Pójdzie z torbami

- Tu zakaz wjazdu, tam zakaz przejścia. Z jednej strony koparki i ciężarówki, z drugiej rozkopana ulica i chodnik, którego i tak już dawno nie ma. Z żadnej strony nie można się do mnie dostać. To tragedia - mówi załamany Mieczysław Matuszyk, właściciel sklepu z używaną odzieżą.

Dwa razy prosił prezydenta miasta o obniżenie stawek czynszu. I dwa razy prezydent odmówił. - Dostałem odpowiedź, że i tak powinienem się cieszyć, bo mam najniższe opłaty w okolicy. Przecież to jakaś paranoja! Co mi z niskich stawek, jeżeli nikt u mnie nie kupuje? Od miesiąca nie widziałem na oczy żadnego klienta. Jeżeli ta sytuacja będzie trwać, chyba zamknę sklep i zwolnię pracownika - mówi Matuszyk. Podobne problemy ma właściciel pobliskiego sklepu meblowego Piotr Nisiołek. - Pourywali mi rynny, pozwalali dachówki. Dramat! A klientów nie widać. Pójdę z torbami, to pewne - mówi. Jego zdaniem przez trwający od lutego remont Zawarcia stracił kilkadziesiąt tys. zł.
Rzeczniczka magistratu Jolanta Cieśla potwierdza, że prezydent dwukrotnie odmówił Matuszykowi obniżenia stawek za czynsz. - Wydział inwestycji po zbadaniu sprawy stwierdził, że jest dojazd i dojście do sklepu. Tylko czasem są problemy podczas wykonywania niektórych robót. To chwilowe przerwy, potem wszystko wraca do normy - tłumaczy. I mówi, żeby właściciel lumpeksu trzeci raz wystąpił z wnioskiem o obniżenie stawek. Może tym razem się uda. - Teraz to ja wystąpię, ale o odszkodowanie. Nikt nie będzie robił mnie w konia - mówi. Nisiołek dodaje, że postąpi tak samo.

Prawnik Jerzy Wierchowicz uważa, że przedsiębiorcy mają duże szanse na pieniądze za poniesione straty. - Szkoda w tym przypadku jest oczywista, bez dwóch zdań. Dlatego obydwaj powinni wyliczyć, ile stracili przez te pół roku. Wystarczy porównanie obrotów z pierwszego półrocza roku poprzedniego i obecnego, a potem udokumentowanie faktów. Nie ma na co czekać - radzi.