Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowujemy cykl wywiadów o Gorzowie na 751. rocznicę

Tomasz Nieciecki
Tak malowniczo Gorzów wygląda tylko na pocztówkowych zdjęciach jak te naszego młodego czytelnika i pasjonata fotografii Sebastiana Szmyda z ul. Korfantego
Tak malowniczo Gorzów wygląda tylko na pocztówkowych zdjęciach jak te naszego młodego czytelnika i pasjonata fotografii Sebastiana Szmyda z ul. Korfantego fot. Sebastian Szmyd
Kiedy będzie lepiej? Gdy zaczniemy mysleć, co ja mogę zrobić.

- Małe miasta są zaściankowe: na ulicach widzimy ludzi w białych kołnierzykach, spodniach na kant. Trzeba być porządnym, czystym, schludnym, mieć prezencję i za bardzo się nie wychylać, bo ten, kto się wychyla, będzie nieakceptowany - mówił z przekąsem w naszym cyklu wywiadów na 751-lecia miasta młody fotografik. Ale czy właśnie nie za to cenimy Gorzów, że jest mały, spokojny i bezpieczny?

Daniel Adamski, gorzowski fotografik pokolenia trzydziestolatków, z pewnością do ,,białych kołnierzyków'' nie należy. Robi, co może, aby nie dać się intelektualnemu zaściankowi: fotografuje, nagrywa szalone płyty, zorganizował dla gorzowian ,,Galerię bezdomną''. - Moje środowisko, może bardziej ambitne, to kilkanaście osób. To niewiele, ale większa grupa razem nie wytrzyma. My się wspieramy, kręcimy się wokół wspólnych zainteresowań, mamy podobny styl życia. To wystarcza - mówi.

Daje tym samym do zrozumienia, że prowincja, w tym złym znaczeniu, to nie kategoria geograficzna, ale intelektualna. Nieważne jest miejsce, tylko ludzie, którzy chcą w nim żyć i je zmieniać.

Takie zalety to skarb

Bo czy jest coś złego w tym, że Gorzów to średnie miasto, które nie ma szans stać się metropolią? Nie. Wynikające z tego zalety akcentowali niemal wszyscy rozmówcy, których od czerwca ubiegłego tygodnia zapraszaliśmy do cyklu wywiadów na 751-lecie.

- To optymalny organizm do życia, bo w kwadrans można się dostać prawie do każdego miejsca. Mamy zaplecze podstawowych obiektów kultury i handlu, jest dobry teatr i dobre kino, Słowianka - podkreślał Tadeusz Tomasik, dyrektor Citibanku (choć wielu innych naszych rozmówców psioczyło na ubogą ofertę kulturalną i podkreślało, że powinniśmy jeszcze bardziej stawiać na sport).

Karolina Żurawiecka-Nowak, prezes gorzowskiego Sądu Rejonowego, tylko przez chwilę zastanawiała się, czy nie zostać w Poznaniu. - Jednak tam pół życia traci się w korkach lub na dojazdach. W Gorzowie wystarczy pół godziny, by znaleźć się nad jeziorem, w lesie. To miasto nie za duże, nie za małe. Dla mnie w sam raz - mówiła w wywiadzie.

Nad genialnym położeniem Gorzowa rozpływał się w zachwytach mecenas Jerzy Synowiec: - W kilka minut mogę być nad jednym z jezior. A w półtorej godziny dojeżdżam do Berlina, Poznania, Zielonej Góry czy, nieco dłużej, nad morze.

Do plusów tak małego miasta można dorzucić jeszcze nieco niższe koszty życia niż w metropoliach. Z drugiej strony na ogół musimy zadowolić się gorszymi zarobkami, co sprawia, że wielu młodych i ambitnych ludzi po studiach nad Wartę wraca jedynie w odwiedziny do rodziny.

Tu możliwości zrobienia błyskotliwej kariery są proporcjonalnie mniejsze. Owszem, trzeba się cieszyć, że bezrobocie w Gorzowie spadło do rekordowo niskiego poziomu 4 proc. Ale jeśli przyjrzymy się ofertom pracodawców, wychodzi, że na ogół szukają słabo wykwalifikowanych ludzi, głównie do handlu.

Po równi pochyłej?

Nasi rozmówcy pokładają wiele nadziei w szkolnictwie wyższym, Akademii Gorzowskiej. - Gdy doczekamy się środowiska akademickiego z prawdziwego zdarzenia, młodzi będą mieli po co wracać czy zostawać tutaj po studiach - przekonywał Wojciech Wyszogrodzki, niegdyś szef biura obchodów 750-lecia miasta, dziś niezależny tłumacz.

Trener koszykarek Dariusz Maciejewski uważa wręcz, że jeśli nie będzie w naszym mieście młodych ludzi, pełnych zapału, ambicji i wiary w to, co robią, będziemy się staczać po równi pochyłej. Jak podkreślał dyr. Tomasik, silna uczelnia wyższa, po pierwsze, zapobiega odpływowi ludzi z miasta, a poza tym przyciąga nowe osoby. - Po drugie, inwestor patrzy, jakie w mieście są zasoby kadrowe. Po trzecie, studenci wnoszą koloryt. U nas po 20.00 jest cisza, a np. w Toruniu kwitnie życie. Do tego studenci korzystają częściej niż przeciętni mieszkańcy, np. z kina, kawiarni czy internetu. To nakręca koniunkturę.

Sporo w tym wszystkim racji, ale szybkich cudów bym się nie spodziewał. Mocna szkoła wyższa byłaby atrakcyjniejsza dla studentów niż obecne. Niech nikt jednak naiwnie nie wierzy, że jej oferta, renoma i jakość kształcenia mogłaby w dającym się przewidzieć czasie choć trochę dorównać nieliczącemu się w poważnych rankingach Uniwersytetowi Zielonogórskiemu, a co dopiero UAM czy Jagiellonce. Niemniej warto myśleć o przyszłości i pompować w szkolnictwo miliony.

Po prostu działajmy

Tymczasem szara rzeczywistość skrzeczy. O ile chętnie chwalimy zalety życia w mniejszym mieście, o tyle nie akceptujemy dziurawych dróg, sypiących się starych kamienic, przeciętniackiego wyglądu Gorzowa. - Mamy obrzydliwe centrum. Poza Wałbrzychem brzydszego chyba nie ma. Ale przestańmy wreszcie biadolić, jak to nam Ruscy miasto spalili i przypominać, kto i dlaczego tak, a nie inaczej je odbudował. Działajmy. Odpuśćmy sobie to, w czym inni są lepsi i w czym ich nie dogonimy. Z Sikorskiego uroczej, przytulnej Starówki nie zrobimy. Zróbmy tutaj deptak i tyle - proponował mec. Synowiec. Takiego miejsca brakuje też dyrektorowi pogotowia Andrzejowi Szmitowi. - Trzeba zamknąć Sikorskiego od nowej biblioteki po magistrat i tam je stworzyć. Takie klasyczne, z knajpkami, stylem, klimatem. W Gorzowie nie ma naprawdę gdzie posiedzieć, zjeść coś dobrego. Bo albo obok przy stole masz penerstwo, albo właściciel sadzi się na wielkość, choć daje fatalne żarcie, a jedyną jakością są olbrzymie ceny - mówił dyr. Szmit.

Krytykował on wygląd naszych osiedli, wysprejowanych i brudnych. - Szlag mnie trafia. Trzeba z tym walczyć. Powinni to robić strażnicy, zamiast łapać ,,bandytę'', który zaparkował na chodniku przed przychodnią, bo przywiózł chorego! - denerwował się. W podobnym tonie wypowiadała się Renia65, nasza czytelniczka z os. Słonecznego, aktywna komentatorka na forum www.gazetalubuska.pl: - W Gorzowie jest po prostu syf. I w centrum, i na osiedlach, i w naszych klatkach. Czy władza nie widzi brudu, nierównych chodników i szczurów? To te małe, przyziemne rzeczy nam dokuczają.

Nie zamykajmy się

Prawda jest jednak taka, że walka z brudem to nie tylko robota strażników i administracji, ale przede wszystkim zwykłych mieszkańców. Jeśli obojętni na wandalizm będą się zamykali w swoich czterech ścianach, powoli nasze osiedla będą zmieniać się w slumsy i nie pomogą tu najwyższe grzywny wymierzane pojedynczym sprawcom przez sądy. Brak aktywności obywatelskiej skutkuje analogicznie w innych dziedzinach życia. Na stetryczałych urzędników, jak mówiła kanclerz WISZ Grażyna Lasik, możemy co najwyżej psioczyć, że zawalają inwestycje albo - co trafnie zauważył dyrektor Lamusa Zbigniew Sejwa - że pompują publiczne pieniądze w nieprzemyślane kampanie reklamujące miasto (np. Gorzów - Ziemia Obiecana). Ale o to, że nie chodzimy chętnie na zebrania wspólnot mieszkaniowych, nie kontrolujemy naszych radnych czy nie składamy wniosków do budżetu miasta, a więc rezygnujemy z możliwości decydowania o swoim losie - możemy mieć pretensje tylko do siebie.

Na pytanie dziennikarza, kiedy będzie lepiej, celnie odpowiadał W. Wyszogrodzki: - Gdy zaczniemy myśleć: co ja mogę zrobić dla miasta, a nie jak mogę to miasto wydoić z kasy.
Sporo w tym racji. Jak powiadają mistrzowie wschodniej filozofii: jeśli nie podoba ci się świat, zacznij go zmieniać od siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska