Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomarzyć można o skafandrach z łącznością

SYLWIA MALCHER-NOWAK
Zielonogórscy strażacy twierdzą, że w porównaniu z innymi jednostkami ich wyposażenie wypada przyzwoicie. Co nie znaczy, że nie ma potrzeb. Są i to duże, bo pieniędzy brakuje. Np. na środki, dzięki którym usuwa się z ulic benzynę i olej. Lada dzień skończy się także atest na hełmy i kombinezony.

W niedzielę strażacy jadą do Niemiec, skąd w środę wrócą nowym średnim samochodem ratowniczo-gaśniczym na podwoziu mana. Udało się na niego zebrać 140 tys. zł. Pieniądze dało miasto, reszta to środki unijne. Naprawdę jednak auto tego typu kosztuje ok. 500 tys. zł. Na szczęście resztę sprezentują nam Niemcy.
Samochód trafi do jednostki przy ul. Kożuchowskiej, a stamtąd do Sulechowa zostanie oddelegowany 20-letni daf. Nowiutkie auto zanim trafi do akcji, przez dwa miesiące będzie docierane. Cztery identyczne pojadą do innych miast w województwie.
Poza tym nowym strażacy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej dysponują jeszcze 27 innymi pojazdami 19 jest w Zielonej Górze i osiem w Sulechowie. Jeden z samochodów wyposażony jest w 37-metrową drabinę.

W górę i w głąb

W Zielonej Górze działa jedyna w województwie wyspecjalizowana grupa ratownictwa wysokościowego. Do życia powołano ją w listopadzie ub. roku, choć nieoficjalnie działa znacznie dłużej. Jej utworzenie było konieczne, ponieważ coraz większe problemy mamy z dojazdami do wysokich budynków mówi rzecznik straży pożarnej Dariusz Kucharski.
O tym, że jest ona potrzebna, wszyscy przekonali się we wrześniu ub. roku, gdy w małej miejscowości koło Leśniowa Wielkiego starsza kobieta wpadła do studni, 15 m w głąb. Wyciągnęli ją stamtąd właśnie członkowie tej grupy. To oni także ściągali z komina mężczyznę, który wszedł tam z własnej woli. Jednak aby grupa mogła dobrze funkcjonować, potrzebny jest profesjonalny sprzęt, np. kaski z łącznością, bo wisząc w powietrzu raczej ma się zajęte ręce. No i pieniądze na szkolenia. Niedawno kilku członków grupy było w ośrodku szkoleniowym w Łodzi. Wszystkim marzą się także zajęcia ze śmigłowcem. Ale taka godzina nauki w powietrzu kosztuje 3 tys. zł. Trochę sprzętu dokupiliśmy informuje rzecznik. Ale to za mało, zwłaszcza że nasi chłopcy mają aspiracje. Chcą osiągnąć poziom europejski, jak koledzy z Nowego Sącza i jeździć np. tam, gdzie było trzęsienie ziemi.

Było za głęboko

Nie lepiej ma się sytuacja grupy wodno-nurkowej. Strażacy szkolą się we własnym zakresie, np. ostatnio czyścili dziki zalew w Ochli, a także byli w Łagowie. Teraz chcą przygotować szkolenia dla wszystkich takich grup w województwie. W sumie pięciu. Pracują jednak na podstawowym sprzęcie. Brakuje im przede wszystkim skafandrów umożliwiających łączność z kolegami na lądzie. No i nie ma komory dekompresyjnej, która przydaje się, gdy trzeba zejść na duże głębokości.
- Gdy w Łagowie utopił się młody mężczyzna, trzeba było ściągać specjalistów z marynarki wojennej opowiada D. Kucharski. Jego ciało opadło na 70 m i nikt nie mógł tam zejść. Znalazł go dopiero robot sterowany z ziemi.
Od kilku lat straż specjalizuje się w likwidowaniu tzw. miejscowego zagrożenia, przez co należy rozumieć wszystko od ściągania kotów z drzew, poprzez usuwanie skutków powodzi, po ratowanie ludzi. Na szczęście strażacy dysponują dobrym sprzętem hydraulicznym do uwalniania poszkodowanych osób. Mają do dyspozycji nowy, ciężki samochód ratownictwa technicznego, który jest wyposażony właściwie we wszystkie potrzebne elementy, m.in. poduszki podnoszące, drabinę, oświetlenie.

Plamy są niewskazane

Gorzej ma się sprawa z likwidowaniem zagrożeń ekologicznych, np. kałuży paliwa czy oleju. Problem w tym, że straży cały czas brakuje tzw. sorbentów i neutralizatorów do ich likwidowania. A potrzeby są coraz większe, bo coraz częściej dochodzi do kolizji i wypadków. Niedawno dwa wypadki, jeden po drugim, zdarzyły się na rondzie Jana Pawła II. W pierwszym wyciekła benzyna, w drugim olej.
Co jeszcze jest potrzebne strażakom Przydałby się ciężki samochód ratownictwa chemicznego i auto z drabiną. No i taki podstawowy sprzęt, jak skafandry i hełmy, bo te używane teraz niedługo tracą atest i trzeba je wymienić. Jeden hełm kosztuje 700 zł, a strażaków jest 130. Skąd wziąć na to pieniądze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska