Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poleskiej Wigilii smak. To dziedzictwo wielu z nas

Dariusz Chajewski68 324 88 [email protected]
Maria Dobryniewska, Stanisława Pałyska i Irmina Towpik próbują kapusty z grzybami.
Maria Dobryniewska, Stanisława Pałyska i Irmina Towpik próbują kapusty z grzybami. Mariusz Kapała
- Na naszym stole nie było wcale dwunastu potraw, tylko siedem - wspomina Maria Dobryniewska z Białkowa. - Bo mamy siedem darów Ducha Świętego, siedem sakramentów świętych, siedem grzechów głównych i siedem wezwań w modlitwie "Ojcze nasz".

Jeśli chcemy poznać czar i smak Polesia, powinniśmy przyjechać do Białkowa pod Cybinką. Według przekazywanej z pokolenia na pokolenie opowieści, gdy w 1945 roku transport Poleszuków dotarł do Poznania, tory wiodły w trzech kierunkach. Kierownik transportu sprawdził na mapie i zadecydował, że jadą tam, gdzie jest najwięcej wody, lasów i łąk. Aby nowa ojczyzna jak najbardziej przypominała Polesie. A tory kończyły się w Cybince... Tutaj Polesie jest nie tylko w rodzinnych wspomnieniach, na pożółkłych fotografiach, ale też w duszach. I w kuchni.

- Dziś panie domu przed Wigilią szaleją, biegając po sklepach - w głosie Marii Dobryniewskiej pobrzmiewa ton ni to współczucia, ni to przygany. - Nasza kuchnia była i jest niesamowicie prosta i przygotowywana z tego, co rosło w ogródku, co było w gospodarstwie. Byliśmy samowystarczalni. I na Polesiu o świętach, o Wigilii myślało się znacznie wcześniej. Z myślą o potrawach na tę wyjątkową wieczerzę zbierano grzyby, suszono owoce. Kapustę na kwaszenie stawiało się jeszcze przed Wszystkimi Świętymi. U nas mówiło się, że jeśli zrobimy to później, to wszyscy święci nam do tej kapusty... Powiedzmy, że ją zepsują.
- A wiesz, że to się sprawdza? Ile razy się spóźniłam, kapusta nie była już taka... - dodaje Wioletta Ożygała.

Kwasok na grzybkach

Pani Maria wraz z przyjaciółkami z Towarzystwa Miłośników Białkowa i Polesia ubierają fartuszki, chusteczki na głowy. Żeby przyrządzić pierwsze z tradycyjnych wigilijnych poleskich dań, niezbędna jest Czesława Grzebień. To ostatnia taka gospodyni, która potrafi przygotować prawdziwy kisiel z owsa.
- Owies musi być odsiany, trzeba go sparzyć, suszyć, tłuc w stupie - tłumaczy. - Przed gotowaniem, na noc, mąkę zalewamy ciepłą wodą i dodajemy kawałek razowego chleba, aby zakwasić. Kto tam u nas słyszał o cytrynie? Ponieważ na Wigilię to potrawa postna, dodaje się do niej tylko trochę oleju z lnu, może cebulki... Gdy nie jest postna, w kisielu mogą znaleźć się skwarki.
Irmina Towpik zauważa, że powiedzenie "dziesiąta woda po kisielu" wywodzi się właśnie od tej potrawy. Tymczasem panie już zabierają się do następnego specjału. To kwasok, czyli zupa, która w najbardziej tradycyjnych rodzinach przyrządzana jest jedynie z grzybów. W innych używa się już warzyw, a w najbardziej postępowych - buraków tartych na grubej tarce.

- Powinniśmy chyba zacząć od tego, że na poleskim stole nie było wcale dwunastu potraw, tylko siedem - stwierdza Dobryniewska. - To nie przypadek, bo siódemka jest magiczną liczbą. Mamy siedem darów Ducha Świętego, siedem sakramentów świętych, siedem grzechów głównych i siedem wezwań w modlitwie "Ojcze nasz".
Zazwyczaj oprócz znanych nam już kisielu i kwasoka, na tej wieczerzy pojawiała się fasola z makiem, kapusta z grzybami, ryby pod różną postacią, bo na Polesiu ich nie brakowało, fasola z kaszą jęczmienną, kompot z suszu. Do tego chleb. I jak natychmiast dodają panie z Białkowa, nie było jakiegoś sztywnego menu. Nawet sąsiadujące poleskie wsie różniły się nie tylko językiem, ale także potrawami i... smakiem.

Opłatek - trzy kolory

- Opłatek kupowało się u organisty, i to w trzech kolorach: białym, różowym i zielonym - wylicza Leokadia Szołtun. - Białym łamali się, składając sobie życzenia, ludzie. Różowy był przeznaczony dla zwierząt, aby dobrze się chowały. A zielony gospodarz dzielił na cztery i kładł w narożniku pola, aby zapewnić urodzaj.
W domu nie było choinki, ale zrobione ze słomy pająki i ozdoby z kolorowej bibuły wieszano u powały. W niektórych obejściach w rogu izby stawiano święty obraz, jednak to było już zapożyczenie z tradycji prawosławnej. Tam religie, kultury bardzo się przenikały. Były rodziny takie, w których przy wigilijnym stole połowa wnucząt była katolikami, a połowa prawosławnymi. I nikomu to nie przeszkadzało.
- Wigilia i pierwszy dzień świąt były zarezerwowane dla rodziny - opowiada Stanisława Pałyska. - Nie wykonywano żadnej pracy, nawet drewno musiało być naniesione na całe święta. Odwiedziny były dopuszczalne dopiero w drugi dzień świąt.

Ten czas obwarowany był wieloma zakazami i nakazami. Od Bożego Narodzenia do Nowego Roku nie wolno było na przykład przerabiać starych rzeczy do ponownego użytku. A aż do Trzech Króli wieczorami nie robiono nic - to były wieczorki, czas cichego świętowania.
- Chleb, na którego skórce zawsze widać znak krzyża, kroił mężczyzna - dorzuca Eugeniusz Niparko. - O ile kuchnia była domeną kobiet, o tyle mężczyźni rządzili w wędzarni i czasem smażyli rybę.

Cola walczy z kompotem

- Powiedzcie panie, tak z ręką na sercu, ile z tych potraw znajdziemy podczas waszych wigilii? - pytam.
- U mnie będą wszystkie, oprócz... kisielu - zapewnia pani Stanisława. - I to tylko dlatego, że nie potrafimy już go przyrządzać tak, jak pani Czesia.
Bo w Białkowie to, co dzieje się w kuchni i na stole, nie tylko wigilijnym, nie jest nawet sprawą smaku, ale tradycji. I potrawy są jak fotografie w rodzinnym albumie. To cenna pamiątka. Jak zaznaczają Poleszucy, oni mówią po swojemu, żyją po swojemu i gotują po swojemu.
- Przez lata było to nawet powodem pewnych... prześladowań - żartuje pani Maria. - Dzieci wywodzące się z Wielkopolski dostawały do szkoły kanapki. U nas tego nie znano i dzieciom do tornistra pakowano... bliny. Stąd nazywano nas w szkole właśnie blinami. Wówczas był to powód do wstydu, a dziś z tej kulinarnej tradycji jesteśmy dumni.

- U nas przy wigilijnym stole menu jest nawet powodem do żartów, które także stały się już tradycją - śmieje się pani Leokadia. - Gdy ja stawiam kompot z suszu, zięć natychmiast wyciąga colę.
Później wszyscy jedzą, aż uszy im się trzęsą, mimo że przy białkowskich stołach Polesie graniczy nie tylko - jak na mapie - z Litwą i Ukrainą, ale także ze Śląskiem, Mazowszem, Małopolską, Wielkopolską...
- Tylko ci poznaniacy tak mięso palą - skarży się Poleszuk, bo w jego rodzinnych stronach nikt mięs nie smażył.

POLESKIE MENU

Kasza jaglana na mleku - kaszę gotowano na mleku, a na wierzchu układano płatki masła.
Kutia - ugotowaną w wodzie jęczmienną kaszę, wymieszaną ze skwarkami i ułożoną w glinianym garnku, zapiekano w chlebowym piecu.
Fasola z makiem - ugotowaną do miękkości fasolę jaś odstawia się do wystygnięcia; w międzyczasie uciera się mak, miesza z fasolą i przed podaniem na stół skrapia wodą święconą.
Żur na wigilię - z owsianej maki robiono zakwas, przecierano go przez sito i na tak odcedzonym zakwasie gotowano żur z ziemniakami; pozostałą na sicie gęstą masą karmiono domowe zwierzęta.
Toukienia - ugotowane i utłuczone na ciasto ziemniaki mieszano z zarumienioną na smalcu cebulką z drobnymi skwarkami, po czym w glinianej misce zapiekano w piecu na złocisty kolor.
Baba - starte surowe ziemniaki, wymieszane ze skwarkami ze świeżo stopionej słoniny, układano na blasze i zapiekano w piecu.
Kiszka naliwacha - masą z utartych ziemniaków ze skwarkami, przygotowaną jak na babę, napychano kiszkę z grubego jelita zwierzęcego i zapiekano w piecu.
Szynka kumpiak - szynkę wieprzową z kością wkładano do solanki, po wymoczeniu i osuszeniu wędzono, używając do tego najczęściej gałązek jałowca; krojono na cienkie plastry.

Nieruchomości z Twojego regionu

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska