Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszedł na odwyk i... umarł po raz pierwszy

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Mówią o sobie "niepijący alkoholicy". Bowiem alkoholikiem jest się przez całe życie. Nawet jak nie pijesz przez całe życie
Mówią o sobie "niepijący alkoholicy". Bowiem alkoholikiem jest się przez całe życie. Nawet jak nie pijesz przez całe życie Mariusz Kapała
- Nawiedzony! Chory, bo chce się leczyć! - wołali za Edmundem, gdy z dziurawym łachem na plecach szedł do psychiatryka. W buty włożył gazetę, żeby piętą nie szurać po ziemi. Poszedł, trafił na odwyk i... umarł.

Adam znalazł ucieczkę w piwnicy, a w głowie ciągle ma gębę. - Zapijaczona, obdrapana… - opowiada, atakowany wspomnieniem meliny. Gęba Edmunda w nim siedzi. Przed nią Adam ucieka, żeby życie nie uciekło mu nagle przez palce.

Pali w kotłowni. Jak smok! Że kręcone? Często kręcone palą ludzie, którzy tutaj wpadają - bezdomni, alkoholicy, ludzie po wyrokach. Wpadają, bo w piwnicy zrodziła się inicjatywa. Jest tu kotłownia, którą przerobili.

Adam sam wylewał beton. Dziś pęka z dumy, prezentując podłogę i kafle. Wcześniej wynieśli stąd piece i zaraz cały się tej kotłowni oddał. Nawet okno wychodził. Albo na przykład te ściany… - Obdrapane były. Rzuciłem kolor, ściany nabrały wyrazu i do piwnicy weszło światło.

Bije tu serce fundacji, za którą wybrali Adama społecznikiem roku w powiecie. - Sterta ubrań, karton butów, kuchenka... Wszystko dla potrzebujących! - rzuca od progu.

Ręka

Losy, które trafiają do piwnicy, zawsze są pokręcone. To ludzie, o których mówią, że margines. Sięgnęli dna, Adam podaje im rękę. Chwyci ktoś i pójdzie na własne mieszkanie. A może znajdzie pracę? Zacznie życie na nowo! Adam ma wtedy satysfakcję.

Są jednak i tacy, którzy odchodzą z piwnicy tak dosłownie, bezpowrotnie, do piachu. - Ich wybór - mówi wtedy Adam i serce mu pęka.

Jeden chłopak, któremu podał w piwnicy rękę, utonął w wódce. Inny tak się stoczył, że musieli obciąć mu nogi. Przepił swoje aluminiowe kule. Bezdomny był. Adam znalazł chłopaka w chlewiku. Młody, dwadzieścia kilka lat. Przepadł bez śladu. Dwóch kumpli tego bez nóg, bezdomnych spod garaży, nie żyje. Zabił ich denaturat... Tyle tych losów, że zliczyć nie sposób.

Edmund

Kryminalista, bywalec różnorakich melin. Umierał i zawsze wracał do Adama po czasie...

- Kochane dzieci, kto z was próbował alkoholu? - pyta Adam na szkolnej prelekcji. - Obojętnie czy piwa, czy wódki. Kto próbował, palec do góry!

Cisza. Jedno dziecko się odważyło, podnosi. Sala zaczyna klaskać.

- Kolego, brawa dostałeś nie za to, że wypiłeś, tylko za to, że miałeś odwagę się przyznać. Znałem małego chłopca, młodszego od ciebie. On też spróbował…

Na chrzcinach siostry chłopiec skrył się pod stół. Goście wychlani. - Napij się - szepnął ktoś. Chłopiec chwycił za kieliszek, spróbował. Miał cztery lata.

Gdy miał lat 11 lat, wylądował w zakładzie wychowawczym w Reszlu, za burdy. Wpadł w złe środowisko i trafił do wychowawczego schroniska w Barczewie. Później był zakład poprawczy w Warszawie. Miał 21 lat i poszedł za kraty. Cztery lata odsiadki za napad z rabunkiem. Tak Edmundowi uciekła młodość.

Raz w całym miasteczku zgasło światło. Ktoś napadł na sklepową, oskarżyli Edmunda, musiał wyjechać. Zaczepił się na karuzeli.

Wesołe miasteczko

- Wchodzisz w alkohol po uszy i włącza się mechanizm - twierdzi Adam. - Życie zatacza koło. Raz, drugi, trzeci... Coraz szybciej. W końcu stajesz przed lustrem. To nie ty stoisz. To karykatura. Jak w krzywym zwierciadle.

Z wesołym miasteczkiem Edmund pojechał w Polskę. Po jednym dniu chlania trzeźwiał trzy dni. Tak się piło na karuzeli. Raz z miasteczkiem zahaczył o Kołobrzeg. Dał trzy wina facetowi z masarni, ten miał przynieść wyżerkę. Facet wziął wina, wyżerki nie przyniósł… W Kołobrzegu płynie rzeczka. Taka mała. Przeskakuje się przez płot, jest skarpa, wysoka na dobre pięć metrów. Na dole kamienie. Edmund dorwał faceta przy skarpie. Za trzy zmarnowane wina chciał zabić. Facet wisiał już nad przepaścią…

- Stój! Zatrzymaj się! - w głowie usłyszał głos. To Adam krzyczał, tam, na skarpie w Kołobrzegu. Adam potrafi przemówić do człowieka, potrafi tak nim wstrząsnąć, że dobra część ludzkiej natury ocknie się. W Edmundzie, rzeczywiście, coś się wtedy ocknęło. Chwilowy wyrzut sumienia? Poczucie winy? Strach?

Adam, jak się nagle pojawił, tak zaraz przepadł bez śladu. Edmunda wódka zaciągnęła na kraniec zachodni. Nad rzeką Nysą stoczył się.

Dno

- Kiedy zacząłem pomagać ludziom? Chyba w Krzywańcu, w więzieniu. Dobrze mnie tam znali. Raz pani psycholog poprosiła: Adam, przyjedź, przejdź się po celach. Chłopaki nie chcą chodzić na mityngi. Przyprowadził wtedy na mityng AA sporą grupę.

Do więzienia jeździł rowerem. W dwie strony ponad 100 kilometrów. Dwa razy pojechał z niepijącymi alkoholikami rowerem w rajdzie trzeźwości dokoła Polski. Nad morzem odwiedził wtedy dawną znajomą. - Nie dam rady tego picia zatrzymać - powiedziała mu kiedyś. A on przekonał ją do leczenia. Po latach, nad morzem, usłyszał od znajomej: - Adam, urodzę trzeźwe dziecko. Dzięki tobie!

Takie słowa zostają w człowieku.

- Spotykałem na rajdzie wielu ludzi, dawnych więźniów, tych z Krzywańca też - Adam wspomina, że niektórzy wyszli zza muru i potrafili się podnieść. Edmund, jak wyszedł zza krat, rozpił się na dobre. Znowu go oskarżyli. Dostał dwa lata odsiadki za kradzież. Tak stracił mieszkanie i pracę.

Ostatnie stadium pijaństwa było niesamowite. Edmund mieszkał w melinie. Sypiał w parku na ławce. Denaturat, autowidol… Szło wszystko, co było pod ręką. Dwóch kolegów z meliny od tego umarło.

Owszem, czasami pojawiał się Adam. Coś mówił. Jak wtedy, w Kołobrzegu. Mijali się przelotem, coraz rzadziej. Adam odbił się na przykład w sklepowej witrynie. Edmund podbiegł i w szybie widział już tylko siebie. Zapijaczoną, obdrapaną gębę. Zjadał go strach, że znowu pójdzie siedzieć. Wtedy starał się leczyć.

Odwyk

Praca najlepsza na kaca! Hałda ziemi, Edmund przy taczce, a język myślał o chlaniu.

- Nawiedzony! Chory, bo chce się leczyć! - wołali kumple, gdy szedł do psychiatryka na odwyk. Dostał tam wszywkę w pośladek i... umarł. Pierwszy raz w życiu.

Adam poznał kiedyś Władzia. Za życia cała okolica go znała. - Ja Władzia podziwiam do dziś - mówi. - Pracował w drukarni. Zimą owijał się gazetami pod kurtką, żeby mu było cieplej i jechał na mityng AA. Do końca czuł, że jest tam potrzebny. A Mariola? Ona nie piła już kilka lat. Pomagała innym alkoholikom. Jasiu gitarzysta też wyszedł z nałogu i pomagał. Na łożu śmierci krzyczał: Jak ja kocham ludzi!

Dawne picie zrobiło swoje. Wszyscy umarli, ale zupełnie inaczej, niż Edmund, bo ostatecznie. Wyszli z dna, by na trzeźwo stawić czoła śmierci. Chcieli nadrobić lata, które uciekły. Chcieli pomagać innym. Czy po to, żeby odpokutować winy? Być może czuli się winni. Edmund? Ani trochę.

Ogrodnik

Raz nad Nysę przyjechało wesołe miasteczko. Życie, jak diabelski młyn, zatoczyło koło. Ręce przeszył dreszcz. Ciało drgało. Głowa puchła. Wtedy Edmund powrócił. Znowu zaczepił się na karuzeli…

Zostawił jedną żonę, zostawił drugą. Dla Edmunda od rodziny zawsze ważniejsza była wódka. To przeciwieństwo Adama, jego lustrzane odbicie. Co u Edmunda było na jednym biegunie, u Adama jest na przeciwnym. On dla odmiany ma kochającą żonę, dwie przybrane córki i wnuki.

- Przecież człowiek samotny guzik jest wart - przekonuje Adam. - Bo z kim się taki samotny pokłóci? Albo niech zachoruje. Kto poda mu szklankę wody?

Dlatego Adam powtarza: - Chcesz wyjść z nałogu? Doceniaj tych dobrych ludzi, którzy podają ci rękę, inaczej nie staniesz na nogi.

Edmund odtrącał każdego. Z karuzelą i z wszywką w pośladku kolejny raz ruszył w Polskę. Jak sięgnął po kieliszek, tydzień czasu pił kulturalnie. Trzy, cztery i dziękuję bardzo. Po tygodniu popłynął.

Nad Nysę wrócił jak dziad, głodny, bez grosza przy duszy. Zaglądał w sklepowe witryny. Szukał w odbiciu Adama? Nie dojrzał... I zdarzył się cud. Nagle, jak to w życiu bywa. Zadecydował przypadek. Nad Edmundem pochylił się ogrodnik - dobry człowiek. Podał mu rękę, zaproponował pracę. Rzucił na targowisko, do handlu.

Edmund upadał. Ogrodnik wyganiał, później przyjmował z powrotem. Trudna to była przyjaźń. Jakby nierealna…

- Albo chcesz być człowiekiem, albo zdychaj pod płotem - powiedział raz ogrodnik. A Edmund, facet przed czterdziestką, wreszcie się zastanowił. Przecież miał życie przed sobą.

Najpierw wyjął watę z uszu. I słuchał. On, który chciał zabić człowieka, kryminalista, który 12 lat spędził w więzieniach i w zakładach poprawczych, pojechał do Częstochowy. Tam wyjął watę z ust. - Jestem alkoholikiem! - wykrzyczał na Jasnej Górze do ludzi. Tak umarł. Drugi raz w życiu.

Dwie twarze

Adam z dumą prezentuje kotłownię. Ciemno tu. Żeby uzbierać na światło, znowu pójdzie z puszką pod most. Kiedyś zbierał tak na paczki świąteczne i na kolonie dla dzieci z biednych domów. Raz dzieciaki - ofiary powodzi - wysłał za te pieniądze na turnusy do Niemiec. Gratulacje przyszły z Poczdamu. - Jak wróci światło, w piwnicy zaczną chodzić komputery i bezdomni wejdą w Internet - zapowiada Adam.

A po co ty tak działasz społecznie? - zapytał ktoś kiedyś. - Słuchaj - mówi wtedy. - Gdybyś ty znał moje życie… Kiedyś to nie ja byłem!

PS
Wołają za nim Adam, bo woli swoje drugie imię. W papierach ma zapisane, że Edmund. Nie pije od 11 lat. To wtedy po raz trzeci pokonał złą stronę swojej natury, swoją gębę, słabość. Pokonał Edmunda...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska