Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poskromić osobistą dumę. "Al Kut. Ostatnia zmiana" (część XXII)

opr. (th)
- Mój pierwszy arabski obiad - wspomina gen. Różański.
- Mój pierwszy arabski obiad - wspomina gen. Różański. fot. 17. WBZ
Tej książki nie kupisz nigdzie. "Al Kut. Ostatnia zmiana" została wydana w zaledwie 500 egzemplarzach. Publikujemy ją na naszej stronie internetowej. Dziś odcinek XXIII - ciąg dalszy o kontaktach wojska z irackimi oficjelami.

Ważną rolę w stabilizacji sytuacji i reagowaniu na sytuacje kryzysowe spełniać powinno Prowincjonalne Połączone Centrum Reagowania Kryzysowego PJCC. Jak w każdej strukturze organizacji, wiele zależy od lidera. Pierwszy szef, pułkownik Ali Rabh Nim Zubaydi, był człowiekiem, który nie posiadał predyspozycji do kierowania zespołami ludzkimi. Z racji swoich niekompetencji i stopnia wojskowego, był ignorowany przez generałów kierujących siłami bezpieczeństwa w prowincji.

Wyznaczenie na stanowisko generała Khalida zmieniło sytuację diametralnie. Był on mieszkańcem Al-Kut, jego rodzina miała kilkusetletnią historię, to były jego atuty. Khalid nosił w sercu osobisty powód by zabiegać o przywrócenie normalności w kraju. Jego 25-letniego syna zabili terroryści, bez szczególnego powodu. Nowy szef od początku bardzo energicznie zabrał się do pracy i, co ważne, był otwarty na podpowiedzi i sugestie.

Dostarczone materiały o Centrum Zarządzania Kryzysowego przy Wojewodzie Wielkopolskim przestudiował z uwagą. Kontakt z nim ułatwiało to, iż mówił po rosyjsku i angielsku, czasem tymi dwoma językami jednocześnie, co było zabawne. Podczas kolejnych konferencji dowódca BGB wskazywał go jako przykład współpracy z koalicją dla dobra prowincji.

Wojsko kontra policja

Istotnym zabiegiem było poniesienie rangi i znaczenia PJCC w normalizacji sytuacji. Przeprowadzono konferencje na temat zadań i roli PJCC w zapobieganiu skutkom niepożądanych zdarzeń. W Iraku zagrożenie kojarzy się przede wszystkim z zamachem terrorystycznym. Występują jednak również zagrożenia niemilitarne, do których należy w skoordynowany sposób użyć różnych służb zabezpieczających i porządkowych. W spotkaniu udział wziął gubernator oraz wszyscy jego dyrektorzy departamentów i resorty siłowe.

Problemem, który muszą rozwiązać Irakijczycy, jest poskromienie osobistej dumy i opanowanie umiejętności współdziałania bez uprzedniego dyskutowania, kto jest ważniejszy. Polski generał wspólnie z Khalidem przekonał gubernatora do otworzenia na terenie urzędu miasta polskiego biura. Był to swego rodzaju konsulat w prowincji, tylko bez obsady kadrowej. W pokoju tym, skądinąd urządzonym bardzo elegancko, załatwiane byłe wszelkie sprawy między polskim kontyngentem a kontraktorami, ponieważ nie wszyscy chcieli przyjeżdżać do bazy, która była obserwowana przez członków JAM.

Wyzwaniem było nakłonienie do współpracy armii z policją. Obie te struktury działały oddzielnie. Relacje między Muhammadem i Husainem były poprawne, ale na niższych szczeblach nie było mowy o współpracy. Misja Polaków miała charakter doradczo-szkoleniowy. By jednak zapewnić bezpieczeństwo siłom koalicji musieli być aktywni. - Tu zaczęliśmy "falandyzować" nasze przepisy. Przygotowując operację, włączaliśmy do akcji Irakijczyków i już było doradztwo oraz szkolenie formacji wojska lub policji.

Wypracowaliśmy koncepcję, według której iraccy dowódcy przydzielali nam okresowo ten sam pododdział. Ludzie ci przyjeżdżali do bazy, szkoli się z nami, wyjeżdżali na treningowe patrole. Kiedy jechali na operację, nie wiedzieli o tym, myśleli że to szkolenie. Zależało mi jednak by oba te komponenty połączyć: armię i policję.

Przeciwnik operował wszędzie i tylko wspólne działanie mogło przynieść pozytywny skutek. Dochodził tu jeszcze element ambicji poszczególnych dowódców. Kto po operacji będzie okrzyknięty autorem sukcesu. Po raz kolejny Muhammad okazał się oficerem z duszą dyplomaty. Uzgodniliśmy, że operacja, która była przygotowana do realizacji przez BGB, wojsko i policję zostanie przypisana Husainowi. Po jej zakończeniu komplementowaliśmy szefa policji przed gubernatorem, że w istotny sposób przyczynił się do zatrzymania terrorystów. Skutek był zdumiewający Husein uwierzył w siebie, stał się zdecydowany i nie stronił od współpracy. Jego nowa energia doprowadziła do spektakularnego zatrzymania zabójców burmistrza miasta Ad Duiaylah. Pościg ruszył natychmiast po porwaniu urzędnika, w trakcie akcji zastrzelono dwóch terrorystów pozostałych zatrzymano.

Od kwietnia udało się doprowadzić do tego, że w mieście ochronę pełniły partole wszystkich formacji. Kiedy istniało zagrożenie zamachami na mosty, które w Al-Kut mają znaczenie strategiczne, według opracowanego przez nas planu, w system ochrony włączono wszelkie agendy bezpieczeństwa, łącznie z policją rzeczną, obroną cywilną i departamentem hydrotechniki. Całością kierował połączony sztab rozmieszczony w PJCC.

Szejkowie rozstrzygają spory

Kolejną grupą, z którą podjęła współpracę BGB, byli szejkowie. Dotychczasowe wyobrażenie o szejku zamknąć można wizerunkiem bogatego Araba, posiadającego niezliczone dobra i więcej niż jedna żonę, aczasem nawet harem. Rzeczywistość jest zgoła inna, szejk jest przywódcą rodowym, starszym klanu rodzinnego. Jego znaczenie jednak nie jest tylko tytularne. Każdy z klanów stosuje swoje prawo zwyczajowe. Reguła taka nigdzie nie jest spisana, jest natomiast rygorystycznie przestrzegana. Jest to obszar wiedzy niezwykle interesujący, ale trudny do opanowania w związku z nieistnieniem dokumentów.

Szejkowie rozstrzygają wszelkie spory. Rzec by można że w jednym ręku skupiają władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Trzeba jednak uważać, bo funkcjonują pseudo-szejkowie. Najczęściej są to lokalni przedsiębiorcy, którzy przywdziewając strój szejka, liczą na szczególne względy. Przy takich rozmowach nieoceniony jest tłumacz Arab, który bardzo szybko potrafi rozpoznać "komercyjnego" szejka. Po dwóch miesiącach funkcjonowania BGB przybyło do bazy dwóch szejków, którzy byli przedstawicielami Rady Szejków Dolnego Eufratu. Oświadczyli, że obserwują działania Polaków w prowincji i uznali, że generał Różański jest godny by spotkać się z przewodniczącym rady.

- Traktowałem to jako wyróżnienie dla wysiłku moich żołnierzy. Takie spotkanie odbyło się w marcu. Przygotowywaliśmy się do niego bardzo starannie. Lokalni tłumacze uczyli mnie zasad savoir-vivre. Sugerowali jakich przymiotników używać podczas rozmowy, ponieważ nie można było wykluczyć, że w składzie delegacji będzie osoba znająca polski.
Uprzedzeni zostaliśmy, że goście przywiozą obiad. Szejkowie przybyli z godzinnym opóźnieniem, zwyczajowa forma pokazania kto tu decyduje o spotkaniu. Powitanie było powściągliwe. Na początku zapoznałem gości z dotychczasowym działaniem brygady.

Z dużym zainteresowaniem słuchano o pomocy medycznej i humanitarnej niesionej miejscowej ludności. Poprosiłem o podpowiedzi, gdzie znajdują się ludzie potrzebujący pomocy. Przedstawiłem im również zagrożenia, jakie spotykają moich żołnierzy podczas wykonywania zadań na rzecz Irakijczyków.

Ryba przypominająca karpia

- Mój pierwszy arabski obiad - wspomina gen. Różański.
(fot. fot. 17. WBZ)

Po prezentacji zasiedliśmy do obiadu. Na stół wniesiono rybę kształtem przypominającą karpia, była pieczona na węglu drzewnym. Kolejne danie to kebab, mocno różniący się od tego, który serwują u nas w kraju. Miał on formę roladek mięsnych. Na tej samej paterze smażone serca baranie i wątroba. No i oczywiście gotowana jagnięcina z dużymi kawałkami tłuszczu, podana z ryżem. Każda z tych potraw z dużą ilością warzyw.

Podczas tego obiadu już wiedziałem, że współpraca będzie się układać dobrze, ponieważ potrawy nakładał mi mój gość, osobiście, co jest wyrazem uznania i szacunku.

Relacje z władzami prowincji można było uznać za poprawne. Wśród bywających w krajach arabskich standardem jest tolerancja wobec niepunktualnego przybywania na spotkania lub niedotrzymywania terminów. W Wasit natomiast dopracowano się europejskich standardów, nikt z przybywających do Delty nie musiał czekać na irackich partnerów. Osobiście traktowane to było jako przejaw szacunku wobec naszych zwyczajów.

O charakterze relacji z władzami prowincji zaświadczyło pożegnanie i nie to podczas kurtuazyjnych przemówień w sali odpraw po uroczystości przekazania strefy. - Delegacje odprowadziłem na parking, gdzie zostałem przez wszystkich bez wyjątku uściskany. Oczy ciężko doświadczonych przez życie mężczyzn stały się wilgotne - wspomina wzruszający moment pożegnania gen. Różański.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska