Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja wciąż prowadzi postępowanie w sprawie chłopca, który potrącił dzielnicowego

Zbigniew Janicki, (th) 68 377 02 20 [email protected]
fot. Zbigniew Janicki
Rodzice chłopca, który we wrześniu potrącił dzielnicowego, zastanawiają się, czy złożyć skargę do komendanta, czy oddać sprawę do sądu. Funkcjonariusz miał straszyć ich syna bronią.

Przypomnijmy, że 22 września wieczorem Bartek Podgórski wybrał się na przejażdżkę motocyklem. - Koło papierni spotkałem dwóch motocrossowców. Zamieniliśmy kilka zdań i razem z jednym z nich ruszyłem na wilcze doły (teren za osiedlem Bema - dop. red.) - opowiada.

Bartek jechał z tyłu. - Nagle z krzaków ktoś wyskoczył. I skierował broń najpierw w kolegę, a potem we mnie. Szok! Wcisnąłem hamulec, ale i tak nie wyhamowałem. On nie odskoczył i wjechałem w niego - wspomina 16-latek. Zaznacza, że była szarówka i nie wiedział, że drogę zagrodził policjant.
Co dalej? - Leżałem w szoku. Policjant podbiegł i zapiął mi kajdanki. Potem poszedł po pistolet - dodaje chłopak. - Chciałem, żeby poluźnił mocno zaciśnięte kajdanki. Usłyszałem tylko: Leż skur..., bo cię zaj...

Mam świadków

Ojciec Bartka nadal zastanawia się, co zrobić. - Sprawa utknęła w martwym punkcie - uważa Wojciech Podgórski. Bierze pod uwagę kilka ewentualności, m.in. skargę do komendanta albo pozew do sądu. - Mam świadków, którzy widzieli, jak dzielnicowy obchodził się z moim synem. To daleko posunięta nadgorliwość - podkreśla.
Świadków jest kilku. Co prawda nie widzieli samego zdarzenia, ale byli na miejscu dosłownie kilkanaście sekund po tym, jak Bartek staranował policjanta. - Trudno było nie usłyszeć tych krzyków - opowiada Tomasz (nazwisko do wiadomości redakcji). Był na podwórku, kiedy usłyszał wrzask. - Podbiegłem z kolegą, a tam policjant trzymał wycelowaną broń. Mimo że miał przed sobą człowieka skutego kajdankami, leżącego na ziemi. Nie reagował na prośby, żeby poluźnić obręcze. Widząc ludzi, schował pistolet. Pewnie się opamiętał i przestraszył tego, co zrobił - dodaje mieszkaniec os. Bema.

Bartek dziwi się, że dzielnicowy jest na zwolnieniu lekarskim. - Przeczytałem, że ma wstrząśnienie mózgu i złamany nos. Do końca całego zajścia nie było po nim widać dużych obrażeń - zaznacza. - Nie było tego widać także później, w komendzie, wtedy, gdy mnie wyzywał - dodaje pan Wojciech. Podkreśla, że większych urazów, choć psychicznych, doznała matka, która jeszcze przeżywa to zdarzenie. - A tym bardziej mój syn - podkreśla W. Podgórski.

Dla dobra rodziny

Ojciec chce wysłać syna do poradni psychologicznej. Skłonny byłby zamknąć tę sprawę. - Dla dobra rodziny - tłumaczy. - A ja już nawet przeprosiłem dzielnicowego - przyznaje Bartek.
Policja na razie nie udziela zbyt wielu informacji na ten temat, bo trwa wewnętrzne postępowanie wyjaśniające okoliczności zdarzenia. - Przesłuchany zostanie też dzielnicowy, ale dopiero po tym, gdy wróci z urlopu, 15 października - wyjaśnia Sylwia Woroniec, oficer prasowa komendy w Żaganiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska