Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróżnik magiczny. Dzień dobry Ameryko!

Julia Janiszewska
Tak wygląda Crater Lake
Tak wygląda Crater Lake Julia Janiszewska
Po długich i żmudnych staraniach o wizę turystyczną krzyczę „Witaj Los Angeles! Witaj Ameryko!” Po dwunastogodzinnym locie i dokładnym wywiadzie „Dlaczego? Po co? Z kim? Dokąd? Gdzie? Jak długo?” urzędnik otwiera wreszcie bramkę i staję twarzą w twarz z Miastem Aniołów, słońca i marzeń o sławie.

Trudno uwierzyć, że już za chwilę będę maszerować ulicami znanymi z nieskończonej ilości filmów, a dalej wzdłuż zachodniego wybrzeża poprzez Kalifornię, Newadę, Oregon i Waszyngton dotrę do kultowego Seattle.

XL
Podświadomie sprawdzam „prawdy” znane z amerykańskiej kinematografii i punkt po punkcie odhaczam: Ulice są szerokie. Wszędzie jest daleko. Bez własnego auta ciężko się poruszać. W większości restauracji serwuje się burgery gorszej lub lepszej jakości. Porcje są ogromne. Mała kola w ich rozumieniu to europejska XL. Największy kubek koli jaki można dostać, np. na stacji bezynowej, przypomina wielkością wiadro. Gdy wypijesz filiżankę kawy kelnerki zawsze proponują dolewkę, najczęściej za darmo lub za kilkucentową dopłatą. Zamiast mleka używa się śmietanki. Niemal wszędzie można kupić kawę na wynos. Kawa w Starbucksie nawet w Ameryce jest droga. Kalifornia jest mocno hiszpańsko-języczna. Niektórzy zawodowi kierowcy ledwo mówią po angielsku. Hotelowe łóżka są wielkie. Na podwójnym spokojnie zmieściłyby się cztery osoby. W porze lanczu Amerykanie często opychają się kanapkami.

Śladami gwiazd
Gdziekolwiek nie jestem zawsze znajduję czas, by powłóczyć się po okolicach znanych z filmów. Pod tym względem nie ma lepszego miejsca na ziemi niż Los Angeles. Trudno policzyć obrazy, które kręcone były tu i w Hollywood, by wspomnieć choćby kilka ulubionych Mildred Pierce (1944), Sunset Boulvard (1950), Deszczowa piosenka (1952), Co się zdarzyło Baby Jane (1962), Chinatown (1974), Łowca androidów (1982), Terminator (1984), Zabójcza broń (1987), Szklana pułapka (1988), Powrót do przyszłości 3 (1990), Terminator 2 (1992), Speed (1994), Romeo i Julia (1996), Mullholand Drive (2001), Iron Man (2008), Incepcja (2010), Artysta (2011), Ratując Pana Banksa (2013).

Gwiazdy tych lubianych i nielubianych, znanych i zapomnianych aktorów lśnią na chodnikach ciągnąc się niemal w nieskończoność. Niezwykle popularny, choćby ze względu na ceremonie oskarowe, Teatr Kodak w sierpniu wygląda bardzo niepozornie. Trudno znaleźć nawet cień wielkiej fety celebrycko-filmowej. Za to w jego okolicach jest kilka muzeów związanych z kinem, choćby Muzeum Hollywood, m. in. z przyprawiającą mnie o ciarki celą Hannibala Lectera, czy gadżetami z Indiany Jonesa.

Żywe kino
Universal Studio jest miejscem pielgrzymki wielu kinomanów. Nic dziwnego, że tu jestem, by wznieść swoistą modlitwę dziękczynną do artystów, którzy swoją wyobraźnią wielokrotnie pobudzali moją.
Atrakcje przygotowane przez studio przyciągają całe rodziny. Poza studiami filmowymi, do których można wejść i pozwiedzać, są też plany filmowe: Psychozy (1960), Szczęk (1975), czy robiący ogromne wrażenie set Wojny Światów (2005), profesjonalni aktorzy odgrywają sceny walki z Wodnego Świata (1995), a w idealnie wyposażonych salach oglądam prezentacje krótkich filmów w 3D King Kong i 4D Terminator, tak realnych, że chcę uciec przed T-1000. Osiem godzin w Universalu to za mało.

California dreaming
Po filmowej, relaksującej przygodzie pora na wyzwanie. Podróż vanem i obowiązki, czyli codzienne rozkładanie i składanie namiotu, sprzątanie, gotowanie, spanie na niewygodnym materacu i w zbyt cienkim śpiworze. Jak na wakacje – męcząco, ale cele wynagrodzą cierpienie.

Stany Zjednoczone to Parki Narodowe. Jeden jest wspanialszy od drugiego. Na początek mistyczny Joshua Tree National Park. Upał ponad trzydziestostopniowy, wokół intrygujące drzewa i mocno suchy klimat. Okolicę opisuję słowami „łamane piękno”, bo jest surowo, niemal groźnie, ale fascynująco.

Przez słynną Route 66 zmierzamy w kierunku Las Vegas. Jest ciekawie, choć ten styl ciśnie mi się na usta amerykańskie słowo corny (tłum. kiepsko, ckliwie, tanio), czyli jest dużo wszystkiego, misz-masz. Hot-dogi są za to konkretne, w stylu chicagowskim. Smaczne!

Arizona dream
Pamiętam pierwsze lekcje geografii, czwarta klasa, podręcznik i zdjęcie na okładce: Wielki Kanion. Po raz pierwszy jako dziesięciolatka odczułam zew podróżnika. Wielki Kanion obsesyjnie powracał w moich myślach. Najprościej w świecie: chciałam tam być. Marzenia o słynnym „wąwozie” towarzyszyły mi wiele lat póki nie odkryłam zdjęć z Machu Picchu.
Zachód słońca nad Kanionem jest jak ten znany z westernów. Zapiera dech. Czuję moc natury.

Kanion z fotografii jawi się jako coś nieokiełznanego, trudno dostępnego, dlatego zdumiewają mnie wyłożone wokół chodniki, ścieżki, a nawet podjazdy dla niepełnosprawnych. Z jednej strony cieszy dostępność, z drugiej magia pryska. Helikopter przelatuje nad Kanionem co 30 minut. Turyści tłoczą się w oczekiwaniu na zachód słońca. Aparaty fotograficzne pstrykają co sekundę. Takie są parki zachodniego wybrzeża. Piękne, ale „wybrukowane”.

Viva Las Vegas
Jest tylko jedno takie miasto zbudowane z hoteli i kasyn. Można je zwiedzać jak muzea. Właściciele prześcigają się pomysłami w przyciąganiu klientów i jest ciekawie. Mijam hotele wyglądające jak Paryż, Wenecja, starożytny Rzym, cyrk, czy wyspa skarbów. Ich bogactwo robi wrażenie.

Przejście głównej ulicy zabiera dziewięć godzin. Upał doskwiera. Jest ponad czterdzieści stopni. W środku szaleją klimatyzacje. Jest zimno. Za zimno. Jest tłumnie. Po dwóch dniach z radością zostawiam Las Vegas.

Dolina śmierci
Z Newady wracamy do Kalifornii. Death Valley to jedno z najgorętszych miejsc na ziemi. Organizm szaleje. Moje ubranie wygląda tak, jakbym się w nim wykąpała. Dolina położona jest 85 metrów poniżej poziomu morza. Wokół góry, sól i niemiłosierne słońce. Kilkuminutowy spacer po pustynnej dolinie z pełnym zabezpieczeniem (czapka, koszula, okulary przeciwsłoneczne, butelka wody), a serce i tak chce wyskoczyć z piersi, brakuje tchu, mam wrażenie, że jeśli nie schowam się w vanie Dolina Śmierci będzie ostatnim miejscem, którą zobaczą moje oczy. Jest dziwnie, jest źle, ale chwila w klimatyzowanym aucie i picie wody doprowadzają organizm do stanu normalności. Niezapomniane doświadczenie.

Oddech Yosemite
Odżywam w Yosemite National Park, w którym udaje się znaleźć przepiękny, niezatłoczony zakątek. Wskakuję do wody. Cudne orzeźwienie. Spacer. Dostojne drzewa, magiczne skały i wodospady. Ciężko się rozstać.

Kwiaty we włosach w San Francisco
Bez kwiatów za to z wiatrem we włosach witam słynne San Francisco. Miasto, które kojarzy się z kalifornijskim upałem przyjmuje nas chłodno. Mocno wieje. Szczerze wątpię, czy kwiaty z piosenki Scotta McKenzie utrzymałyby się we włosach.

Golden Gate jest taki jak na filmach: wielki i otulony mgłą. Zdumiewa i zasumca jak wiele ludzi wybrało most, by targnąć się na swoje życie. Przestrzeń. Potężna tafla wody. Jeden skok. Szansa na przeżycie minimalna, prawie żadna, więc zdesperowani skaczą.

Senność w Seattle
Z muzyką The Smashing Pumpkins na uszach wjeżdzam do Seattle. Jest sennie, pochmurno, ale ani razu w ciągu trzech dni nie pada. Miasto żyje muzyką i science fiction. W słynnym Muzeum Sci-fi (Science Fiction and Fantasy Hall of Fame) jest co oglądać. To największa atrakcja Seattle poza koncertami. Kalifornia pachnie latem, a Waszyngton jesienią.

Julia Janiszewska
Autorka pochodzi z Nowej Soli, od ponad dziewięciu lat mieszka w Dublinie. Studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Zielonogórskim i Scenopisarstwo w IADT (Instytut Sztuki, Designu i Technologii) w Dublinie. Wielka miłośniczka kultury, nauki, muzyki, literatury, świata filmu i dalekich podróży. Motto życiowe: marzenia służą jedynie po to, by je spełniać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska