Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porównują go do Pudzianowskiego

Jakub Lesiński 68 324 88 69 [email protected]
Mateusz Kieliszkowski ma 21 lat. Mistrz świata amatorów Strongman 2014. Mieszka w Chlebowie.
Mateusz Kieliszkowski ma 21 lat. Mistrz świata amatorów Strongman 2014. Mieszka w Chlebowie. Tomasz Gawałkiewicz
- W USA miałem okazje uścisnąć dłoń Arnolda Schwarzeneggera, gdy gratulował zawodnikom - przyznał Mateusz Kieliszkowski.

- Od dziecka był pan "duży"?
- Wysoki, a do tego bardzo szczupły. Oglądając kulturystów, atletów i siłaczy, chciałem wyglądać tak jak oni. Do dziś nie jestem jakiś bardzo zadowolony, bo chciałbym większych obwodów. Moim marzeniem jest też uzyskanie 150-160 kg wagi. Obecnie to ok. 140 kg, przy 195 cm.

- Skąd u pana zainteresowanie sportami siłowymi?
- W wieku piętnastu-szesnastu lat rówieśnicy wpadli na pomysł, aby zacząć przygodę z siłownią. Postanowiłem zrobić to samo. Bardzo chciałem się zmienić, przytyć, stać się "większym" chłopakiem. W wieku 17 lat dostałem propozycję startu w zwykłych zawodach amatorskich, które o dziwo wygrałem. Ten start otworzył mi drogę do kolejnych imprez w naszym kraju. Byłem młodym chłopakiem, który potrzebował doświadczenia, przede wszystkim tego na sprzęcie strongman. Różnica między klasyczną siłownią i treningiem a umiejętnościami na tych przyrządach jest ogromna.

- Po jakim czasie osiągnął pan wysoki poziom?
- W wieku 20 lat zapisałem się na mistrzostwa Polski organizowane przez stowarzyszenie Strongman.pl, które co roku odbywają się w Międzyzdrojach. Byłem już pewien swoich możliwości, dobrze przygotowany, bo spędziłem kilka miesięcy na sprzęcie. Wygrałem te zawody, lecz nie było lekko. Za pierwsze miejsce otrzymałem był bilet do Stanów Zjednoczonych, na jedną z największych imprez, czyli Arnold Classic. Start na tak popularnych zawodach był moim marzeniem. W zeszłym roku wywalczyłem tytuł mistrza świata amatorów. Nagrodą był udział w Pro Strongman - czyli wśród najlepszej, najsilniejszej 10-tki ludzi na świecie.

- W USA, jako pierwszy z Polaków, stanął pan na podium. To było coś!
- Wcześniej nie udało się to nawet znanemu Mariuszowi Pudzianowskiemu. To bardzo specyficzne zawody, ale zarazem najtrudniejsze na świecie. Ciężary tam są niewyobrażalne. Oglądało nas kilka tysięcy osób. To bardzo ciekawe przeżycie. Dostałem zaproszenie na kolejną edycję.

- Poznał pan organizatora?
- Nagrody wręczali główni sponsorzy, a tę za pierwsze miejsce przekazał właśnie sam Arnold Schwarzenegger. Wtedy to też miałem okazję uścisnąć jego dłoń, gdy gratulował pozostałym zawodnikom.

- Czy z tego sportu da się wyżyć, a może trzeba podjąć pracę?
- Jeśli człowiek umiejętnie posługuje się zarobkami, to wystarczy, że jest dobrym zawodnikiem i startuje za granicą. Pomagają nam sponsorzy. W tej dyscyplinie należy skupić się wyłącznie na jednym, by piąć się do góry. Trzeba pilnować posiłków, których je się sześć-siedem dziennie. Trening do zawodów nie trwa godzinę-dwie, lecz pięć-sześć.

- Dba pan o edukację?
- Zdałem maturę, w liceum. Chciałbym jeszcze trochę się pouczyć. Może kiedyś spróbuję.

- Kim dla was, strongmanów, jest Mariusz Pudzianowski?
- Wielką gwiazdą. Aż pięć razy zdobył tytuł najsilniejszego człowieka świata! Jest bardzo szanowany i ceniony. Szkoda, że tak szybko skończył, a wraz z nim ten sport ucichł i nie jest już tak popularny w Polsce. W USA organizatorzy bardzo mnie do niego porównywali. Mówili o waleczności i podejściu do konkurencji.

- "Pudzian" zaczął startować w MMA. Pan też o tym myśli?
- Nie. Na razie żyję tylko światem podnoszenia ciężarów.

- Pana postura budzi respekt. Miał pan propozycję pracy jako "bramkarz", ochroniarz?
- Nie podejmowałem jeszcze takiego zajęcia. Jednak, jeśli trafi się taka okazja i będę mógł dopasowywać do siebie terminy, to z chęcią spróbuję.

- Jak na uprawiany przez pana sport reaguje rodzina, bliscy?
- Oni doskonale o tym wiedzą, że to dyscyplina dla mnie. Bardzo mnie wspierają, dopingują.

- Dziewczyna jest jednocześnie pana menadżerką?
- To osoba, która jest zawsze obok. Wspiera mnie duchowo, ale i również przygotowuje potrzebne mi rzeczy do startu. Bardzo często zauważam, że bez jej pomocy nie wracałbym, jak zazwyczaj, z uśmiechem na twarzy.

- Jak wyglądają pana treningi?
- Gdy jestem poza zawodami, to następująco: poniedziałek - barki, wtorek - nogi, środa - wolne, czwartek - klatka, piątek - martwy ciąg oraz reszta mięśni pleców, sobota - ramiona, triceps, biceps i przedramiona. Niedziela - wolne W trakcie przygotowań do turnieju plan jest zupełnie inny. W treningu pomagają mi bliscy, koledzy oraz mój kuzyn, jednak wszystko planuje sam.

- Stosuje pan jakąś dietę?
- W tym sporcie można sobie dobrze zjeść i nie żałować kalorii oraz tłuszczu. Jednak mi trochę zależy na sylwetce i nie chce być gruby. Moje podstawowe produkty to kurczak, ryż, makaron, jajka, płatki owsiane, serki wiejskie. Raz na jakiś czas pozwalam sobie na lub pizzę lub fast food.

- Konieczne są wyrzeczenia?
- Zdecydowanie tak. Tutaj liczy się odpowiednia regeneracja, ilość snu oraz posiłki. Nie można pozwolić sobie na imprezy i popijanie alkoholu.

- W Chlebowie jest pan bohaterem?
- Nie wiem. Mieszkam w bardzo małej miejscowości, brakuje tu rozrywek. Miejsca, w których przebywam to tylko dom i pobliska siłownia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska