jakby obraza książkę...

To nasz wspaniały świat

Po charakterystycznej klatce schodowej wbiega młoda dziewczyna Beata Koziołek. Pytana o ten dom mówi natychmiast o wspomnieniach. Tutaj spędziła pierwsze 14 lat swojego życia, tutaj nadal mieszka jej babcia.

- Także dla mnie ten dom jest magiczny - dodaje. - Może dlatego, że to świat fantazji, zabaw. Tak się złożyło, że była tutaj grupa dzieciaków mniej więcej w tym samym wieku. I ta kamienica, rynek to był nasz świat. Wspaniały świat...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska