Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy pracują w Belgii w koszmarnych warunkach

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Bożena Góra prezentuje umowę o pracę. - Na podpisanie mieliśmy kilka sekund, nawet nie mogliśmy jej przeczytać - mówi. Obok Zdzisław Drop i Alicja Waszkiel (fot. Kazimierz Ligocki)
Bożena Góra prezentuje umowę o pracę. - Na podpisanie mieliśmy kilka sekund, nawet nie mogliśmy jej przeczytać - mówi. Obok Zdzisław Drop i Alicja Waszkiel (fot. Kazimierz Ligocki)
Pani Bożena ogłoszenie o pracy w Belgii znalazła w gazecie. - Około tysiąca złotych na rękę za osiem godzin dziennie, do tego 1.200-1.600 euro. Co trzy miesiące pracodawca miał przywozić nas do Polski. Na miejscu obiecano ogólnie bardzo korzystne warunki - wylicza.

W domu się nie przelewało, a oferta była ciekawa, więc wspólnie ze Zdzisławem Dropem postanowili spróbować. Przyłączyły się trzy inne kobiety. Wcześniej przeszukali internet. Znaleźli firmę, o której właścicielu krążyły bardzo złe opinie. - Ale przecież ta, która oferowała nam wyjazd, nazywała się inaczej. Przynajmniej tak zapewniał człowiek, z którym rozmawialiśmy. To nas uspokoiło - przyznają.

Pani Bożena zrezygnowała z pracy w TPV, cała piątka przygotowywała się do nowej roboty. Problemy zaczęły się w sobotę, w dzień wyjazdu. Bus, który miał ich zabrać z Gorzowa, nie pojawił się. Na własny koszt dotarli do Zielonej Góry. Ale przy wskazanym przez pośrednika adresie nikogo nie było. Później reporter „GL” ustalił, że przynajmniej przez osiem ostatnich lat żadna podobna firma nie miała tu siedziby.

Skontaktowali się z pośrednikiem. Po kilku godzinach pojawił się bus i zawiózł ich do mieszkania w bloku. Kolejne godziny czekali na umowy o pracę. - Dostaliśmy je, ale przed samym wyjazdem, już w busie. Nawet nie mieliśmy czasu ich przeczytać - wspomina pani Bożena. Dodaje, że wtedy powinna jej się zapalić lampka ostrzegawcza. Nie zapaliła się. Pojechali. Później zorientowali się, że na umowach jest nazwa firmy i nazwisko mężczyzny, przed którym przestrzegali internauci. Ale było już za późno.

Prawdziwy koszmar zaczął się na miejscu, w belgijskiej miejscowości Ingelmunster. Już pierwszego dnia okazało się, że praca nie będzie ośmiogodzinna. - Ludzie harowali po 20 godzin, spali cztery i znowu 20 - opowiada pan Zdzisław.

Obecni tam Polacy szybko rozwiali też marzenia o wysokich zarobkach. - Złotówek nawet nie widzieli, bo są przelewane na konto z kilkutygodniowym opóźnieniem. A zamiast ponad tysiąca euro miesięcznie, dostają po 50 na tydzień. I mają za to przeżyć. Żadnych pieniędzy więcej - dorzuca pani Bożena.

W nocy, w ukryciu, inni Polacy pokazali gorzowianom halę. - Warunki przerażające. Mokro, zimno, tam nie da się pracować w krótkim rękawku. Pieczarki są na kilku piętrach, trzeba je zrywać z drabiny. A zapewniano, że będą na wysokości półtora metra - wspomina pani Bożena.

Rodacy szybko odarli gorzowian ze wszystkich złudzeń. - Chodzili głodni, jedli chleb z dżemem. Przywiozłam z domu mielone i schabowe, gdy położyłam na stole, to taki wychudzony chłopak wręcz je połykał. Nie wytrzymałam, popłakałam się - mówi pani Bożena.

- Zostawiliśmy im wszystkie leki przeciwbólowe, jakie przywieźliśmy. Kobiety strasznie narzekały na bóle, nie mają dostępu do lekarza - dodaje Alicja Waszkiel.

- Mówili nam, żebyśmy wracali do Polski i powiadomili wszystkich, co tu się dzieje - podkreśla pan Zdzisław. I przyznaje, że szczęściem w nieszczęściu było, że zabrali ze sobą trochę pieniędzy.

Do Gorzowa wrócili w poniedziałek. Cały wyjazd kosztował każdego około tysiąca złotych. - Dla ludzi, którym się nie przelewa, to ogromny wydatek. Jak można tak kogoś traktować?! - pytają ze łzami w oczach.

Nie wiedzieli, do kogo się zwrócić. Przyszli do „GL”. Opowiedzieli o wszystkim. My powiadomiliśmy policję. Jeszcze tego samego dnia wszczęto śledztwo. Ze względu na jego dobro, mundurowi nie zdradzają żadnych szczegółów. Wiadomo, że Polacy w Belgii i ci, którzy wrócili, nie będą zostawieni samym sobie.

Skontaktowaliśmy się z Marcinem Bartochem z firmy HNR, z którym gorzowianie omawiali wyjazd. - Nikt nie mówił, że to będzie lekka praca. Wręcz przeciwnie, mówiłem, że to praca fizyczna i nie należy do najłatwiejszych - zaznacza Bartoch. - Ci ludzie wyjechali z Belgii bez żadnego słowa. Byli tam kilka godzin, porzucili pracę, nie wiem, co się z nimi stało.

Pytamy o wysokość wynagrodzenia i dlaczego na umowach widnieje nazwa zupełnie innej firmy. - Przyznam, że w ostatnim czasie, ze względu na kryzys, Belgowie mieli problemy z wypłacaniem pieniędzy, stąd opóźnienia - słyszymy. Dowiadujemy się też, że HNR zaczyna działalność w woj. lubuskim. Nie ma jeszcze wszystkich potrzebnych dokumentów, dlatego umowy podpisane są z inna firmą, która działa w woj. dolnośląskim. To dokładnie ta spółka, o której gorzowianie czytali w internecie.

Dopytujemy o warunki pracy. - Proszę mi wierzyć, że belgijskie prawo pracy jest dużo bardziej restrykcyjne niż nasze. Gdyby faktycznie warunki były tak fatalne, a czas pracy przekraczany, to płacilibyśmy horrendalne kary - tłumaczy Bartoch.

Tymczasem zaledwie dzień wcześniej rozmawialiśmy telefonicznie z dwoma pracownicami plantacji pieczarek w Belgii. - Jesteśmy tu, bo czekamy na nasze pieniądze. Pracujemy po 20, czasem nawet 22 godziny dziennie. Dostajemy po kilkadziesiąt euro, ledwo można się z tego utrzymać, nie wystarczy na bilet do domu - mówiła drżącym głosem pani Anna. Kilkadziesiąt minut później odebraliśmy telefon z Belgii. Dzwoniła inna pracownica plantacji: - Jak dobrze, że w końcu ktoś się nami zainteresował. Dobrze, że gorzowianie opowiedzieli w Polsce o warunkach pracy tutaj. Czekamy na pomoc, czekamy na swoje pieniądze i czekamy na powrót do domu.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska