Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja w Słubicach broni swojej wersji i odrzuca zarzuty kobiety napadniętej przez Rosjanina

Beata Bielecka
- Nie znajduję namacalnych dowodów na to, że nasi policjanci popełnili błędy, a wręcz przeciwnie - mówi komendant powiatowy Ryszard Błażnik o sprawie Beaty Marciniak napadniętej przez rannego Rosjanina.

Przypomnijmy. 16 kwietnia w tekście " Kobieta ma wielki żal, policja jej nie pomogła" opisaliśmy zdarzenie, do którego doszło 4 kwietnia około 19.00 w pobliżu terminala w Świecku. B. Marciniak opowiadała nam, że z dwójką nastoletnich dzieci wracała do domu samochodem, gdy drogę zatarasował jej zakrwawiony mężczyzna. Kazała synowi zadzwonić na policję. Od dyżurnego mieli usłyszeć, żeby zawiadomić pogotowie, skoro chodzi o rannego.

Gdy wybierała numer mężczyzna wskoczył do jej samochodu i próbował nim odjechać. Doszło do szarpaniny. Gdy mu się nie udało, usiłował zabrać kolejny samochód, którego kierowca też się zatrzymał. Na pomoc ruszyli ratownicy medyczni, którzy akurat przyjechali na miejsce zdarzenia. Nie zdołali jednak zatrzymać mężczyzny. W międzyczasie policja odebrała kolejne zgłoszenie o tym, co dzieje się na drodze.

Radiowóz przyjechał po chwili. B. Marciniak była jednak zbyt zdenerwowana, żeby od razu złożyć zeznania. Inni uczestnicy tego zdarzenia odjechali już wcześniej.

Poskarżyła się na policjantów

Słubiczanka poszła na komisariat następnego dnia. - Usłyszałam, że skoro ten mężczyzna uciekł, to nie ma sprawy, tym bardziej, że nikomu nic się nie stało - mówiła nam. Oburzona takim zachowaniem w szczegółach opisała, co się stało, w skardze do komendanta wojewódzkiego policji w Gorzowie Wlkp. Zarzuciła słubickim policjantom opieszałość i to, że przyjechali na miejsce zdarzenia prawie po godzinie od pierwszego telefonu.

Sprawę wyjaśniono na miejscu w Słubicach. - Przyjrzałem się jej bardzo dokładnie, a nawet przesłuchałem osobiście zapis rozmowy z dyżurnym, który odebrał pierwszy telefon - mówi komendant R. Błażnik. - Pani Marciniak powiadomiła nas o zakrwawionym mężczyźnie przy drodze. Gdy usłyszała, że w takim razie trzeba zawiadomić pogotowie, powiedziała, że już tam dzwoni i odłożyła słuchawkę nie dając dyżurnemu szans na uczynienie tego za nią - relacjonuje.

Po tym telefonie sytuacja jednak diametralnie się zmieniła, bo mężczyzna napadł na kierowców dwóch aut, o czym policja nie mogła już wiedzieć. - Gdy dostaliśmy drugie zgłoszenie o tym, co dzieje się na tej drodze, natychmiast wysłaliśmy tam najbliższy patrol - opowiada komendant. - Był na miejscu po 17 minutach. Nie można więc przyznać racji pani Marciniak, która twierdzi, że policjanci przyjechali po godzinie od zgłoszenia - dodaje.

Nie zgadza się też z zarzutem opieszałego potraktowania kobiety, która następnego dnia zjawiła się w komendzie. - Mówiła, że przyszła złożyć zawiadomienie o pobiciu syna. Gdy opisała zdarzenie policjantka poinformowała ją, że skoro chłopak nie ma obrażeń, a zdarzenie polegało na szarpaniu, to jest to przestępstwo naruszenia nietykalności cielesnej i jest ono ścigane z powództwa cywilnego - relacjonował R. Błażnik.

B. Marciniak takie tłumaczenie jednak nie przekonuje. - To policja powinna ścigać kogoś, kto napadł na nas i próbował odjechać naszym autem - mówi. - Z notatki służbowej, którą zrobiła policjantka przyjmująca zgłoszenie wynika, że pani ta mówiła o szarpaniu syna, a nie próbie kradzieży samochodu - odpowiada na to komendant.

Nie jest zadowolona

W rozmowie z nami R. Błażnik podkreślał jednak, że być może pracownica policji, która ma krótki staż pracy i nieduże doświadczenie powinna była dokładniej rozpytać zgłaszającą.

- Zawsze powtarzam moim ludziom, że każdą sprawę powinni traktować indywidualnie i tak, jakby była ona najważniejsza na świecie - mówi. Dlatego zaprosił B. Marciniak do komendy, aby wyjaśnić rozbieżności między wersją zdarzeń przedstawioną przez słubiczankę, a tym, co ustalono w trakcie wyjaśniania tej sprawy. - Przeprosiłem panią Marciniak za to, że mogła mieć poczucie niekomfortowego przyjęcia w naszej komendzie. Mam nadzieję, że dzięki temu spotkaniu zaufanie do nas zostanie odbudowane, na czym nam bardzo zależy - dodaje.

- Ponadto raz jeszcze zaproponowałem przyjęcie od pani Marciniak zawiadomienia o przestępstwie ściganym z oskarżenia prywatnego, z czego ta pani nie skorzystała. Do dnia dzisiejszego żadne inne osoby nie zgłosiły się do komendy chcąc złożyć zawiadomienie o przestępstwie w tej sprawie - podkreśla komendant.

Co na to wszystko B. Marciniak? - Szukanie teraz mężczyzny, który na nas napadł, nie ma już żadnego sensu. Bardziej zależy mi teraz na wyjaśnieniu mojej skargi.
Jak dowiedzieliśmy się od komendanta, B. Marciniak dostanie odpowiedź lada chwila.
R. Błażnik mówi, że nie dopatrzył się winy w działaniu policjantów.
- W takim razie odwołam się od tej decyzji - zapowiada słubiczanka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska