Artur Gotz zaledwie cztery lata temu ukończył szkołę teatralną w pobliskim Wrocławiu, do którego trafił z Krakowa. Od tego czasu udało mu się wystąpić w kilku filmach, zagrać w paru sztukach teatralnych, dopracował się także własnego recitalu, w którym towarzyszą mu przyjaciele z chorzowskiego Teatru Rozrywki.
Magia sztuki polega w dużej mierze na tym, że obcowanie z nią ogranicza niemal do zera kontakt z rzeczywistością. Człowiek kontemplujący obraz, słuchający muzyki, oglądający film zapomina o Bożym świecie, o codziennych troskach. Jego umysł jest w pełni zaangażowany w podziwianie dzieła. Wprawienie w taki stan to zadanie niezwykle trudne, stąd nie zawsze się udaje. Można zaryzykować tezę, że jest papierkiem lakmusowym odróżniającym sztukę od kiczu.
Arturowi Gotzowi doprowadzanie widzów do stanu totalnego zapamiętania w swym recitalu udaje się doskonale. Przeprowadza on ich niczym sprawny przewodnik od surrealizmu ku grotesce. Czas spędzony w towarzystwie artysty wydaje się być czasem spędzonym w intymnych zakątkach jego marzeń, snów. Gotz doskonale operuje nastrojami, oscyluje pomiędzy pogłębioną, egzystencjalną refleksją a żartem. Co więcej, pełen emocji głos idealnie zgrywa z wyrazistą mimiką. Nie boi się też wychodzić do publiczności, nawiązywać z nią dialogu, prowokować.
Wczoraj w kinie widzowie bez większych kłopotów weszli w niemal intymną relację z artystą, przez co czuli się nie tylko biernym elementem scenicznej układanki, ale czynnym podmiotem dialogu zainicjowanego przez młodego artystę. I to głównie z tego powodu ten recital był taki niezwykły. Choć zestaw utworów, które mogliśmy usłyszeć sam w sobie był dostatecznym powodem, by wczorajszy wieczór uznać za niezmiernie udany.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?