Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polka niezwykła

Artur Matyszczyk
- Trzeba być i nowoczesnym - mówi Ewa Klepczyńska, laureatka konkursu "Niezwykła Polka”, w którym wyróżniono 16 kobiet, "zmieniających świat na lepsze”
- Trzeba być i nowoczesnym - mówi Ewa Klepczyńska, laureatka konkursu "Niezwykła Polka”, w którym wyróżniono 16 kobiet, "zmieniających świat na lepsze” fot. Tomasz Gawałkiewicz
- Pokazałam, że sołtysi to nie ćwoki - mówi Ewa Klepczyńska z Gostchorza, laureatka ogólnopolskiej akcji Akacja. W poniedziałek spotka się z prezydentową Marią Kaczyńską.

Gostchorze to niewielka wieś pod Krosnem Odrzańskim. Mieszka tu niewiele ponad 300 osób. Miejscowość położona jest wyjątkowo malowniczo. To tu, na wzgórzu, odkryto pozostałości średniowiecznego grodu. Nic dziwnego, że przed setkami lat właśnie tę wioskę wykorzystano do postawienia budowli o charakterze obronnym. Wzniesienie bowiem kończy się diabelsko stromym zboczem, za którym już tylko rozlewa się Odra.

Mimo tych walorów przez lata Gostchorze było wioską umarłą. Panował ogólny marazm. Mieszkańcy na poniemieckich ziemiach w ogóle nie inwestowali w swoje posesje. I pewnie przez kilkanaście, a może nawet i kilkadziesiąt lat, nic by się nie zmieniło. Ale w lutym tego roku zmienił się sołtys. Stanowisk objęła Ewa Klepczyńska. I świat w Gostchorzu przewrócił się do góry nogami.

Postanowiła: - Ja ją ożywię!

- A co? Że ja niby nie dam sobie rady? Pokochałam tę wieś i wyrwę ją z nudy i zastoju - postanowiła kobieta.

Klepczyńska szybko zapałała miłością do nowego miejsca zamieszkania. W Gostchorzu mieszka bowiem raptem od czterech lat. Kupiła tu poniemiecki dom. Prawie stuletni. Znała jednak wcześniej tę wieś. Często pojawiała się w domach gostchorzan. Była położną. Odbierała tu niejeden poród. - Dzieci, które rodziły się wprost w moje ręce, już są dorosłe. I same mają pociechy. Dlatego znam w Gostchorzu wiele osób - mówi Klepczyńska.

To właśnie ci ludzie, których zna od niemowlęcia, namawiali ją do zostania sołtysem. Ona ociągała się trochę. Wreszcie zdecydowała, że wystartuje w wyborach. No bo skoro miała zamiar zmienić wieś, musiała mieć na nią jakiś wpływ. Kiedy okazało się, że mieszkańcy na nią postawili, postanowiła odwdzięczyć się za zaufanie.

Na początku kpili i się śmiali

Najpierw pozbyła się ton śmieci, które od lat zalegały we wsi. - Niektórzy na początku kpili ze mnie. Śmiali się w żywe oczy, gdy chodziłam, zbierałam butelki i papierzyska. Teraz jak się we wsi pojawię, od razu potrafię skrzyknąć dzieci i młodzież. Raz dwa ciągnie się za mną sznur tych, którzy chcą zrobić porządek. A nikt się już nie śmieje - mówi z dumą Klepczyńska.

Kiedy ze wsi znikły brudy, kobieta wzięła się za rozrywkę. Razem z mężem postanowili wskrzesić średniowieczne tradycje. Namówili kilkoro innych mieszkańców i wspólnie założyli teatr. Nazwą nawiązujący do starego grodu, który stał w Gostchorzu. Amatorska grupa zwie się Goskar. Jej członkowie odbudowali urządzenia, które stały tu przed setkami lat. Każdy robił, co mógł. Opłaciło się. Na pierwszy występ teatru, połączony z zabawą, tańcem i piknikiem przyszło, mimo złej pogody, pół tysiąca ludzi! Wszyscy byli zachwyceni. Kiedyś takie zbiorowisko ludzi w Gostchorzu było nie do pomyślenia. A tym bardziej ludzi, którzy są szczęśliwi, że żyją w tej wsi.

W każdej rodzinie znajdzie się czarna owca

Grono tych, którzy przyłączają się i chcą pomagać sołtysce rośnie z każdym dniem. - Zakochałam się we wsi. Ale także w jej mieszkańcach. Traktuję Gostchorze jak dom a ludzi jak rodzinę - dodaje Klepczyńska.

A w rodzinie, wiadomo, musi się przytrafić jakaś czarna owca. Nie inaczej jest w tej podkrośnieńskiej wsi. Nieraz przychodzą ludzie z pretensjami. Jednak, jeśli trzeba, pani Ewa potrafi ostro zrugać tych, którzy niechętnie biorą się do roboty. Zdarza się nawet, że siarczyście przeklnie. - Innego wyjścia nie ma - uśmiecha się.

Do niedawna smutna i ponura wieś dzięki nowej sołtysce zmienia swoje oblicze. Oblicza zmieniają się także mieszkańcom. Coraz częściej na ulicach Gostchorza spotyka się roześmiane buzie. Bo ludzie już wiedzą, że można. Trzeba tylko chcieć. Swoim zapałem Klepczyńska zaimponowała komisji konkursowej akcji Akacja. Została jej laureatką - Niezwykłą Polką. Dzięki temu w poniedziałek pojedzie do Warszawy. Tam spotka się z pierwszą damą RP Marią Kaczyńską. A to może nie być koniec pasma sukcesów.

Zegar z kwiatów - jak w Holandii

Mieszkańcy zdecydowali, że wytypują swoją przedstawicielkę do tytułu sołtysa roku w całej Polsce.

Sama Klepczyńska marzy o tym, żeby w jej wsi stanął zegar z kwiatów. Taki sam, jaki kiedyś zobaczyła w małej mieścinie na południu Holandii. Czy jej się uda? Kobieta mocno wierzy, że tak. - Pokazałam już, że sołtysi to nie ćwoki - mówi Klepczyńska. Po czym siada do pianina i gra. Bacha, Mozarta... Pani Ewa ukończyła podstawową szkołę muzyczną w Krośnie Odrz. A za chwilę klawisze pianina zamienia na klawiaturę laptopa. - Trzeba być i nowoczesnym - dodaje z rozbrajającym uśmiechem.

Jej największą zaletą jest pracowitość. Wszędzie jej pełno. Nie ma rzeczy, której sołtyska nie załatwiłaby w urzędzie. Ma mało czasu. Ciągle jest zalatana. Jak mówi, przywracanie wioski do życia, to harówa i ciężki kawałek chleba. Raz zdarzyło jej się nie zebrać podatków na czas. Chodziła do urzędu, prosiła. Wychodziła. Aż urzędnicy o cztery dni przedłużyli termin ich składania.

Mąż pani Ewy zazwyczaj stoi z boku i tylko się przygląda. - Ewa ma podejście do ludzi. Ja już dawno bym nie wytrzymał nerwowo - uważa Zdzisław Klepczyński.

- Bez pani Ewy ta wieś dalej byłaby martwa. Ona tak naprawdę sprawiła, że żyje się inaczej - kończy mieszkanka Renata Kunicka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska